środa, 22 maja 2013

Rozdział 2 #2

Poranek.
Bynajmniej lubiłam udawać, że śpię. Wiem. Wampiry nie śpią, lecz ja wolałam chociaż udawać. Nie chciałam rozstawać się za moją starą "Ja" - spanie do rana, olanie, że świat istnieje. Choć to już za mną to w głębi duszy mam ochotę do tego wrócić.
- Wreszcie wstałaś.
Gdy to usłyszałam, zaczęłam się rozglądać na boki. Zdziwiłam się, ponieważ obok mnie nie zastałam nikogo, a także nikogo nie wyczułam.
- Chyba mi się zdawało.. - Podrapałam się po głowie, przewróciłam oczami i wstałam z łóżka.
Szybko ubrałam się w czarne rurkowe spodnie, czarną bokserkę i czerwoną koszulę.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć. Tam zauważyłam ciemnoblond włosom kobietę ubraną w skórzaną, granatową kurtkę, jeansowe, rurkowe spodnie i czarne buty na koturnach.
- Cześć Yuna.
- Yhm.. Hej - Powiedziałam zdziwiona.
- Poznajesz mnie ? To ja, Natalie.
- Poznałam. - uśmiechnęłam się - Wejdź. - Odsunęłam się. Ta od razu weszła i skierowała się w stronę kuchni.
- Co tam u Ciebie, Yuna? Opowiadaj.
- A nie narzekam. A u Ciebie ?
- A wiesz.. Poznałam wczoraj kogoś. Pokażę Ci jego zdjęcie.
Wyciągnęła swój dotykowy telefon i po paru przesunięciach palcem pokazała mi zdjęcie ów chłopaka.
Zamarłam..
Był tam Barthel.
- Co tak wyglądasz jakbyś go znała ?
- Bo znam.
I znowu usłyszałam dzwonek do ciemnobrązowych drzwi. Gdy podeszłam do nich wyczułam, że stoi tam wampir. Już wtedy wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego.
Postanowiłam jednak je otworzyć. Gdy to zrobiłam w drzwiach pojawił się Barthel.
- A Ty tu czego chcesz?
- Ciebie.. Mrr...
Zaczął się do mnie przybliżać. Odepchnęłam go, lecz ten nie odpuścił.
Natalie podeszła do nas a ja przyjęłam postawę spokojnej dziewczyny, a on stał dalej rozszarpany, jakby przeżył jakąś poważną bójkę.
- To Ten.
- Widzę, Barthelku, że powodzi Ci się w życiu.. Podrywasz taką dziewczynę - Przegryzłam wargę w znajomym dla niego znaku.
- Kim ona jest dla Ciebie Barthel?
- Narzeczoną.
- Aha. To wiele wyjaśnia. - Zaczęła się kierować w stronę wejściowych drzwi.
Było widać, że Natalie zdziwiła się takim obrotem sprawy. Nie dziwie się jej. Sama w jej sytuacji bym to zrobiła.
Uśmiechnęłam się do Barthela.
- Nie ładnie podrywać moją koleżankę. A właśnie.
Popatrzyłam na swoje palce u ręki i ściągnęłam pierścionek zaręczynowy od Barthela.
- To Twoje. Możesz jej to dać... O ile będzie chciała. - dokończyłam i dałam mu rzecz, po czym opuściłam go.
Barthel wyszedł ze spuszczoną głową. Zapewne udawał skruszonego by zobaczyć, czy mu się oprę. Niestety nie było to już możliwe.

XXXXXX

Wyszłam na miasto. Chwila relaksu przydaje się każdemu. 
Wchodząc na ulicę, gdzie większość budynków to domy i nie ma żadnego sklepu przypominam sobie, że to właśnie tu wprowadził się Xavan.
Było to stare osiedle o odcieniu delikatnie zgniłej zieleni. Ani trochę mi się tu nie podobało.
- Nie idź tam. To podstęp.
Usłyszałam ten sam głos co z rana.
Odwróciłam się i zaczęłam się cofać. Nie na długo, gdyż drogę zasłonił mi Jack.
- Gdzie się śpieszysz?
Znów się odwróciłam. Za mną stał już Barthel.
- Już uciekasz?
- A wy czego ode mnie ? - Zapytałam zmęczona, wpatrując się w swoje paznokcie i kątem oka spoglądając na Barthela.
- Aaa pewnej rzeczy - Uśmiechnął się.
- Mówcie. - Westchnęłam - Bez powodu nie zawadzali mi drogi. - Powiedziałam bardziej ironicznie.
- No też prawda. Ach, ta nasza Yuna wyrosła na mądrą wampirzycę. - Barthel pogłaskał mnie po głowie, na co ja się odsunęłam.
- Będziesz nam posłuszna?
- Znacie na to odpowiedź. - Oznajmiłam zdenerwowana. Ich ciągła gadanina doprowadzała mnie już do szału.
- Że tak? - Barthel przysunął mnie do siebie i zablokował tak, bym mu nie uciekła. Czule wtulił się do mnie.
Brakowało mi jakiejkolwiek czułości, dlatego też z początku nie chciało mi się stawiać oporu.
- Co Yuna taka spokojna?
- Dziwne, nie? - powiedziałam ironicznie.
- To dobrze. Będzie mniej krzyku - Wtrącił się Jack.
- Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
Przekierowałam głowę w stronę Barthela, a on w moją.
- Jack. Bądź tak miły i zostaw nas samych. - Uśmiechnęłam się.
Jack odszedł. Barthel puścił mnie a ja odwróciłam się i przybliżyłam do niego.
- Tak szczerze.. Kim dla Ciebie jest Natalie?
- Tylko koleżanką.
Zaczęłam bawić się koszulką Barthela. Przypominały mi się wtedy chwile z nim.
Przyznam się. Tęskniłam za tym, były one bezcenne.
- Yuna.. Coś się stało?
- Tak. Wspomnienia wracają. Wiesz co ? Stanęłam na palcach tam, aby dorównać jego wysokości - Mam gdzieś to, co zrobiłeś.
Poczułam, jak kładzie rękę na moim policzku po czym zaczyna mnie całować. Odwzajemniłam to. Odczułam, jak opiera mnie o ścianę i przytula.
Dopiero wtedy poczułam, że mnie kocha.
Dopiero wtedy poczułam, że nadal jest pomiędzy nami jakaś iskra.
- Yuna. Zbyt długo na to czekałem.
- Ja też.
- Ech.. Zostawić was samych na moment. - Popatrzyłam w stronę mówiącego. Był to Jack
- Jack. Nie chce dla niej źle, zresztą, nigdy nie chciałem.
- Chcesz !
Gdy to powiedział zaczął rzucać w nas czerwonymi płomieniami i piorunami zarazem, lecz nie doleciały do nas, ponieważ odrzucałam je.
- Barthel uciekaj!
- Tylko z Tobą ucieknę!
Złapałam go za rękę i z szybkością wampira zaczęliśmy uciekać.

-----------------

Cześć Wszystkim!
Czy ktoś jeszcze przegląda tego bloga? Jeśli tak to proszę. Dajcie od siebie jakiś znak życia w komentarzach :)
Przepraszam za długie zwlekanie z rozdziałem. Wiem, że niektórzy niecierpliwili się i ciągle gadali mi "Daj Rozdział!" - mowa  tu o Mistchie i Dzerr.. :D
Myślę, że następny rozdział pojawi się dość szybko! :)
Pozdrawiam.
Yuna.