niedziela, 10 listopada 2013

(niby) Epilog #1 (18+)


Dzień dobry wszystkim.
Tak, wszystkim.
Dziś (03.11.2013) kiedy to pisze po raz enty uświadomiłam sobie, że muszę coś TU zmienić.
Uświadomiła mnie do tego osoba, która pomimo pisania, że moje rozdziały są świetne.. Po prostu.. Otworzyła mi oczy? Czy te słowa są dobre?
Piszę to z ogromną "wdzięcznością" dla Niej samej i dla siebie - że się zawzięłam.

Czemu Epilog?
Chyba czas skończyć z tym blogiem. Co prawda nie jestem do tego przekonana, ale ja to ja.
Jest to pierwszy epilog, bo jest szansa, że będzie drugi. 


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Parę lat później - 23 Grudzień 2020r / Gdzieś na Hawajach.


Chłodna woda, która okalała moje ciało, pieściła moją rozgrzaną skórę. Było zbyt gorąco, a zimne muskanie morza orzeźwiało moje zmysły. Kątem oka widziałam, jak Xavan buduje babki z piasku. Przewróciłam oczami.
- Kochanie. Mam sokoli wzrok, nie zapominaj o tym.
- Ależ ja pamiętam.. - Przewróciłam się w jego stronę.
- Za niedługo wracamy - Powiedział, jakby smutny - Może jednak zostaniemy?
- Musimy wracać - Zaczęłam się bawić obrączką, wysuwałam ją i wsuwałam - Niestety.
Położyłam prawą rękę na piasku. Był ciepły. Wzięłam go w dłoń nadal czując, jaki jest gorący.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu, dziwiąc się, że moja komórka złapała tu zasięg. Opadłam powoli, wypuszczając piach z ręki i odbieram.
- Halo?
- Cześć córeczko. Jak tam u was?
- Wszystko dobrze, jutro wracamy. a u Was? Jest Tifa?
- Jest z Barthelem.
- Słucham ? - Nagle wstałam i zabrałam ręcznik, idąc w stronę domku przy plaży. - Chcesz mi powiedzieć że...
- Nie. Ona po prostu chce mieć kontakt z ojcem.
- No, rozumiem - Uśmiechnęłam się z przymusu - Kończę.
Rozłączyłam się szybko, po czym odetchnęłam.
Co mogę o tym sądzić? Nie zabraniałam kontaktu Tify z Barthelem. Trauma z ostatnich dziesięciu lat zazębiała się we mnie.
Kiwnęłam głową na nie. Postanowiłam nie myśleć o tym, co było, tylko o tym co jest. Teraz jestem mężatką i nie powinnam zajmować się swoim starym związkiem.
Wolnym krokiem poszłam w stronę Xavana, a po pokonaniu krótkiego dystansu, usiadłam obok Niego.
- Nie martw się. - Złapał mnie w biodrach i przyciągnął na siebie - Mamy ostatni dzień dla siebie. Uczcijmy go. - Po jego słowach zaczęliśmy się całować.
Czułam dreszcze. Jego dłonie przemierzały drogę po całym moim ciele - głównie plecach. Zatrzymał się przy moim zapięciu od stanika. Trochę zajęło mu jego ściągnięcie.
- Dopilnuję, byś tego nie nosiła. - wyszeptał, wyrzucając górną część stanika gdzieś obok.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Niego.
Przez ten miesiąc zmieniło się w Xavanie to, że delikatnie się opalił. Pomimo tego, że był wampirem. Dalej miał ten sam kolor oczu i porywającą twarz.
- A ja dopilnuję, byś mnie nie pilnował, kochanie.
Moje spragnione wargi zaczęły szukać jego warg. Gdy po chwili tak się stało, znowu się całowaliśmy.
Namiętnie.
Bez oporów.
Po niespełna minucie, byliśmy już rozebrani. Od stóp do głów.
- Tutaj ? - Wyszeptałam równie rozpalona, co i podniecona.
- Chcesz znowu zmasakrować łóżko? Na tej wyspie i tak jesteśmy sami
- No dobrze. Wierzę Ci, mój mężu.
Xavan położył mnie na swoim ciemnoniebieskim ręczniku, po czym położył się delikatnie na mnie. Między pocałunkami poczułam, jak wchodzi we mnie, a każda komórka mojego ciała krzyczy, aby był jeszcze bliżej. Palce, wbite w plecy, zaczęły zjeżdżać w dół, do jego pośladków, które ścisnęłam, by przyciągnąć go bliżej siebie. Usłyszałam jego cichy jęk, co jedynie bardziej rozpaliło we mnie podniecenie.
Naprężyłam całe ciało, Xavan złapał mnie w nadgarstkach i uniósł je. Całował mnie i jednocześnie wykonywał coraz szybsze pchnięcia.



XXXXXX

24 Grudzień. 

Samolot.
Wracam właśnie do Finlandii - Miejsca, gdzie Za niedługo będą odbywać się święta w rodzinnym gronie. Samo to radowało mnie.
Sprzedałam dom w starej miejscowości. Mieszkanie ze swoim nowym partnerem życiowym w jakże nowym domu jest lepsze, aniżeli użalanie się przy tym ze swoim byłym.
Xavan łapie mnie za rękę, jednocześnie wyrywając z myśli. Patrzę na niego jakby wystraszona.
- Coś się stało? 
- Nie, skarbie. - Uśmiechnęłam się promiennie. - Myślę o tym wszystkim, co się w ostatnim czasie wydarzyło.
Nie odpowiada. Jedynie posyła mi całusa, po którym zadrżałam.
- No to lecimy. - Uśmiechnął się i popatrzył w okno.

Równo o godzinie dwudziestej jesteśmy w Finlandii. Wchodząc do domu przez furtkę napotykam drobne zmiany - na obrzeżach białej chatki są powieszone kolorowe lampki, tak samo jest na oknach. Po bokach domu stoją po dwie choinki z bombkami i światełkami, a ziemia przykryta jest białym puchem.
Wchodzimy do domu, i od razu w oczy rzuca mi się pięknie przyrządzony stół i choinka, stojąca metr od tego.
- Yuna! Xav! Dobrze, że jesteście - Abbey przywitała mnie z uśmiechem.
- Jesteśmy..  Widzę, że zajęliście się domem..
- Następnym razem nie zapieczętuj domu na zaklęcia. Bo Abbey pomimo kluczy natrudziła się, by wejść. - Wykrzyczał z kuchni Damen, na co ja zachichotałam.
Xavan zabrał mi walizkę i zaniósł ją na górę, do naszego pokoju.
Czegoś mi jednak brakowało, a raczej kogoś. Weszłam szybko do kuchni, gdzie Abbey i Damen coś gotowali.
- Jest Tifa?
- Z Barthelem. Przychodzą później.. - Odpowiedział Damen ze spokojem.
- Nie powiem, że mi to nie pasuje, ale w końcu rodzina. - Uśmiechnęłam się od niechcenia i wyszłam z kuchni. Weszłam po schodach na górę i skręciłam do swojego pokoju. Xavan stał przy wielkim lustrze i próbował wiązać szary krawat.
- Kochanie, pomożesz ? - Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
Odpowiadając mu tym samym podeszłam do Niego i związałam mu umiejętnie ozdobny pasek materiału.
- Przebierz się.. Słyszałem, że Twój były też ma tu być.. - Jego uśmiech nagle zmienił się na szyderczy.
- Nawet o tym nie myśl.
Odeszłam od niego i poszłam do wielkiej, ciemnobrązowej szafy. Otworzyłam ją i wyciągnęłam z niej czerwoną sukienkę z paskiem z ćwierkami. Dobrałam do tego czarne szpilki i zaczęłam się przebierać. Rozglądając się zauważyłam, że Xavan zniknął. Wzruszyłam ramionami i ubrałam się.
Gdy zeszłam na dół, Tiva i Barthel już byli. Od razu mój wzrok przeszedł na Niego - Miał teraz drobny zarost, ciemniejsze oczy, bujniejsze włosy.
A Tifa? Ubrana w niebieską sukienkę z różowym paskiem i brązowymi włosami, które falowały wyglądała olśniewająco.
- Mamo. Ale ślicznie wyglądasz.. Prawda Tato? - Popatrzyła na Barthela, a ten jakby się zarumienił.
- Ty także. Siadajcie.. - Uśmiechnęłam się i wskazałam na wolne miejsca przy stole.

Siedzieliśmy w siódemkę przy stole. Wszyscy zajadali świąteczną kolację, tylko nie ja. Może dlatego, że tego nie chciałam.
Wstałam i poszłam do kuchni. Usiadłam na blacie i popatrzyłam przez okno.
Poczułam czyjąś rękę na kolanie. Szybko spojrzałam na nią. To był Barthel.
- Yuna..
- Weź.. Mam męża.
- Chyba musimy coś sobie wyjaśnić..
Miał rację. Zerwałam się szybko i poszłam nad przedpokój. Wzięłam swój płaszcz, po czym wyszłam z Barthelem.
- Wsiadaj do auta. Nie chce mieć Twojego męża jako świadka.
Szybko wsiadłam z przodu, po czym odjechaliśmy.
Całą drogę milczeliśmy, a kiedy w końcu wjechaliśmy w miejscowy las, siedziałam w aucie zmieszana z uczuciami. Popatrzyłam na Barthela, a on na mnie.
- Słucham? O czym chciałeś pogadać?
- O Nas. Widziałem, jak na mnie patrzyłaś.
- Barthel. Mam kogoś.. To nic nie zmieni..
- Nic? - Złapał mnie za kolano, a ja jęknęłam.
- Prowokujesz.. mnie.. - Mówiłam, jąkając się.
- Nie chce tego. Prowokacja i tak nic nie zmieni. Rozumiem, że masz męża. Szkoda tylko, że to nie ja jestem na jego miejscu.
- Barthel..
To był tylko moment. Pocałował mnie delikatnie co spowodowało, że zrobiłam się głodna. Głodna jego.
Przeklinałam się za to w głębi duszy.


---------------------------------------------------------------------------------------------

I jak? Podoba się?

Prosiłabym o pozostawienie komentarzy.