poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 5 #2

- Czy ja aby na pewno o czymś nie wiem?
- Pamiętasz tą moc po której mdlałaś?
- Tak
- Kiedyś, kiedy już przez trzydzieści lat byłem wampirem.. W walce zaklęła mnie pewna czarownica. Byłem wobec niej zobowiązany i najwidoczniej nie ściągnęła czaru.. Albo jest gdzieś blisko..
- Jak miała na imię ?
- Quonavan Nauthilus
- Bardzo nietypowe. Nie jesteś przypadkiem demonem?
- Nie. Jakbym nim był to Ty też byłabyś.
- Muszę iść polować.. - Wstałam panicznie z krzesła i poszłam pod drzwi. a przed nimi stał już Barthel.
- Co Ci jest, Yuna?
- Nic. Po prostu jestem głodna.. Nie jem od miesiąca.
Barthel podał mi woreczek z krwią, od razu spiłam cały

- Dzięki.. Lecz wątpię, by mi to wystarczało. jednak chyba wyjdę po więcej..
Ominęłam go i poszłam do swojego pokoju i zaczęłam szykować się do wyjścia. Lecz gdy to robiłam, zdałam sobie sprawę, że muszę podjąć jakąś zmianę w swoim życiu. A zawsze na moich postanowieniach musi, ale to musi być jakiś cień niejasności.
Po chwili ubrałam się w czarną sukienkę typu bombka, moje ukochane dziesięciocentymetrowe czarne szpilki i czerwoną torebkę.
- Wybierasz się jakbyś szła na randkę ..
- Kiedyś trzeba się wystroić.. popilnujesz Tifę ?
- Jasne.
Uśmiechnęłam się, po czym wyszłam z domu i zeszłam po schodach, a gdy otworzyłam drzwi zauważyłam piękny, naturalny krajobraz i dziewczynę siedzącą na schodach.
Miała ciemne blond włosy, ubrana była w czerwoną sukienkę na ramiączkach, czarny pasek i balerinki tego samego koloru. Kobieta wpatrywała się w małe dziecko mojej sąsiadki myśląc: "jak fajnie byłoby, gdybym miała tak małe dziecko". 
- Emm.. Natalie... ? - Na moje słowa ta szybko wstała i otrzepała się.
Dopiero gdy spojrzała na mnie przypomniało mi się, że tydzień temu umówiłam się z nią na spotkanie, a przez dziwny rozbieg zdarzeń zdążyłam o tym zapomnieć.
- Łał..  Hej Yuna.. Zmieniłaś się..
- Dzięki, w ogóle przepraszam, jeżeli się spóźniłam.
- Spoko. Niedawno przyszłam.
- To gdzie idziemy ? - Spytałam, znając na to odpowiedź.
Gdy byłyśmy młodsze, a dokładnie gdy ja miałam szesnaście, a ona piętnaście lat zawsze chodziłyśmy do nowo otwartej wtedy galerii, w której były głównie sklepy z ubraniami, butami i innymi takimi rzeczami. i tym razem tam szłyśmy.
Byłyśmy w tym miejscu gdzieś po godzinie z tego względu, że robiłyśmy sobie jak na nas przystało pamiątkowe zdjęcia.
- To gdzie zachodzimy?
- Tam, gdzie zawsze - Uśmiechnęłam się.
Poszłyśmy w głąb galerii i oglądałyśmy różne rzeczy z wystaw.

- Jak Ci się żyje? - spytała Natalie pijąc po chwili zwykłą wodę gazowaną.
- Nie narzekam, a Tobie?
- Też. Jestem modelką. Czasem też coś piszę, co jest w naszym zwyczaju.
- Rozumiem.. 
Nagle natrafiłam się na kogoś, a dokładnie na chłopaka.
Rozpoznałam w nim Xavana. Jego ciepłe, zarumienione policzki i ciemne włosy dały mi się ostro we znaki. Jak mogłam nie poznać człowieka, którego znałam od dawna?
- Dzień dobry, Xavanie.
- Dzień dobry, Yuno. - złapał mnie prawą ręką w pasie i przybliżył do siebie.
- Xav!
Spojrzałam na osobę mówiącą.
Była to krucha ciemno włosa dziewczyna.
- Sorry, jeśli zabrałam Ci chłopaka. - powiedziałam z ironią w głosie, że po chwili sama się nie poznałam. Szybko odsunęłam się i poszłam z Natalie dalej zostawiając za sobą Xavana i kobietę.

XXXXXX

- Dzięki za dzień. - Uśmiechnęłam się. - Myślę, że w najbliższej przyszłości to powtórzymy.

- Jasne.. To do zobaczenia.
Natalie odeszła, a ja po chwili weszłam na górę i otworzyłam drzwi.
- Jestem..
- Cieszę się - Usłyszałam Katherine. Spojrzałam na nią i automatycznie wystraszyłam się, gdyż za dziewczyną zobaczyłam Cassie.
Cholera. Przecież Cassie nie żyła.
- Co Wy tu robicie ?
- Czekamy na Ciebie..
- Gdzie.. - Weszłam w środek przedpokoju i zobaczyłam, że Barthel z Tifą siedzą zawiązani na krzesłach. - Co wyście im zrobiły?
- Tylko trochę pomęczyłyśmy.
Zrobiłam groźną minę, jakby ktoś zagrażał moim najbliższym. W sumie tak było. Katherine i Cassie wykorzystały moment kiedy mnie nie było i weszły z buciorami w jak najlepszej dla nich chwili.
- Zabijałeś Cassie? - szepnęłam.
- Tak. - Odpowiedział pewnie Barthel.
Popatrzyłam na obiekt rozmowy i podeszłam do niej.
- Co tu robicie?
- Zostałyśmy wynajęte na małe co nie co..- Powiedziała znudzona Cassie - Lecz z Barthelem mam do pogadania na osobności.
- Wątpię. - popatrzyłam na nią przeszywająco - Aczkolwiek Barthel jest zajęty organizowaniem ślubu - Zerknęłam na niego, po czym znowu na Cassie - Przykro mi.- Uśmiechnęłam się słodko.
- Jaki ślub? - Usłyszałam nagle zdziwiony głos Katherine.
- To już mała tajemnica. Więc proszę Was o opuszczenie tego miejsca.
Dziewczyny niechętnie, ale po dwóch minutach opuściły mój dom.
Od razu po tym zajęłam się odwiązywaniem Barthela i mojej córki. W mgnieniu oka wyczułam, że sytuacja będzie napięta, za co po chwili na siebie klnę.
- Yuna. Co miałaś na myśli?
- Dowiesz się potem, Barthel. - Uśmiechnęłam się.

23 Czerwca, Niedziela.

Dzień kolejnego spotkania z Natalie. Tym razem się przygotowałam i pożywiłam się z miejscowego lasu, który znajdował się jakiś kilometr, bądź dwa ode mnie. Nie wiedziałam na co się szykować na tym spotkaniu, choć jedno było pewne - na wydanie sporej sumy pieniędzy.
Postanowiłam ubrać się w czerwoną sukienkę rozkloszowaną, czarne szpilki. Zabrałam z krzesła czerwoną torebkę i wyruszyłam, zamykając przy okazji drzwi na klucz.
Gdy zeszłam Natalie była już na ławce. Oddychała dość ciężko. Dla mnie oznaczało to, że się śpieszyła, co nie było mylne.
Z jej myśli szybko wyczytuję, że była zajęta jej chłopakiem.
Cholera.
Muszę oduczyć się czytania w myślach osobie, która nawet o mnie nie wie. Ba. Nawet nie sądzi, że wampiry, czarodziejki, czy też inne takie stworzenia istnieją.
- Przepraszam, Yuna. Mój chłopak mnie zatrzymał. Jest taki kochany, uroczy.. Sama rozumiesz..
- Tak - Uśmiechnęłam się radośnie - Sama zastanawiałam się, czy zdążę.
Natalie po chwili wstaje, a ja podchodzę do Niej.
-To idziemy ?
- Jasne.
Gdy wyruszyłyśmy, razem z Natalie wspominałyśmy stare, dobre czasy.
Kiedy byłyśmy młode, tak jak to dziewczyny miałyśmy wspólne zainteresowania, wspólne wyjścia, wspólne dzielenie się tym samym rodzajem muzyki, wspólne załamania, rozstania i inne takie co przeżywają Dziewczyny. Dużo byłoby wymieniać.
W czasie odwiedzin prawie każdego sklepu w galerii lubiłyśmy wchodzić np.: do Deichmanna i przymierzać - jak to mówiłyśmy - Kolorowe szpileczki, co po latach weszło mi w nawyk.
Lubiłyśmy czytać książki. Gdy jedna znalazła ciekawy tytuł, to podsyłała drugiej, i na odwrót.
Oceniam ten czas na bardzo dobry, tak jak i przyjaźń z Nią. Nie szło to na marne, a spędzanie z Nią czasu było na prawdę ciekawe.
Po wielu rozmowach doszłyśmy do galerii. Jak zwykle przez dwie godziny odwiedzałyśmy różne zamieszczone tam sklepy.
- Jak zakupy?
- Świetne.. - mówię z radością w głosie. Wstępnie byłam obładowana rzeczami które kupiłam i usiadłam na pobliskiej ławce.
Tak na prawdę udawałam zmęczenie. Musiałam z tego tytułu, że Natalie powoli konała z nóg.
Musiałam zachować wszelką ostrożność.
- Dzięki, Yuna.
- Nie ma sprawy.
- To co.. Zmywamy się?
- No oki .. Z tą wielką stertą ciuchów i butów musimy się kiedyś wynieść - zaśmiałam się, a po chwili ona też.
Wolnym tempem wychodzimy i zamawiamy taksówkę, która zawozi nas pod jej dom. Zabieramy swoje siatki i płacimy za taksówkę. Po chwili spoglądam na zdziwioną Natalie.
- Nie jedziesz?
- Nie.. Stąd mam blisko do pewnej osoby..
- Ok. To hej - Uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie, po czym poszła do domu.
Odwróciłam się. Za sobą zauważyłam Jacka, a za Nim Thomasa.
Zbiłam się z tropu i odwróciłam z powrotem. Stała tam Cassie.
- Hah. Trójkącik? Sorry. Nie mam czasu by rozdzielić wasze nadmierne.. Nasilenie.
Uśmiechnęłam się i z szybkością wampira pobiegłam dalej w stronę domu Barthela. A gdy z rozmachem weszłam do Niego i o mało co nie wyrwałam przy tym drzwi spojrzałam uważnie, czy nikogo nie ma. Po chwili zobaczyłam przed sobą Barthela. Powitał mnie ciepłym uśmiechem. Lecz jego wyraz twarzy mi sie nie spodobał.
- Nie bój się. Były już ruszane.
- Coś się stało ? - Powiedziałam nerwowo.
- Cassie, Jack i Thomas byli. Pytali się o Ciebie, i nie byli przyjemnie nastawieni.
- Widziałam ich..
- Byłaś z tą Natalie, tak?
- Skąd znasz jej imię?
- Nie muszę się wiele domyślać..
Nagle naszą rozmowę przerywa telefon do mnie. Szybko patrzę kto to jest.
Xavan? Czemu dzwoni do mnie zwłaszcza, że jest już 22:45 ?
- Halo? - Odbieram bezmyślnie.
- Yuna. Ratuj mnie.. Porwali mnie jacyś.. dwaj debile i kobieta.
Zamarłam i popatrzyłam przerażona na Barthela.
- Podaj jak wyglądają mężczyźni. - Mówię, jąkając się.
- Jeden do czarnowłosy, ma chyba na imie Jack a drugi ma blond..
- Gdzie Cię skryli.. wiesz może?
I nagle głos się urywa.
Cholera jasna. Rozłączył się.

---------------------------------------

Dzień dobry, bądź też dobry wieczór. (w zależności o jakiej godzinie to wstawię.)
Rozdział jest poświęcony Natalii (Dzerr) z okazji jej 15 urodzin, które są 5 Sierpnia.

Kochana. Chciałabym Ci życzyć z miejsca wszystkiego najlepszego. Dużo zdrowia, szczęścia, humoru, pieniędzy i bardzo, ale to bardzo dużo weny na Twoje blogi. :)
Wiem, że i tak złożę Ci w ten dzień życzenia, ale cóż. Mus napisać. :*