sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 4 #2

.
Tifa.

7 Czerwca, Piątek.

Właśnie wyszłam ze szkoły. Szłam spokojnie z torbą pełną książek od matematyki, języka angielskiego, niemieckiego i innych. Wędrowałam normalnie do czasu, gdy przede mną nie stanął ciemnowłosy chłopak w szarej koszuli, czarnych spodenkach i trampkach.
- Przepraszam. - Próbowałam go ominąć gdy ten ciągle zagradzał mi drogę. -Agrr.. Czy Pan serio.. - spojrzałam na niego.
Czy to był przypadek że spotykam kochanka swojej matki? Czego ten chłop ode mnie chciał?
- Cześć Tifa. I jak, ptaszyna wyszła z gniazdka ?
Westchnęłam cicho.
- Zostaw mnie.
- Tifa.. Dziecko Ty moje..
- Co chcesz? Czy do Ciebie nie dociera, że nie będę grała w Pana planie?
- Jack, kochanie, Jack. Poza tym... Już w nim grasz.
- Zamknij się. 
Wyciągnęłam prawą rękę przed siebie. Wtem Jack odleciał dwa metry ode mnie. Przeraziłam się.
- Co ja ..?!
- To Twoje moce, Tifa.
- Ale... Ja tego nie chce.. - Odbiegłam od Niego.

15 Czerwca, Sobota.

- Tifa. Twój ojciec mi zwiał.
- On zawsze wieje. - Powiedziałam, olewając tak naprawdę to, co mówił do mnie Jack.
- Mogłabyś sprawdzić, czy są w domu Yuny? Wiem, że zapewne tam są, ale jak mnie zobaczą to.. Rozumiesz co będzie.
- Taa.. Już idę - mówiłam od niechcenia, wyszłam z parku.
- Tifa. Bądź tu za niedługo.. Będę czekał ze scenerią. Wiesz o co chodzi.
Mruknęłam i poszłam dalej.
O co chodziło?
Miałam zwabić tu Barthela z Yuną, gdzie miała zostać ujawniona moja moc. Ma to ich przekonać i zdziwić, że tak daleko zaszły pewne wydarzenia, które ci pominęli.
Idąc do domu uśmiechałam się szyderczo.

...

16 Czerwca, Niedziela.

Zbudziłam się obok ciemnowłosego mężczyzny.
- Następnym razem wyciszaj telefon. Dzwonili całą noc..
Popatrzyłam na Niego i westchnęłam cicho.
- Po tym co się stało często mnie nie będzie. Yuna z Barthelem przywykną.
- Czyżby Yuna wróciła do Barthela?
- Chyba tak.
- A wiesz, że Twój ojciec to mój brat cioteczny? Jesteś ze swoim wujkiem.
- Nie obchodzi mnie to. - Pocałowałam go.
Usłyszałam po tym jego myśli: "Cholera. Nie jest sobą. To wszystko ją zjadło."
Zrobiłam kwaśną minę i wstałam, biorąc swoje ciuchy z podłogi.
- Tifa. Planujesz iście do Twoich rodziców?
- Tak.
- Dobra, to ja także się zbieram.
Wyszłam z pokoju. Nagle poczułam narastający wampirzy głód.

Yuna.

- Gdzie ona może być ?!
- Spróbuj ją znaleźć poprzez wizję.
- W tym problem, że nic nie widzę. - powiedziałam głośniej.
Po niespełna minucie usłyszałam, jak ktoś dzwoni dzwonkiem do drzwi. Gdy otworzyłam je doznałam szoku.
- Cześć Mamo, cześć Tato. Dziś widzę Was w nowej odsłonie.. - uśmiechnęła się szyderczo Tifa i weszła z kimś do domu.
Przyjrzałam się dokładnie tej osobie i zamarłam, a raczej się załamałam. Był to Jack trzymający się za rękę z moją córką. Od tego momentu miałam ochotę go rozszarpać.
Lecz coś mi tu nie grało z normą. nie czułam pulsującej krwi ze strony Tify.
- Barthel. Też nie czujesz?
- Coś ty zrobił z Tifą ?!
- Przemienił mnie. Wy byście pewnie tego nie zrobili.
- Skąd masz takie przeczucie, co? Jakbyś nas powiadomiła na pewno byśmy to zrobili.
- Był zakład. Jeśli Tifa zgodzi się na przemianę musi zostać moją żoną.
- Ty gnojku! - Widziałam, jak Barthel ma zamiar rzucić się na Jacka, a Tifa obrania go, rzucając na Barthela swoje moce. Moją pierwszą reakcją na to było zablokowanie jej mocy. Od razu z szybkością wampira podeszłam do niej i zapieczętowałam ją tak, by nic nie zrobiła, a gdy tylko w pełni to zrobiłam ta zaczęła się szarpać.
- Nie szarp się. Nie wygrasz. - Wymówiłam z żalem w głosie. Gdy jednak Tifa zaczęła się mocniej wyrywać, wyciągnęłam z kieszeni strzykawkę z eliksirem ocucającym na wampiry i wstrzyknęłam jej w szyję. Od razu zemdlała.
- Rozprawiłeś się z Jackiem?
- Tak.
- Co zrobimy z Tifą?
- Trzeba ją odmienić.
- Ale przecież przemiana nastąpiła.
- Fakt - Bathel upadł na ziemię, usiadł i zaczął szlochać.
Puściłam Tifę i podeszłam do Barthela i usiadłam obok niego.
- Co teraz będzie - Spytałam z zwątpieniem w głosie - Może jest coś..
- Nie.. - Odpowiedział pewnie i położył rękę na moich plecach.
Spuściłam głowę w dół.
I nagle poczułam coś dziwnego.
Ta krew.
Ta pulsująca krew w ciele mojej córki.
- Czujesz to ?
- Bez wątpienia.
Przykucnęłam obok Tify, ta po chwili podniosła się delikatnie, jakby nie mogła.
- Co się stało.. ?
- Już dobrze, wszystko będzie ok. - zapewniłam ją i przytuliłam do siebie..- Nic nie pamiętasz?
- Nie ...
- Ale ja pamiętam - Usłyszałam Jacka który sparaliżowany zaczął się podnosić - Tifo.. A przypomnieć Ci to ? - Objął jej rękę, a wtedy i mi ukazała się wizja
Jack i Tifa w łóżku. Gdy wizja się skończyła, odsunęłam się od Tify
- Barthel. Trzymaj mnie bo zaraz nie wytrzymam i go zabiję... On.. - Podałam mu rękę i przekazałam wizję, którą widziałam od swojej córki. Barthel od razu wstał
- Przespałeś się z moją córką ?! - wykrzyczał.
Nagle wyciągnął rękę, z której wyleciał srebrny piorun. Poleciał on w stronę Jacka, który krzyknął.
- Barthel ?! - Szybko wstałam i szarpnęłam go.
- Musiałem.

______________________________________

Witam wszystkich.
Czy podoba Wam się ten rozdział? Myślę, że tak.
W tym rozdziale jest wyjaśnienie do poprzedniego. - na samym początku.
Prosiłabym o komentarze :)

~Yuna.