czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 22

Z rana poszłam z Barthelem na małe polowanie. Głównie parę saren.
Nie czułam obrzydzenia. Krew była dla mnie czymś normalnym.
Chyba jestem jedynym wampirem który to lubił.
Barthel zaszedł mnie od tyłu i objął. Przyległam do Niego.
- Wprawisz się, zobaczysz.
- Przy Tobie na pewno..
- Chodźmy do domu..
- Dobrze.. kto pierwszy?
Pobiegliśmy z szybkością wampira do domu. pierwsza byłam ja.
- Szczęściara..
- Się wie .. - uśmiechnęłam się do Niego.
Podeszłam do kremowego łóżka gdzie leżała mała. Wzięłam ją delikatnie na ręce..
- Jak damy jej na imię?
- Wybierz.. Matka powinna wybierać imię dla córki - Podszedł do mnie. Popatrzyłam na Niego.
- Może.. Tifa?
- Śliczne imię.. Zgadzam się.
- Cieszę się.
Barthel popatrzył na małą. Zauważyłam z jakim smutkiem patrzył. Po chwili podszedł do okna, które było za mną.
- Zastanawiałaś się kim będzie mała? - Popatrzył na mnie. Kiwnęłam głową na nie. - Nie będzie problemu jak będzie pół wampirem.. Najlepiej jakby była tylko czarodziejką.
- Wiem..
- Dobra.. ugotuje jej kaszkę mannę i wtedy pogadamy.. - Poszedł do kuchni.
Usiadłam z Tifą na łóżku. Mała ruszała delikatnie rączkami to w górę, to w dół.
Uśmiechnęłam się do Niej.
Po chwili był już Barthel z butelką dla małej. położyłam małą i ułożyłam się obok Niej. wzięłam butelkę od Barthela i włożyłam smoczek do buzi Tify. Zaczęła jeść..
- Je..
- Jak na razie.. Może od razu nie odmówi jedzenia.
- Pesymista. - zaśmiałam się po cichu.
Po chwili zauważyłam jak zasnęła.
Zabrałam butelkę i odstawiłam ją na bok, wstałam i przekierowałam wzrok na Barthela, który stał tyłem do mnie.
- Co Ci przeszkadza ?
- Zrozum.. Tifa powinna być taka jak Ty.
- A czemu nie jak Ty ?
- Jeśli będzie miała moc po mnie to wątpię by przyniosło to dobry efekt.
Podeszłam do Niego i położyłam rękę na jego ramieniu.
- Barthel. Będzie dobrze.. Czego się boisz?
- Nie wszystko o mnie wiesz.. Yuna..
- To powiedz..
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
Poszłam i otworzyłam je.
Zauważyłam trójkę znajomych mi ludzi. Abbey, Damena i Waria.
Odsunęłam się by weszli. Tak też zrobili.
- Co Was tutaj sprowadza? - zapytałam zamykając drzwi.
- Przepraszam, ze wcześniej nie przyszliśmy ale.. coś nas zatrzymało. - Powiedziała Abbey. zza niej wyszedł Wario.
-Wszystkiego najlepszego! - rzucił się na mnie - zdrowia, szczęścia, pomyślności.
- Eee.. Dzięki.. na prawdę dzięki za pamięć.
Nawet zapomniałam o tym.
O ważnym święcie dla siebie.
- Mamy prezent dla Ciebie. Tylko z Barthelem zamontuje - usłyszałam Damena.
- Jasne.. Proszę.. - Powiedziałam z zakłopotaniem w głosie.
Abbey Podeszła do mnie, ujawniając kły.
- chodź. - wyszeptała i poszła w stronę wyjścia. Ja także to uczyniłam.
Poszłyśmy na tyły domu. Stanęła przede mną.
- Chciałam Ci to dać na osobności...
Wyciągnęła ze skórzanej kieszeni od kurtki medalion.
Był on jak zwykły medalion. okrągły z otworem.
- Co to ..
- Z matki na córkę.. Ten medalion jest specyficzny. chroni przed "złem" .. Córciu..
Podeszła do drewnianej ławki i usiadła na niej.
- Dobrze Ci z tym wszystkim.. ? - dopowiedziała.
Usiadłam obok Niej.
- Nie zbyt..
- Opowiedz..
- Pojawiają się problemy..
- z czym?
- Mała.. głowie się z Barthelem kim będzie.. i .. ja sama jestem problemem..
- Ona może sama wybrać. Będzie mieć moce po Tobie i po Barthelu. może też zostać pół Wampirem.. a co z Tobą ?
- Pamiętam .. jak miałam sen
Mówiłam zakłopotana.
Wizja wracała.
zacisnęłam rękę.. lecz po chwili poczułam dotyk..
- mogę?
Kiwnęłam na "tak" .. Zamknęła oczy..
- Dziwne.. Nic nie widzę..
- A powinnaś?
- Tak.. Spróbuj pomyśleć o .. wolności.. chmurkach.. wiesz..
Tak też uczyniłam. Abbey przycisnęła rękę do mojej dłoni.
- Dalej nie widzę.. Dobra.. Opowiedz..
- Ja z .. Jakimś.. Wampirem.. Widziałam Barthela. Lecz.. Zachowywałam się tak jakbym go nie znała.
- Powinnaś pogadać z nim o tym. Nie wiem co się działo. Chciałam razem z Damenem mieć z Tobą kontakt ale Twoi adopcyjni rodzice to utrudniali.
- Czasem Cię widzieliśmy. Byłaś zabłąkana.  - Usłyszałam Damena.
Stał na rogu domu.. za nim był Barthel.
- Wiecie co ? zostawimy was samych - Abbey wstała i otrzepała się.
Po chwili razem z Damenem poszła.
Barthel usiadł obok mnie i złapał za rękę. Popatrzyłam na Niego.
- Chcesz wiedzieć wszystko?
- Tak..
Wyrazem twarzy pokazałam mu, żeby mówił
Lecz za szybko to nie przyszło.

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 21

Barthel.

Yuna dalej była "nieprzytomna" o ile można to tak nazwać.

siedziałem przy niej, obserwując ją co chwile.

- I jak.. Poprawiło się? - zauważyłem w drzwiach Damena.
- Nie.. Jest wciąż to samo.. - Wymówiłem ze smutkiem w głosie.
- Może ona..
- Nawet się nie waż! Odpowiadałem za Nią!
- Barthel.. To jak mi wyjaśnisz że.. Ona nie jest tu obecna? Że.. Najprawdopodobniej nie żyje?
- Żyje. Czuje to..
- Żebyś się nie mylił.. - Wyszedł.
Popatrzyłem na Yunę. Była biała.. Bielsza niż zwykle..
Otworzyła oczy.. Nie były już niebieskie tylko.. Krwiste.
Jad się przyjął. Została Wampirem.

Yuna.

Widziałam wszystko dokładniej. kurz latający na wietrze, i wszystko inne ruszające się.
Lecz w moim głębszym zainteresowaniu znalazł się chłopak siedzący obok.
Chwila.. ja żyję?
- Cześć kochanie..
- Cześć.. co się stało ?
- Jesteś wampirzycą.. skarbie.. bałem się że Cię stracę i.. Cię przemieniłem..
Wyczułam krew.. podwójną.. jedną dużego człowieka a drugą u.. małego..
- Gdzie jest.. mała?
- z Twoim bratem i rodzicami..
- Chciałabym ją zobaczyć..
Wstałam. Z szybkością wampira wyszłam poza próg pokoju.
Lecz zatrzymałam się.
Nie mogłam wparować do pokoju.. Nie umiem się jeszcze kontrolować.
- Yuna.. czujesz głód? 
- Emm.. nie.. a powinnam? - podeszłam do Niego. Położyłam mu ręce na ramiona i popatrzyłam głęboko w oczy.
- Powinnaś.. Jesteś nowo narodzoną.. No dobrze.. Chodź..
Złapał mnie za rękę i poszliśmy do małego pokoju.
Weszłam niepewnie.. Zauważyłam w wózku małą osobę..
Malutką dziewczynkę.
- Cześć Yuna.. witaj w domu.. - usłyszałam Abbey.. skierowałam wzrok w jej stronę.. uśmiechnęłam się do Niej.
- Hej.. Mogę.. małą.. ? 
- Yuna..
- Wiem.. chce.. spróbować.. zobaczyć czy się kontroluje..
Zobaczyłam jak się odsuwają. podeszłam do wózka.
Wzięłam małą delikatnie na ręce. patrzyłam na nią..
Czułam, jak jej krew pulsuje. Lecz dawałam radę.. nie dałam po sobie poznać że coś się dzieje.
Położyłam rękę na rączkę małej. Widziałam coś.
Mnie nieprzytomną, leżącą na kanapie przy Barthelu. i chwile jak mnie nie ma.. Tęskniła.
- Mała ma dar? 
- Po Tobie.. Myślę, że tylko po Tobie.
- Dziwne jest to, że Yuna się kontroluje.. - usłyszałam Damena.
- Wielu rzeczy o niej nie wiecie.. - Barthel objął mnie.
- No cóż.. Może i tak.. Abbey.. Idziemy po.. Wiesz?
- Jasne.. Wario.. chodź z nami..
Po chwili wyszli.
- A Tym co ?
- Chcą nas zostawić samych - Zabrał mi delikatnie dziecko, które zasnęło na moich rękach, położył małą do łóżka.
Gdy popatrzył na mnie ja z szybkością wampira przemieściłam się z nim do mojego pokoju. Nasze usta splotły się w pocałunku.
Teraz nie było ograniczeń.
Ściągnęłam mu koszulkę ujawniając jego klatkę piersiową. Wtem przeszliśmy do łóżka.
- Yuno. wiem że jesteś nowo narodzoną.. Ale.. - Zatkałam mu buzię.
- Cicho.. nie niszcz tego. - pocałowałam go.
- On nie zniszczy.. ale ja owszem.. - usłyszałam głos Jack'a.
A to perfidny szczur!
Zerwaliśmy się z Barthelem. Usiadłam na łóżku.
- Przepraszam że tak.. W nie typowej chwili przychodzę.. - dopowiedział.
- Ty lubisz te momenty - Powiedziałam ironicznie.
- Ooo.. Yuna.. a gdzie brzuszek ? od kiedy jesteś wampirkiem ?
- Od teraz. - Wstałam i uderzyłam go w twarz. - Wyłaź stąd.
- Och.. Barthel Cię tego nauczył? No.. widać że rodzina idzie pełną parą..
- Co masz do tego ? - Dopowiedział się Barthel. słyszałam w jego głosie lęk.
- Barthel. sam wiesz o co mi chodzi. Rada wie o tym że macie córkę? że Yuna jest Wampirem ?
- Rada nie istnieje.. Pamiętasz?
- Tak.. Yuno. jakbyś chciała krwi.. to wiesz gdzie wołać. - po chwili już go tu nie było.
Polazł szczur. Wreszcie.
- Nie słuchaj go.. ja Cię nauczę panować nad głodem..
- Dobrze.. - przytuliłam się do Niego.
- Jesteś głodna.. ?
- Tak..
- Ubiorę małą.. Pójdziemy do mnie.. za domem mam trochę zwierząt..
Po godzinie byliśmy u Niego.. a dokładnie u Niego w lesie.
Zauważyłam sarnę.. podbiegłam szybko do niej i ..
Zapolowałam..
- Dzielna.. dałaś radę.. - usłyszałam z domu Barthela.
Oblizałam swoje usta i z szybkością wampira przemieściłam się do Niego.
- Podoba mi się..
- To świetnie.. musisz się do tego przyzwyczaić..
- Niestety.. - Zaśmiałam się.
Objęłam go i popatrzyłam w okno..
I to był ten wielki początek..
Nie kończący się początek...

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 20

- Ale po co Ci to?
- Te walizki ? hmm.. to trochę skomplikowane..
Poszedł do salonu z wielką stertą walizek, postawił je koło szafy i usiadł na kanapie.
- A Ty skąd to ciągniesz.. i .. co to w ogóle jest?
- Emm.. jakby Ci to wytłumaczyć.. też zostałem adoptowany..
- Eee.. ok.. i co dalej..?
- On jest Twoim bratem, Yuno. - Zobaczyłam kogoś w drzwiach salonu. był to Jack.
Postać niebywale trudna do rozgryzienia, do której nie miałam siły, zresztą. Po co ją mieć?
- A Ty tu czego ?
- Oj.. Yuno.. lubię wybierać momenty kiedy.. hmm.. nie ma koło Ciebie Twojego.. ooo .. Narzeczonego ? Mniejsza.
- Hmm.. o ile pamiętam.. nie dostałeś zaproszenia do przyjścia na te tereny.. a więc czego chcesz ?
- Nie potrzebuje zaproszenia..
- Mam inne wrażenie..
- Chciałem zapowiedzieć małą wojnę.. - przeszył mnie wzrokiem - ale patrząc obecnie na Twój stan.. niezbyt to widzę.. jednak będę musiał polować na Barthela.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi, wyszłam szybko na korytarz. była to Eve.
- Hej Yuna.. oo.. kogo ja widzę.. Jack..
- Znasz go?
- Tak.. to.. mój przyjaciel..
- Współczuję. - uśmiechnęłam się ironicznie.
- No dobrze.. przekazałem to co chciałem i idę.. Eve. Idziesz ze mną ?
- Jasne.. Do zobaczenia.
- Baju - gdy wyszli zamknęłam za nimi drzwi i od razu poszłam do Waria.
- Yuna.. wiem o wszystkim.. nie musisz mi tłumaczyć..
- Chwila.. co ?
Zaczęłam analizować co mówi. dokładnie, nić do kłębka..
- O wszystkim wiem.. że nasi rodzice to wampiry .. że Ty jesteś czarodziejką po mamie i..
- Skąd to wiesz? - nie dałam mu dokończyć.
- Mam papiery.. postanowiłem się przeprowadzić do tego miasta. by mieć blisko Ciebie i naszych rodziców..
- Racja.. odkryłeś jakieś.. moce.. ? bo musisz je mieć .. jak ja mam..
- nic nie próbowałem ..
- będzie trzeba Cię pouczyć.. - uśmiechnęłam się
- Dzięki..
Wolałabym, żeby Barthel tu był.
By mi pomógł w sprawie z Wariem.
- a byliśmy dla siebie jak rodzina..
- teraz nią jesteśmy.. - dokończyłam za niego. na mojej buzi zagościł uśmiech - chcesz coś do jedzenia ? picia ?
- Nie .. Dziękuje.. Siadaj. Nie lubię, jak ktoś stoi
Usiadłam obok niego.. po chwili usłyszałam jak ktoś puka, szybkim ruchem podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
Stał tam On - ten, którego najbardziej wyczekiwałam. Rzuciłam mu się w ramiona i wtuliłam.
- Yuna..
- Hm? - zeszłam z Niego i odsunęłam się by wszedł. gdy to zrobił, zamknęłam za nim drzwi.
- Kto tu jest ?
- Mój.. Brat..
Prawie że natychmiast wszedł do pokoju, gdzie znajdował się Wario. Zaczął mu się przyglądać.
- Yyy? Co pan..
- Barthel. Mów mi Barthel. - uśmiechnął się.
- Emm.. czego się dowiedziałeś ?
- Opowiem Ci.. Trochę później.
- Wiecie co ? Ja... Pójdę do sklepu.. I coś kupię.. Pogadajcie sobie.. - wstał i biorąc swoją kurtkę i wyszedł.
Podeszłam do Barthela i popatrzyłam mu w oczy.
- Są.. nowo narodzeni spod gwiazdy Jack'a, nic nie powinno Ci się stać.
- Mówiłam, że to on! Echm.. Jack mnie "odwiedził" z .. Eve.. Pamiętasz ją, prawda?
- Tak.. Będzie dobrze.. - przytulił mnie. Po chwili popatrzył na mnie . A dokładnie na mój brzuch.
- Duży już.. nie było mnie ledwo dzień.. może i parę godzin..
Poczułam ukłucie.
- Co się stało.. ?
- Boli..
Straciłam czucie.. jedynie co wymówiłam " to już! "
Widziałam wszystko zamglone.. Nawet to.. Co miało miejsce teraz..

Barthel

Trzymałem ją w ramionach. Szybko jednak postanowiłem położyć ją na kanapie.
- Skarbie.. Co się dzieje.. ? - usiadłem obok leżącej Yuny. Musiałem coś zrobić bo... Mogłem ją stracić..
Przypomniałem sobie jednak co mówiła, a raczej co wykrzyczała. Zauważyłem w drzwiach jej brata z Abbey i Damenem.
- Co tak stoicie?! Pomóżcie!
Podbiegli do mnie. Ojciec Yuny podał mi apteczkę ze wszystkimi medycznymi rzeczami. Leżała, nie wyglądała najlepiej.
- Wyciągnijcie.. proszę - mówiła coraz cieńszym głosem.
- Spokojnie .. zaraz będzie wszystko w porządku..
- może lepiej jak ją zawieziemy do szpitala?
- To jest.. magiczne dziecko.. wampirze.. nie możemy tego zrobić. - usłyszałem poddenerwowany głos Abbey. 
Zaczęliśmy robić cesarskie cięcie. Widziałem dużo krwi.. Moje pragnienie zaczęło zajmować pierwsze miejsce.
Lecz nie to było teraz ważne..
Po dwudziestu minutach urodziła się dziewczynka.. Zdrowa, piękna dziewczynka..
- To dziewczynka.. Yuno.. nasza córka..
Abbey pomogła mi obmyć małą.. włożyliśmy ją do kocyka i podałem ją delikatnie Yunie..
- Jest.. Słodka.. - Popatrzyła na nią przez chwile .. Po chwili delikatnie podała mi ją.. Patrząc dalej na nią.. Zamglonym wzrokiem..
- Yuna.. Barthel ona nie przeżyje! - wymówiła Abbey wyrywając się z ramion Damena. - Przemień ją do cholery!
Przybliżyłem się do jej szyi. ugryzłem ją i wstrzyknąłem wampirzy jad.
Leżała nieruchomo..
Przecież..
Jad powinien działać. 

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 19

Godziny poranne.
Włączyłam telewizor w oczekiwaniu na wiadomości. Siedziałam wygodnie na fotelu, przykryta kocem. W swoim domu.
- Poranne wiadomości, dzień dobry.
- No, dobry, - patrzyłam dalej na telewizor.
- W dzisiejszych wiadomościach : kolejne zabójstwo, podobne jak cztery miesiące temu. krew, przegryzione gardło. Sprawca jest nieznany..
- Cholera jasna! - zerwałam się i wzięłam telefon. Wykręciłam numer Barthela.
- Co się stało, skarbie ?
- Przyjdź do mnie.. szybko.
Rozłączyłam się, nie musiałam długo czekać. po paru sekundach był u mnie.
- Patrz.. - przewinęłam do tyłu i odtworzyłam od nowa wiadomość.
- Ch.. kto to ?
- A to ja mam wiedzieć ?
- Nie o to mi chodzi.. Masz podejrzenia.. ?
- Nie koniecznie.. Jakieś tam mam.. Ale małe.. Co teraz ?
- Na pewno jest to wampir.. Myślę, że do Ciebie to nie dojdzie..
- Jeśli to ten Twój .. Kolega. Jack.. To w to bym wątpiła. bo jakbyś nie pamiętał.. polował na mnie.
- Yuna.. Chronię Cię.. Pamiętasz? - na jego słowa oparłam się delikatnie o stół..
- Barthel. nie chce.. nie chce ryzykować.. przemień mnie..
Z szybkością wampira przeszedł do mnie. - chcesz się uczyć jak panować nad głodem na miesiącu miodowym ?
- Jak..
- Chciałem powiedzieć Ci to wczoraj.. ale zasnęłaś przy moim przynudzaniu o przyszłości.. za miesiąc bierzemy ślub..
- Nie.. za szybko.. ?
- Nie znamy się od wczoraj.. - Uśmiechnął się.
- Dobra.. Co robimy z tym? - Wskazałam na telewizor.
- Poszukam.. Popatrzę..a Ty.. nie możesz się narażać..
- Czemu niby? Jestem potrzeb... - zatkał mi ręką usta i delikatnie dotknął mój brzuch.. domyśliłam się o co mu chodzi..
- Dbaj o siebie.. ja sobie dam radę.. - pocałował mnie, dotykając delikatnie mojego policzka.
- Oby.. - uśmiechnęłam się. choć nie było mi do śmiechu.
Znałam całą sprawę.. i niestety musiałam siedzieć z założonymi rękoma ..
Nic nie mogłam zrobić.
Czemu znowu ta cała sprawa z Wampirami musiała się nagłośnić ?
- Yuna... wszystko w porządku ?
- T.. tak.. jasne.. zamyśliłam się..
- Em.. ok.. idę poszukać pewnych faktów.. trzymaj się.. i dbaj o siebie - pocałował moje czoło i z szybkością wampira wyszedł.
- Jasne..
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. odebrałam.
- Halo?
- No cześć. - usłyszałam znajomy mi głos. Wario.
- Yhm.. Hej.. Co tam ?
- Wszystko dobrze.. Myślę, że nie zmieniłaś adresu zamieszkania ?
- N.. Nie.. no skąd..
- Przyjadę za niedługo... mam dla Ciebie sporo nowin które Cię zainteresują..
- Yhm.. a .. kiedy będziesz ?
Na te słowa rozłączył się..
Pięknie.
Jeszcze tylko brak mi tu innych moich znajomych..
Poszłam do swojego pokoju i przebrałam się. Lecz za długo nie mogłam się nacieszyć "samotnością". Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam i otworzyłam je.
Przede mną stała blond włosa osoba, o niebieskich oczach. miała na sobie płaszcz. najbardziej zauważalny w tym wszystkim. Prócz.. jej aury..
- Yhm.. Dzień dobry.. Co panią do mnie sprowadza ?
- Yuna.. Nie poznajesz mnie.. ? To ja.. Cassie..
Przyjrzałam się jej uważnie.. Rzeczywiście.. To była ona.
- Sorki.. Wejdziesz? - Ustąpiłam jej miejsca.. weszła.
- Oj Yuna, Yuna.. Co tam u Ciebie ?
- Emm.. u mnie..? Dobrze..
- U mnie w sumie też..
Jej aura nie dawała mi spokoju. nie była zwykła, jak u normalnego człowieka.. bardzo się różniła..
- Yuna.. Ty .. jesteś w ciąży ?
Automatycznie spojrzałam się w dół. Cholera. Ja nie zauważyłam, a co dopiero ktoś inny.
- Emm.. Tak jakby..
- Szczęścia.. - Uśmiechnęła się. - Nie masz kontaktu z Katherine ?
- Emm.. nie.. nie odzywa się.. ja zresztą też.
- Wspominała coś.. O wampirach.. o magii.. a potem zniknęła.
Zamarłam.
Czemu Katherine się wygadała? Przecież na chłopski rozum mogła się domyśleć że..
O tym nie powinno się mówić.
Zwłaszcza innym.
- Yuna.. wszystko ok?
- T.. Tak.. Sorki... Muszę wyjść.. Przyjdziesz kiedy indziej..?
- Jasne.. I tak jeszcze trochę tutaj pobędę. - kierowała się do wyjścia. poszłam za nią.. Gdy wyszła zamknęłam za nią drzwi.
- To się porobiło. - oparłam się o drzwi.
Szykowały się nowe wydarzenia.

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 18

Znów trzymałam księgę w dłoni.
Tym razem przyłożyłam się do jej czytania, a dokładniej na dziale 12b, czyli eliksirach zakazanych.
Skąd w ogóle było pojęcie "Eliksiry zakazane" ?
I skąd tamten chłopak.. sprzed okna..
Skąd ja go.. znam.. kojarzę ..
- Co tam czytasz? - moje myślenie przewał bezimienny mi wampir.
- Eliksiry .. dział 12b..
- 12b?! - usłyszałam wrzask i spadający talerz.
- Coś w tym złego?
- Tak to jest dział dla.. demonów.
- Co takiego ?!
Wstałam. stałam akurat przed nim.. dzieliło nas jedynie jakieś piętnaście centymetrów.
- Eliksiry zakazane mogą otworzyć tylko demony. zwłaszcza dział 12b. gdzie są mikstury szczególne dla demonów.
- No, rzeczywiście. Dzięki. - powiedziałam ironicznie.
- Jasne, Yuno. To już mamy odpowiedź. czemu widziałaś nas walczących..
- S.. Słucham?!
- Nie domyślasz się ? jesteś demonem.. i pół wampirzycą.. co daje efekt złamania kodeksu magii.
- Czym niby ? z czym to się wiąże ?
- Będąc demonem nie możesz być wampirem. Będąc wampirem nie możesz być demonem.
- Świetnie. Dzięki.
Wyszłam i trzasnęłam drzwiami.
Lecz co teraz miałam zrobić.. znajdowałam się w nie wiadomo jakim miejscu.
- Yuna.. Pss...
Rozejrzałam się.. zauważyłam chłopaka, którego wczoraj widziałam w oknie.
- Kim Ty..
- To ja.. nie poznajesz mnie.. aa .. no tak.. pewnie znowu usunięto Ci pamięć.
- Jak to.. co Ty mówisz ?
- Nie pamiętasz.. niestety.. nawet nie pamiętasz kim jestem..
- Wczoraj jeszcze pamiętałam..
I nagle ukłucie.. niewyobrażalny ból.
Budzę się.
To był tylko sen?
Co on oznaczał.. co tam robił.. Barthel? I co to oznaczało ?
- Co się stało.. miałaś zły sen ?
Obiekt moich myśli właśnie się ujawnił. leżał obok mnie. popatrzyłam na Niego.
- O Tobie.. i o .. nie wiem czym.. nie wiem co to było..
- Czyli ?

Barthel.

Patrzyłem na Nią z nutą zaniepokojenia. złapałem ją delikatnie za rękę.
- Że.. Byłam demonem.. i pół wampirem.. że.. raz w nocy Cię widziałam będąc u jakiegoś faceta który pokazał mi Księgę Czarów. byłam na jakimś dziale.. 12b. potem odbiegłam od Niego.. i Cię spotkałam.. nie wiedziałam kim byłeś..
Zamarłem. Jednak Yuna to pamiętała.. przypomniała sobie.. kim była. 
- Yuna.. To się stało naprawdę..
- Co takiego ? - widziałem jej zaniepokojenie.. postanowiłem dokończyć.
- Poznaliśmy się dawno temu.. wtedy byłaś pół wampirzycą. pół. byłaś poszukiwana.. pomagałem Ci się ukrywać.. przez jakiś czas.. potem poznałaś tamtego.. okazało się że jesteś demonem.. wymazano Ci pamięć łącznie z mocami.. lecz niektóre Ci pozostały.
- Czemu przy naszym poznaniu.. mnie nie poznałeś..?
- Po jakimś czasie poznałem. Yuna. - delikatnie ją objąłem - wszystko jest w porządku .. jesteś bezpieczna.
- Co.. z tamtym.
- Został skazany za podwójne złamanie kodeksu. wymazywał Ci pamięć bo polował na Ciebie.
- A co z tą mocą.. od kogo ją mam..
- Po części miałaś ją ode mnie. bo wiesz, że moja moc jest bardziej demoniczna.. Niż dobra.
- Ale.. Nie jesteś.. Demonem? obecnie..?
- Nie.. Jestem chroniony.
- Przez kogo ?
- Przez Ciebie. Yuna. Chcesz przemiany ?
Zobaczyłem, że kiwa głową na "Tak".
- Ale.. Barthel.. kim on był.. czy on wróci ?
- Czy wróci? Nie wiem. - Przytuliła się do mnie. - Nie mogę Ci tego powiedzieć.. Bo sam nie jestem pewien.

Yuna.

Wtuliłam się z zastanowieniem.. Jak to wszystko miało miejsce?
Jakie ów kolega miał zamiary wobec mnie ?
Popatrzyłam na Barthela.. to On na Mnie.. 
Zaczęliśmy się całować..

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 17

Siedziałam na górce. Przyglądałam się drzewom, boiskom. Wyglądały jak typowe miejsca do gier.
Jednak takie nie były.
Widziałam cień kogoś w tle. Wstałam i odwróciłam się. Był tam chłopak..
Ciemnoblond włosy, wysoki chłopak o bladej skórze i czerwonych oczach.. domyśliłam się, kim jest.
- Co tu robi taka osoba jak Ty ?
- To.. już nie można tu siedzieć ?
- Można.. ale to miejsce.. jest dla wampirów - pokazał kły, uśmiechnął się - a Ty mi na Niego nie wyglądasz.
- Czuje do tego miejsca wyjątkowy sentyment.. jest dla mnie jakieś.. ważne.. nie wiem tylko dlaczego..
- Czyżby rodzice byli Wampirami.. ?
- T... Nie.. Nie wiem..
- Jedyne wyjaśnienie to pokrewieństwo - dotknął delikatnie mojego ramienia.
Widziałam coś.
Jego, mnie walczących przeciwko komuś. Było "stado" wampirów, nieśmiertelnych, wilkołaków.
- Widzisz coś.. prawda? - Otworzyłam oczy. objął moją rękę i przybliżył do swojej klatki piersiowej
- Widziałam.
- Lecz ja nie mogę.. bronisz się..
- Wiem coś o tym..
- Czy.. Twoje wizje są prawdziwe? spełniają się ?
- Tak.. Co prawda nie zawsze... Ale tak..
- Umiesz szybko biegać? pójdziemy do mnie i wyczytamy o co chodzi..
- nie..
- dobra.. złap się mnie ..
Tak też uczyniłam gdy wyciągnął do mnie dłoń.
Po chwili byliśmy pod kremowym domem jednorodzinnym. weszliśmy do środka. rozejrzałam się.
- ładnie tu masz.
- Dzięki. No dobra. To ja pójdę po te sprzęty, materiały.. Cokolwiek. - Po tych słowach już go nie było.
Znowu się rozejrzałam i usiadłam na brązowej skórzanej kanapie.
- Już wszystko mam.
Przyniósł dwie książki i pudełko. Nachyliłam się nad nim.
- Nie otwieraj ja na razie.. Masz tutaj księgę. Jako że jestem wampirem nie mogę jej otwierać. Lecz miałem kiedyś w rodzinie czarodzieja i została.
Otworzyłam książkę. Ukazał mi się napis " Moce, eliksiry, magia"
- Jeszcze się z nią zaprzyjaźnisz. Będę Twoim... Hem.. Nauczycielem. - uśmiechnął się.
- Na prawdę.. nie trzeba - popatrzyłam na Niego.
Zagłębiłam się w czytanie. Były tam różniaste eliksiry. zaklęcia.. istna księga czarów.
- Hmm.. Jak chcesz ... Mogę Ci użyczyć pokoju.
- Nie trzeba.
- Czyli jednak tak.. Idę ci pościelić łóżko.. Zaraz wrócę.
Poklepał mnie po ramieniu. popatrzyłam w okno.
Widziałam tam kogoś znajomego.. Był to... Barthel .. ?
_____________________________________________________
Od Autorki :
Przepraszam, że opowiadanie dziś jest krótkie.
Na jutro postaram dać dłuższe. Może nawet i o wiele dłuższe? :D

czwartek, 18 października 2012

Rozdział 16

Pobudka.
pierwsze co zrobiłam - rozejrzałam się.
- Co tu..
podniosłam się. byłam sama.. gdzie on zwiał ?
- Szukałaś mnie ? - usłyszałam głos, spojrzałam za siebie.
Leżał tam On - lekko przekryty chłopak o ciemnych włosach. który działa na mnie jak narkotyk.
- Hmm.. owszem. szukałam. ale moja zguba najwidoczniej się znalazła.
Nachyliłam się delikatnie nad nim. nasze usta splotły się w delikatnym pocałunku.
- zapraszamy rodziców na kolację ?
- moich ? no dobrze..  a po..
- hmm.. wiesz... tak dawno się z nimi nie widzieliśmy..
- tak. bardzo..
To było zauważalne. ukrywał coś.
nie zbyt chciałam pytać o co chodzi. wolałam się potem dowiedzieć.

Barthel

Widziałem jej zaciekawienie. nie byłaby sobą gdyby nie przeszła wobec tego obojętnie.
- Oj Yuno. zobaczysz.. jak przyjadą.. skontaktujemy się z nimi.. chyba że nasz wyprzedzą.. bo też jest taka opcja.
- właśnie.. skąd znasz moich rodziców ?
- poznałem ich na jednej z wypraw.. szukali kogoś.. lub czegoś.. nie byłem wtajemniczony w ich plany. na początku kiedy Cię zobaczyłem to.. myślałem że Ty to Abbey.
Uśmiechnęła się. pogłaskałem ją delikatnie po głowie..
- jakoś spokojnie ostatnio u nas.. prawda ? jakoś nie ma żadnych złych, krwiopijnych wampirów..
- a no nie ma.. nie cieszysz się ?
- cieszę się.. ale.. jest to dla mnie dziwne
Widziałem w niej jakąś zmianę..
Była o odcień bielsza, o dziwo nie mdlała, kiedy wymienialiśmy się spojrzeniami. fakt, nie zawsze słabła. jej organizm mógł zdążyć się przyzwyczaić. Pogłaskałem ją.
Usłyszałem cichy dzwonek telefonu. Yuna od razu zerwała się i odebrała.
- Halo? - usiadła z powrotem, patrzyła na mnie - nie, nic mi nie jest, a co? - dodała, widać było na jej ustach grymas. - Dobrze.. to.. dzisiaj u Nas o osiemnastej? to znaczy.. u Barthela.. ok.. to pa.. - rozłączyła się.
- co tam?
- Rodzice.. Abbey pytała sie mnie czy.. coś mi nie jest.. skąd ona może..
- Wizje. Ty jesteś w posiadaniu tej mocy. Abbey rzadko jej doświadcza.
- Ja.. Wizje.. ?
- Yuna to, że po dotyku widzisz coś, słyszysz myśli nie jest przypadkowe. Twoje moce się rozwijają.
Zamilkła. Po chwili jednak wstała i poszła.
Ja w tym czasie się ubrałem i poszedłem na przedpokój.
Yuna wyszła w fioletowej sukience i czarnych legginsach.

Yuna

Widziałam jak na mnie patrzy. uśmiechnęłam się do niego.

- ładnie ?
- Bardzo - objął mnie - chodźmy już.
kiwnęłam głową.. wzięłam klucze, zamknęłam drzwi i pojechaliśmy. weszliśmy do domu, za nami przyszli moi rodzice.
- Nic Ci nie jest?
- Niee.. a co ?
- widziałam.. dziecko..
Zamarłam.
- Co jej zrobiłeś?! - Widziałam jak Damen rzuca się na Barthela. machnęłam delikatnie ręką i..
O dziwo Damen odleciał dwa metry od nas. czy to ja spowodowałam ?
- Damen.. wiem, za kogo mnie uważasz.. ale chce żeby.. Yuna wyszła za mnie.. chce, żeby była za mnę.. za zawszę.. i myślę, że ona chce tego samego..
Znieruchomiałam.. popatrzyłam na Barthela, to on na mnie.
- Yuna.. chcesz.. ?
- T..Tak.. bardzo ..
Barthel wyciągnął moją rękę i włożył pierścionek na "palec serdeczny". po tym przytuliłam się do Niego.
- Chce, żeby Yuna była szczęśliwa.. i myślę, że mój mąż jest tego samego zdania
Na słowa Abbey Damen przytaknął.
- kiedy ślub ?
- uzgodnię to z Yuną. a znając ją... szybko ją do tego przekonam.
Uśmiechnęłam się. poczułam, ze to mały początek naszej przyszłości.

poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział 15

- Cześć Yuna
- Ooo. Hej.
Zauważyłam Eve - Koleżankę z podstawówki.
Była dziś ubrana dosyć "jesiennie". skórzana kurtka, jeansowe rurki. ja za to miałam na sobie czarną kurtkę, spódniczkę i tak samo jak ona - czarne trampki.
- co tam? szmat czasu się nie widziałyśmy
- racja. a co u mnie? dobrze.. nie narzekam..
- u mnie też. jak zwykle zresztą ..
kiwnęłam głową.
- To gdzie idziemy ? o ile masz czas.
- mam. może .. pochodzimy po sklepach.. ? taki koleżeński "Shopping" ?
- hmm.. zgoda..
po dziesięciu minutach byłyśmy w najbliższym sklepie odzieżowym.
- co przeglądamy ?
- wiesz.. że ja nie zbyt za kupowaniem ubrań - westchnęłam cicho.
- no to chodź. musimy przecież coś kupić.
Złapała mnie za rękę. widziałam co myśli, czuje..
"zaczęło się" - pomyślałam.
- gdzie mnie ciągniesz?
- hmm.. to ogólnego sklepu.. kupimy jakieś picie.. jedzenie.. i gdzieś pójdziemy.
- czyli nasz zwyczaj.. tak ?
- dokładnie
Puściłam ją i zaczęłam kierować się na stoisko z napojami
- co bierzemy ? nasz specjał ? - wzięłam napój energetyczny, po mnie ona także.
- i jakieś chrupki.. - poszła na dział z chipsami i płatkami śniadaniowymi i wzięła jedne - mam. - dopowiedziała
- super. no to.. jaki obieramy następny cel ?
- przed siebie ?
- no dobrze.. dobrze..
po zapłaceniu poszłyśmy pod mój blok.
- Kogo to? wskazała na czarno czerwoną maszynę.
- moja. - uśmiechnęłam się
- ładny ścigacz.. dobra. to jak. wchodzimy do Ciebie ?
- ok
otworzyłam drzwi i weszłyśmy do klatki.. po minucie byłyśmy u mnie.
- Oo Yuna. już jeste... - zauważyłam ciemnowłosego chłopaka.
- tak.. a Ty tu jak wszedłeś ?
- przecież dawałaś mi klucze..
- A .. no tak.. dobra.. przedstawię Was. Eve, Barthel.. Barthel Eve.
- Miło mi..
- Mi.. mi też..
widziałam przerażenie ze strony Eve. zdziwiło mnie to, ponieważ nigdy tak się nie zachowywała.
Czym było to spowodowane ?
- A Ty.. co chciałeś ?
- stęskniłem się.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy. zaczęłam tracić energię. lecz mi to nie przeszkadzało.. musiałam się dowiedzieć.. o co chodziło. złapałam go delikatnie za rękę.
- Yuna.. co jest ?
Eve widać zaobserwowała całą sprawę.
- nic mi nie jest.. nie musisz się martwić..
- to może ja nie będę Wam przeszkadzać? - spojrzała to na mnie, to na Barthela. na nim troszkę zawiesiła wzrok.
- nie przeszkadzasz. w trójkę raźniej.
- no dobrze.. niech Wam będzie.
Czas spędzony z Nimi przeminął nieubłaganie. po trzech godzinach Eve wyszła.
- no to jesteśmy sami. - oparłam głowę o jego ramię.
- Yuna. czemu ona była taka wystraszona i .. dziwna ?
- Co masz na myśli ? - spojrzałam na niego.
- czy ona.. może się domyślać.. kim jestem ?
- wątpię.. choć.. interesuje się tego typu rzeczami.. wiesz.. pełno książek..
- musisz ją z tym trzymać na dystans.. jak się dowie może wybuchnąć wojna.
spuściłam głowę.
- wiem.. że będzie to dla Ciebie trudne.. ale.. niestety. jeśli po niej wszyscy mają się dowiedzieć to.. lepiej nie ryzykować.
- masz racje.. lepiej trzymać to w tajemnicy..
popatrzyłam na niego i delikatnie go pocałowałam. to delikatnie przerodziło się bardziej w namiętne.
z szybkością wampira przeniósł nas do mojego pokoju.
opadłam delikatnie na łóżko i przysunęłam Go do Siebie.
Potem wszystko szło tropem jednego.

wtorek, 18 września 2012

Rozdział 14

Było ciemno.. znajdowałam się w jakimś starym budynku..
Co ja tutaj robiłam ?
Znalazłam lustro, nie mogłam poznać swojego odbicia.
Miałam bladą skórę, czarną sukienkę do kolan i proste włosy. Za sobą widziałam kogoś.
- Koniec Twej męki - mówił, przybliżając się.
- Niee! - Krzyknęłam.
To był tylko sen..
- Co się stało .. ?
Zauważyłam Abbey, pomogła mi wstać.
- miałam .. dziwny sen.. A gdzie..
- na polowaniu.
popatrzyłam z zdziwieniem to na Abbey, to na Damena..
- To znaczy.. pojechał gdzieś.. nie wiemy gdzie... a bynajmniej ja.. hmm.. może wyjdziemy gdzieś.. Yuno? zapewne do tego czasu Barthel wróci do domu..
- Jasne.. tylko się przebiorę..
Poszłam do łazienki .. ubrałam to, co miałam wczoraj, lekko poprawiłam wygląd i wyszłyśmy..
- Jak coś to.. ja będę w centrum. w tej nowej galerii. myślę, że nie muszę na Ciebie długo czekać.. - uśmiechnęła się, po chwili już jej nie było.
Wsiadłam na ścigacza i odjechałam.
gdy byłam już w umówionym miejscu, zaparkowałam i poszłam do środka.
- no to.. chodźmy ..
chodziłyśmy po całym centrum jakąś godzinę.. po wyjściu w najbliższym parku usiadłyśmy na ławce..
- Jesteś szczęśliwa z Barthelem?
- T..tak.. Raczej tak..
- Córciu. wiemy, że nie powinniśmy Cię porzucać te dziewiętnaście lat temu ale.. odziedziczyłaś po nas moce.. masz też nowe.. o niektórych zapewne nie wiesz.. byłaś poszukiwana.. ludzie zaczęli się domyślać.. byłaś.. innym dzieckiem..
- C..co... ?
- będąc w przedszkolu byłaś dzieckiem wyglądającym na pięcioletnie.. To było spowodowane tym.. że Twój ojciec był wampirem. ja zostałam przemieniona rok po Twoich narodzinach..
- jestem Pół wampirzycą.. ? o ile takie coś istnieje..
- istnieje.. ale jesteś tak prawie kropla w krople ja więc.. jesteś tylko czarodziejką.. ale przyswoję Ci moce w swoim czasie..
- dobrze..  Mamo.. mogę tak.. prawda ?
- Jasne.. - uśmiechnęła się
- Dziękuje.. rozumiem Was.. i Wasze postępowanie..
- Mogliśmy Ciebie nie oddawać.. czekaliśmy szesnaście lat na list od Ciebie.. kiedy nic nie dostawaliśmy.. zrozumieliśmy, że zapewne nie chcesz nas znać za to..
- ja nie dostawałam żadnych listów.. praktycznie żadnych.. kiedy szukałam czegoś o Was w papierach natrafiłam się na niektóre z nich..
- ale dobrze , że jednak się spotkałyśmy..
dotknęłam jej ręki.. była zimna.. jak u wampira.
- Wracamy ?
- Tylko że .. Mamo.. nie chcę, byś była pierwsza w domu u Niego..
- to będę szła wo..
- nie.. jedź ze mną - przerwałam jej.
- no dobrze.. a więc.. prowadź.. zobaczymy.. czym i jak jeździsz..
- cieszę się..
Poszłyśmy na parking.. usiadłam na mojej maszynie.. a moja mama za mną. odjechałyśmy..
z powodu dotyku mojej mamy widziałam o czym myśli.. co czuje.. jechałam dalej.
Byłyśmy na miejscu. odstawiłam ścigacza koło płotu.
weszłam razem z Abbey do domu Barthela.
obiekt mojego zapatrzenia siedział razem z Damenem, moim ojcem..
- Ooo.. cześć.. szybko wróciłyście ..
- a ty już imprezy robicie ? - zaśmiałam się.. Barthel był już przy mnie. objął mnie i pocałował. - takiego powitania się nie spodziewałam.. - uśmiechnęłam się.
- będziesz musiała się przyzwyczaić.. Yuno..

piątek, 7 września 2012

Rozdział 13

Rozmyślałam na temat tego, co się wcześniej wydarzyło.
Usłyszałam czyjeś głosy. był to Barthel
- i jak poszukiwania ?
- hmm.. wiem tylko .. jakie mają imiona .. nic więcej..
- a więc?
- Abbey i Damen.
- masz jakieś zdjęcia ich ?
- jak już to.. zamazane.. widziałam ich poprzez wizję.
Wyciągnęłam drzewo genealogiczne, które znalazłam wcześniej i podałam mu.
- Wiem że wyda Ci się to dziwne ale.. skądś ich kojarzę. z moich wypraw.
- to.. ile Ty masz lat?
- oj.. trochę..
- ale odpowiedź..
Wstałam, poszłam do mojego pokoju i położyłam się spać.
- Yuno.. chcesz być wampirzycą..?
Słyszałam nieznajome mi głosy, nie widziałam nic.
Ciemność.
- T..tak..
- To dobrze. za niedługo dostaniesz to.. co chcesz..
Zbudziłam się.
Co to mogło oznaczać ?
dotknęłam pościel w poszukiwaniu mojego telefonu.. zamiast tego.. poczułam kartkę.. wzięłam ją i przeczytałam.

" Yuno
Jak się zbudzisz.. wpadnij do mnie.. będziemy mieli gości
jakich? zobaczysz
mamy też ważny temat do rozmowy.. a więc..
Barthel  "

Przełknęłam ślinę..
O co mogło chodzić ?
Poszłam się wykąpać. ubrałam fioletowa sukienkę, gorset i buty które miałam na spotkaniu z Davidem.
Podjechałam pod jego dom.. nie wiedziałam na co się szykować.
zapukałam nieśmiało do brązowych drzwi Barthela.

Barthel

Wyczułem człowieka.. i delikatne pukanie..
- To zapewne ona.. otworzę jej.
Nie myliłem się. była to Yuna. ubrana bardziej wyjściowo. myślałem, że przyjdzie normalnie.. przeliczyłem się.
- Wejdź. - ustąpiłem jej miejsca, by weszła.
- K.. kim oni są.. ?
Objąłem ją.
- Cześć Yuno. ja jestem Abbey. a to Damen. jesteśmy Twoimi prawdziwymi rodzicami
- Co takiego proszę?! 

Yuna

- Yuna.. spokojnie - usłyszałam.
łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
nie wiedziałam.. jak reagować. co robić..
jedna strona każe mi uciec.. zostawić to wszystko..
druga za to.. zostać.. - mam dla kogo.
popatrzyłam ze zdziwieniem na Barthela.
Czyżby znalazł moich rodziców ?

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 12

Przychodziła godzina spotkania z Davidem.
ubrałam na siebie czarną sukienkę w kwiatki i buty na delikatnym obcasie.
- kurcze, na co ja się ubieram? na randkę?
Wzięłam torebkę. zapakowane miałam w niej telefon, kluczyki od ścigacza, wyciągnęłam kluczyki do domu, zamknęłam drzwi na klucz i zeszłam na dół. czekał tam David.
Miał ciemno brązowe włosy i brązowe oczy, ubrany był w białą koszulkę i ciemne spodnie.
- ładnie wyglądasz.. to jak ? idziemy ?
- raczej.. jedziemy. - pokazałam mu mojego ścigacza na którego się kierowałam. a on za mną.
pojechaliśmy.
gdy byliśmy już na miejscu, zajęliśmy piąty stolik od okna.
- na co masz ochotę?
- hmm.. może.. sok z czarnej porzeczki ..
- Dobrze. to ja idę zamówić.
popatrzyłam się za okno. to na niebo, to na ludzi przechodzących.
po chwili ciemno włosy był już z dwoma szklankami picia. jedno dał mi, a drugie postawił na miejscu, gdzie będzie siedział. czyli na przeciwko mnie.
- i jak Ci się żyje ? - spytał, patrząc na mnie.
- aa.. może być.. szukam kogoś..
- pomóc Ci? - złapał mnie za rękę, widziałam coś, co prawda - zamazane.
Odsunęłam rękę.
- nie trzeba.. dzięki..
- a może jednak? - uśmiechnął się
- no dobrze
Poczułam, że się zarumieniłam, automatycznie spuściłam wzrok.
- Oj, Yunuś. nie wstydź się. kogo tak dokładnie szukasz?
- rodziców.
- rozumiem.. poszukamy.. nie martw się.
pogadaliśmy jeszcze chwile .. każde z nas rozstało się przy schodach. poszłam pod parking i usiadłam na ścigaczu.
- Cholera. torebka!
Cofnęłam się na górę. widziałam, jak David ją bierze i zmierza ku wyjściu.
- zapomniałaś czegoś.. - uśmiechnął się i podał mi ją.
- dzięki - odwzajemniłam uśmiech i zeszłam na dół, lecz coś mi nieznanego przyciągnęło mnie do Davida.
przez chwile się nie ruszałam.
cofnęłam się.
- to jak .. kiedy zaczynamy poszukiwania ?
- od jutra ?
- dobrze.. to .. będziemy w kontakcie..
znowu to przyciąganie. postanowiłam w "przyjacielskim geście" przytulić się do niego na pożegnanie.
popatrzyłam na niego.. nasz wzrok po chwili się spotkał.
przybliżyłam się do niego. ii..
pocałowaliśmy się. oderwałam się jednak po paru sekundach i odeszłam.
co się dzieje..?
co się dzieje ze mną.. ?

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 11

musiałam się dowiedzieć czegokolwiek o moich rodzicach. tych prawdziwych.
tylko że za bardzo nie wiedziałam gdzie mam szukać..
- będę ich szukać - oznajmiłam popijając jabłkowy sok. wiedziałam już, ze Barthel ma mieszany stosunek do tego.
- a jeśli ich nie znajdziesz ?
- przynajmniej spróbuję się czegoś o nich dowiedzieć. nie mogę?
- nie zabraniam Ci.. lecz wiesz, że..
- tak. musisz jechać ze mną. lecz jak na razie nie wyjeżdżam poza miasto.
- dobrze.. ja idę dziś pozałatwiać. więc.. trochę mnie nie będzie.. ale sądzę, że dasz se radę.
- jasne..
od czego zacząć?
może od mojego aktu urodzenia? o ile takowy znajduję się w papierach moich przybieranych rodziców.
postanowiłam poczekać, aż Barthel pójdzie. i wtedy zacznę wielkie poszukiwania. jednak o dziwo nie musiałam zbyt długo czekać.
po dziesięciu minutach.. jego już nie było.
poszłam do szafki, gdzie tata trzymał wszystkie dokumenty.
wiem.
nie powinnam przeszukiwać cudzej korespondencji.. ale w jaki inny sposób miałam się czegokolwiek dowiedzieć?
usłyszałam dzwonek telefonu, po chwili odebrałam.
- halo ?
- Yuna? to ja. David. co tam u Ciebie ?
- oo, hej. a u mnie może być. a u Ciebie ?
- też. Ty. słuchaj. może się kiedyś spotkamy ? na jakąś kawę. lub coś.
- oczywiście. kiedy ?
- hmm.. jutro?
- jasne. może być. to do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
wyciągnęłam papiery ojca, gdy zobaczyłam teczkę z napisem "Yuna" nabrałam wątpliwości, czy alby na pewno chce zobaczyć jej zawartość.
- nooo... Yuna.. przecież na to czekałaś. - pomyślałam i z zamkniętymi oczami otworzyłam to, co trzymałam w dłoni.
zauważyłam coś podobnego do drzewa genealogicznego. wszystko zamazane.
lecz w mojej głowie pojawiło się coś. jakaś wizja.
ja kiedy byłam mała i rodzina która mnie oddała rodzicom.
kobieta z tej wizji miała ciemne włosy, złote oczy i jasną cerę. chłopak obok niej tez miał jasną cerę.
czyli że byli wampirami. czy zginęli ?
czy jest to możliwe ?
zauważyłam jakieś listy. otworzyłam jeden z nich.


"  Droga Yuno - bo zapewne tak się nazywasz.
myślę że jesteś szczęśliwa z nowymi rodzicami. lecz pamiętaj.
Świat nie jest taki bezpieczny.. jakby się to wydawało.
nie szukaj nas. zapewne kiedy znajdzie się u Ciebie taka potrzeba.. nas już nie będzie.
Chroń siebie.
Twoi Prawdziwi Rodzice
Abbey i Damen. "


Jaki cel mieli w tym moi przybrani rodzice by ukrywać te listy?
najgorsze jest to.. że nie było napisanej daty. 
o co w tym wszystkim chodziło ? znowu jakieś tajemnice?

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 10

Odczułam kogoś.
- Yuna.. to Ty?
jednaj nie byłam taka sama, jakby się wydawało..
przede mną pojawił się chłopak o lekko jasnej karnacji, ciemnych blond włosach, bluzie "Linkin Park" i czarnych spodniach. znałam go. był to Wario - Przyjaciel powszechnie nazywany przeze mnie bratem.. byliśmy dla siebie jak rodzina.
- W..wa...
- Tak. to ja .. co robisz tu.. w Finlandii?
- hmm.. pojawiłam się tu.. znikąd.
Wykrakałam.
przecież powinnam nikomu nie mówić o tym.. o całej.. magii?
- Ciekawe.. ja tu.. po coś.. co chciałem zobaczyć.. ale nie oczekiwałem.. że zobaczę tu Ciebie, siostrzyczko.
- Ja też nie oczekiwałam, braciszku.
Nasza rozmowa trwała nie długo.. może z trzydzieści minut.
pojawiłam się z powrotem w domu. widać było walizki - czyli ze wizyta rodziców.
- Cześć córeczko..
- Hej..
Przytuliłam się do mamy i do taty. brakowało mi ich. pokazałam im na mój pokój, domyślili się zapewne o co mi chodzi.
- Yuno. jesteś już dorosła.. i .. musimy Cię o czymś powiadomić..
- nie jesteśmy Twoimi rodzicami.
Zamarłam na słowa taty. w moich oczach pojawiły się łzy. nie co dzień człowiek dowiaduję się o takich sprawach.
- czyli kim są.. moi..
- pewna czarodziejka i najprawdopodobniej wampir, nie wiemy.. czy to prawda.
- macie do nich kontakt ?
- podobno oby dwoje nie żyją .. nie wiemy nic na ich temat.. wiemy że ten chłopak który tam jest.. to wampir..
- dlatego .. siostra - podniosłam palce w górę i w dół na znak "cudzysłowu" - miała taką reakcje.. a nie inną ?
- najprawdopodobniej. zostań w tym domu.. to jest Twój dom.. - przytuliła mnie i zapewniła mama, choć nie ta prawdziwa. ale moja rodzina zawsze taka będzie dla mnie.
czyli wiadome po kim miałam moce. nie przyszły one znikąd.
- dla nas zawsze będziesz naszą córką. bez względu na to.. że jesteś adoptowana.
- dziękuje..
Przytuliłam się do nich..
- my idziemy do Twojej siostry..
- dobrze.
odprowadziłam ich do drzwi i poszłam do salonu, gdzie był Barthel.
- wiedziałeś o tym?
- nie. ale miałem przeczucia. Ci rodzice.. to tylko śmiertelnicy. może mają jakieś specyficzne odmiany mocy.. ale tylko takie, które nie mogą nazywać się czarodziejskimi.
- hmm.. a co z moją wizją..
- cóż.. widziałaś przyszłość.. zapewne.. ale.. nie wiem co z tym dzieckiem..
popatrzyłam w sufit. ten podszedł do mnie.
- Yuno. wiem, ze nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś. ale ja pierwszy raz się spotkałem z tym, że.. widzisz wizję inną.. niż ja chce Ci pokazać.
- może to przez to że.. widzę co się stanie.. z Tobą? co będzie jak..
i wtedy w mojej głowie wszystko stało się jasne.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 9 cz.2

- widziałaś coś ?
- tak.. ty wytworzyłeś tą wizje?
- w zależności.. co widziałaś..
- siebie i.. i dziecko..
- dziwne.. ja tego nie zrobiłem..ale dobrze że.. widzisz te wizje..
Dalej byłam zdziwiona. to nie była wiadomość która do końca mnie usatysfakcjonowała.
Ale zawsze coś.
usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu.. usiadłam "normalnie" na kanapie.
- Cześć siostra. wiesz że rodzice przyje.. - nie dokończyła. zamarła na widok Barthela.
- co takiego ?
- yhm. rodzice przyjeżdżają. za trzy dni.
Zauważyłam jej zmieszanie.. nie odpowiadało mi to.. o co w tym wszystkim chodziło?
- super. co chciałaś ?
- aa.. sprawdzić jak się czujesz.. co robisz.. ale widzę, ze się świetnie bawisz .. więc.. - wycofała się. podbiegłam do niej i złapałam za rękę. widziałam coś. było co prawda zamazane. ta moc chyba nie była aż tak rozwinięta.
- O co chodzi ? Mów. czemu tak zareagowałaś na jego widok?
- Rodzice Ci wyjaśnią. nie ja.
Wyszła. w głowie pozostał mi obraz mojej wizji.
O co chodziło ?
- Powiesz mi czemu ona tak dziwnie zareagowała ?
- nie wiem.
Super.
Muszę czekać na przyjazd mamy i taty by się wszystkiego dowiedzieć?
Wyobraziłam sobie moje ulubione miejsce - park we Finlandii.
chciałam się tam pojawić.. tam być.. i byłam..
gdy otworzyłam oczy, okazał mi się to właśnie miejsce..
O dziwo.. byłam w nim sama. zawsze skupiało się tam paręnaście osób.
- czemu.. ja ..
skąd ja się tutaj znalazłam.. ?
czyżbym.. wyczarowała to miejsce ?
usiadłam na ławce.. a bardziej na metalowej huśtawce.
nic tu nie miało miejsca. żadna z moim myśli nie mogła teraz zająć moich myśli.
Tylko ja i to miejsce.

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 9 cz. 1

Zasnęłam, choć wolałam tego nie robić.
Nigdy przecież nie wiadomo.. co się może stać kiedy śpimy, prawda?
od ostatniego snu wolałam nie spać, co, jeśli ten sen może stać się naprawdę?
Zbudziłam się.
- Nie śpisz?
- nie.. zimno coś..
- Emm.. przytulić Cię.. ?
- jak możesz..
Dopiero wtedy zamknęłam oczy.
Dopiero wtedy udało mi się spokojnie zasnąć.
Następnego ranka zbudził mnie silnik, a raczej jego ryk. wyszłam z namiotu.
- co robisz? - popatrzyłam na niego.
- chciałem jechać do sklepu.. coś Ci kupić.. lecz widać.. szybciej wstałaś..
- nie no.. nie musiałeś.. możemy jechać razem..
- do domu .. ?
- hmm.. taa.. a co z namiotem ? - odwróciłam się, wtedy po namiocie nie zostało już ani śladu
- a więc jedziemy?
- no dobrze.. jedziemy.
Po godzinie byliśmy już na miejscu - czyli u mnie w domu.
- Katherine.. jesteś?
- tak. Yuna. nie chce Wam zawracać głowy.. wyjeżdżam do siebie.
- no dobrze.. nie będziemy Cię zatrzymywać.
zeszłam z nią. ta pomachała mi i weszła do auta. jak się domyślam. był to jej tata.
weszłam z powrotem na górę.
- pojechała?
- tak.. czyli że..
- mamy chatę dla siebie? - uśmiechnął się i rozłożył na kanapie w salonie. przypomniały mi się jego słowa "no co, miałem się rozgościć"
- nie koniecznie. w każdej chwili ktoś niespodziewany może przyjść.
- podaj przykład ..
- ktoś z mojej rodziny..
Spuściłam głowę. wolałam nie rozmawiać na ten temat.
- oj.. spokojnie.. będzie dobrze.. zapewne..
usiadłam koło niego. wyczuwałam, że zaraz coś się wydarzy.. nie myliłam się.
- zobaczmy czy.. będziesz widzieć moją wizję.. Yuno..
położył mi dłoń na policzku. zamknęłam oczy.
Widziałam coś.
Byłam na łące w kremowej sukience. sama ja byłam białego koloru skóry. lecz moją uwagę bardziej przykuło dziecko wyglądające na 5-6 letnie. była w różowej sukience. Dziewczynka.
Co ta wizja mogła oznaczać? Czy Barthel ją wytworzył ?
otworzyłam oczy. ze zdziwieniem popatrzyłam na niego.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 8

Pustka.
Patrzyłam się w dół stromej góry. i odczuwałam ból.
- Yuna! Yuna! - Usłyszałam głosy. dobrze mi znane. Rozejrzałam się.
Otworzyłam oczy. dopiero wtedy zorientowałam się, że budzono mnie od dobrych ... sześciu minut ?
- już myśleliśmy, że coś Ci się stało ..  - Katherine pomogła mi wstać. jakże to szlachetna osoba z niej się stała.
- Ja tylko spałam. - poszłam do łazienki. popatrzyłam na siebie i zamknęłam drzwi łazienkowe. wykąpałam się. gdy wyszłam z wanny i podeszłam do lustra, z ciekawości dotknęłam miejsca, gdzie zostałam "ugryziona przez wampira". ujrzałam coś. zamazaną wizję.
- Yuna! co robisz tak długo w tej łazience ?
- to moja łazienka! - wyszłam w ręczniku i poszłam do siebie do pokoju, zaczęłam przeglądać swoją szafę. nałożyłam na siebie czarne spodnie i czerwoną bluzkę.
zobaczyłam Barthela.
- długo tu stoisz?
- nie.. od niedawna.
Oparłam się o szafkę. Barthel podszedł do mnie.
- ładnie wyglądasz. hmm. wyjdziemy gdzieś ? wiesz... sami..
- a Katherine?
- da sobie rade.. a więc czekam przed klatką.
Z szybkością wampira poszedł. ja zabrałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy, uczesałam się.
- Katherine, jakby się coś działo. masz mój numer. więc dzwoń.
Wyszłam, zamykając drzwi. zeszłam na dół. czekał tam ciemno włosy chłopak. oczywiście na ścigaczu.
- Poczekaj. ja też wezmę .. i jedziemy.
odpaliłam mój motocykl i wyjechaliśmy.
gdzie on mnie prowadził?
gdy dojechaliśmy, moją uwagę przykuł wodospad - co to było za miejsce ?
- Lubię to miejsce. uspokaja mnie. chciałem Ci je pokazać.. ponieważ.. chce załagodzić całą sprawę. - uśmiechnął się.
weszłam na most i usiadłam na nim. ściągnęłam buty i zanurzyłam nogę w wodzie.
- fajnie tutaj.. był jakiś inny powód by mnie tutaj ściągnąć ?
- w przyszłości się dowiesz .. - usiadł koło mnie.
- mam się bać? - uśmiechnęłam się do niego.
- nie. nie musisz.
popatrzyłam na spadającą z góry wodę. rzeczywiście. to uspakajało.
zaczęłam myśleć, układać sobie niektóre sprawy. Co by było gdyby... no właśnie.
ciekawiło mnie co się działo u Katherine.
Lecz to chyba nie było ważne.
Na pewno daje sobie rade.. sama..
- Yuno. może zostaniemy tutaj, dzisiaj? Widzę, że strasznie Ci się tu podoba
- Masz racje.. chciałabym. ale.. gdzie ?
- a patrz tam. - pokazał palcem na rozłożony namiot. jakoś wcześniej go tam nie zauważyłam.
Czyżby znowu coś wyczarował?
- jak chcesz .. mogę spać oso.. - nie dałam mu dokończyć, zakryłam ręką jego buzię.
- nie trudź się. nie musisz .. mi to nie przeszkadza.
- to dobrze.
Uśmiechnęłam się. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Właśnie. mogła by.

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 7

Katherine

Popatrzyłam się na leżącą Yunę. Bardzo się wykrwawiała. za tym chłopakiem stał już Barthel. odepchnął go tak mocno, że skończył w sąsiednim pokoju.
- Czy ona umrze ?
- Nie. - Przybliżył się do jej szyi. zrobił podobnie to, co tamten.
- Co jej robisz?!
- Ratuję ją. Powinna za niedługo się przebudzić. - stanął nad nią.
O co z tym w ogóle chodziło?

Yuna

Życie przeleciało mi przed oczami. odnośnie niektórych sytuacji. przebudziłam się.
Widziałam Katherine i Barthela, u Katherine wyczułam szczególny strach.
- Co się stało? - dopiero po tych słowach się rozejrzałam, czemu leżałam na podłodze?
- Dorwał Cię. - Czerwonowłosa dziewczyna pomogła mi wstać. zobaczyłam w lustrze ranę po zębach.
- Nic Ci nie będzie.
W odbiciu lustra widziałam jak Barthel patrzy się na moją ranę.
- Taa. - Wzruszyłam ramionami. - do wesela się zagoi..
- do czyjego wesela?
- oczywiście, że twojego. - zaśmiałam się.
- oj, na to bym nie liczyła. może do twojego? 
Na to zdanie spoważniałam...
... I zamilkłam na jakieś trzy minuty. dosłownie. tak jak reszta.
- Yuna. Wiesz co. ja pójdę na.. spacer. a więc.. - i po chwili wyszła.
Nie wiem czy to po prostu atmosfera ją do tego zmusiła, czy ktos jej co nie co  w głowie nie po przewracał. Ciekawe.
- a więc będziemy tak milczeć ? 
- Co on mi zrobił ?
- chciał Cię przemienić.. wyssałem jego jad ponieważ.. nie chciałem.. byś była wampirem od jego strony
- to źle, jak bym była wampirem od jego strony ?
- tak.
- to wiele wyjaśnia. - usiadłam na szafce, miałam mieszane wrażenia co do tego wszystkiego.
- Yuna. nie mógłbym Ci pozwolić na to. bynajmniej teraz. 
- To mi to wyjaśnij. o co rzekomo chodzi ? - zrobiłam grymaśną minę.
- nie wiesz jaki on jest. podobno od tego, który Cię przemienia, przechodzi jakaś część mocy. a jego mocy wolałbym nie komentować, uwierz.
- No dobrze. niech będzie. oszczędzę Cię. ale jak na razie - uśmiechnęłam się
- Dziękuję. 
Zeszłam z szafki. ponownie przypatrzyłam się na ranę. a jej już nie było.
Dalej sprawiało (i będzie sprawiać ) to dla mnie czarną magię.
I coś czuję, że na tym się nie skończy.
Lecz czemu ktokolwiek chciał mnie ratować? To zawsze będzie dla mnie zagadką.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 6

- Czyli że .. będziemy mieli niezłą rozpierduchę ?
- Jeżeli Matt jest tym, o czym, a raczej o kim myślę.. to tak. tym bardziej, jeżeli jest nowo narodzonym.
- Masz racje.
- Muszę chronić Katherine.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- normalnie. - uśmiechnęłam się.
- Yuna, nie dasz mu  rady. jeśli jest tym.. wampirem.. no to mamy problem..
- ale chyba możesz mnie przemienić. no nie ? - nie chciałam nawet wspominać.. o mojej przemianie. zawsze nasuwało mi się przy tym coś strasznego, dziwnego. lecz jednak ciągnęło mnie do tego jak mysz do sera.
- To trochę skomplikowane..
- czemu ?
- najpierw muszę wiedzieć parę rzeczy.. Ale to w między czasie.
Kiwnęłam głową.
Zastanawiałam się co tak dokładnie zrobić.. zapewne i tak jestem skazana na wieczność z Barthelem. ale..
Wątpliwości..
Czyli jak zwykle.
- Yuna. spokojnie.. wszystkiego Cię nauczę..
- tak myślę..
- nie zostawię Cię tak zwanie z "pustymi torbami"
- idę do sklepu..
- idę z Tobą.
- yhm. a kto zostanie z Katherine ? no a więc widzisz.. - poszłam do drzwi, on nie odpuścił.
- może jednak ja pójdę ?
- no dobra. jeżeli tak bardzo chcesz .. - kiwnęłam głową. poczułam, jakby ktoś mącił mi w głowie. tak. to  na pewno Barthel. dlatego też zapewne powiedziałam to zdanie.
- za niedługo będę - puścił mi oczko i z szybkością wampira poszedł.

Barthel

Parę ulic od domu Yuny zauważyłem Jacka. Nie miałem ochoty do niego podchodzić.
Cholera!
Sam podszedł.
- No i jak u Twojej dziewczyny, czemu nie jesteście razem.. teraz? - zrobił wielkie, przekonujące oczy. miał coś w planach. nie mogłem zrozumieć. chodziło mu o Yunę ?
- Jack. nie wiem co chcesz zrobić.. ale .. nie ze mną.
- jak to ktoś powiedział - oko za oko , szczęka za ząb.
Zniknął. oby nie było go tam gdzie myślałem. zawróciłem się.

Yuna

Usłyszałam pukanie do drzwi. wyczułam złą energię - czyżby moce mi się ujawniały?
- Katherine. schowaj się. - powiedziałam i otworzyłam wejściowe drzwi.
- Cześć Yuno.. Znowu się spotykamy, prawda?
po tych słowach przybliżył się do mnie. Odepchnęłam go od siebie. nie dał za wygraną. przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, zaczął gryźć moją szyję. wstrzykiwać mi jad.
- Katherine! uciekaj! - po tych słowach straciłam czucie. zemdlałam.

Rozdział 5

Usiadłam z Katherine u siebie w pokoju. użyczyłam jej pokoju póki cała sytuacja się nie uspokoi. a oby to nastąpiło szybko.
- Coś Ci zrobił?
- nie.. Kim oni są..?
- długa historia. zapewne jesteś zmęczona.. a więc miłych snów.. - pogłaskałam ją po ramieniu i wyszłam z pokoju, zamykając go po cichu
- i jak ona ?
- dobrze.. zasnęła.
Stanęłam przed nim. przytulił mnie. pragnęłam już od dawna, żeby ktoś to zrobił. no ale cóż. jestem typem samotnika.
- Robimy jej małe pranie mózgu ?
- Raczej wyjaśnij mi kim jest rzekomy Twój kuzyn. a raczej.. czego on ode mnie chce.
- To jest Jack. Kiedyś mnie uratował, dzięki niemu jestem tym, czym jestem.
- Achm. a czemu chce mnie zniszczyć? bo zapewne ma to w planach.
- poluje na ludzi. nie żywi się krwią zwierzęcą.
- Aha. czyli poluje na mnie. super. -odeszłam na metr od niego, ten złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. znowu zeszło pomiędzy nami do pocałunku, tym razem nie był on "pojedynczy" tylko dłuższy.
- ze mną nic Ci nie grozi.. i dobrze o tym wiesz.
- Tak. To znaczy.. poniekąd.
Uśmiechnęłam się, zauważyłam skradającą się Katherine.
- Yuna.. nie chce Wam przeszkadzać.. ani nic.
- Nie przeszkadzasz.. zostaniesz u mnie na jakiś czas.. póki cała sprawa nie ucichnie.. a właśnie.. jak tam Matt.. ?
- Wiesz jaki on jest.. Tylko że.. zdziwiło mnie jedno.. Yuna.. mogę pogadać z Tobą na ... na osobności ? - popatrzyła na Barthela. poszłyśmy do mojego pokoju.
- Kiedy byłam w domu.. a raczej.. kąpałam się.. a on był.. a raczej potem zniknął.. słyszałam tylko jakieś dziwne szepty, coś w rodzaju "Poluję na Yunę, muszę ją zdobyć" lecz.. to nie był głos Matta
- Tego chłopaka?
- chyba tak.. nikogo innego chyba nie było.
No i super
znowu utwierdziłam się w przekonaniu, iż jakiś "napalony" wampir na mnie czyha ..
Lepiej być nie mogło. naprawdę.
- Katherine. tym bardziej musisz zostać.. a jaką Matt ma cerę.. tzn.. kolor skóry .. sprecyzuj, proszę.
- miał.. delikatnie białą..
- taką .. jak Barthel ?
- niee.. nie aż tak..
- no dobrze.. nie męczę Cię.. Dzięki.. jak byś coś chciała.. mów .. zawsze pomogę
- dobrze.
Wyszłam, zamykając drzwi. podeszłam do Barthela. po mojej mimice twarzy zapewne uznał, ze coś się stało, bo krótkim wywnioskowaniu "jak to ująć" powiedziałam:
- no to robi się gorąco .. uwierz..

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 4

Usiadłam na łóżku. jedyne co pragnęłam to odpoczynku. lecz nie będzie mi on dany. z powodu leżącego obok chłopaka. wolałam nie kłaść się koło niego. wyglądałoby to zbyt romantycznie.
- jesteś śpiąca ?
- nie. - przekręciłam oczami. czułam jego spojrzenie na mnie. Sam jego wzrok był hipnotyzujący.. tak samo jak on.
- to super. oznacza to, że w końcu możemy porozmawiać.
- tylko o czym?
- o tym, kim się stajesz.. lub nawet i staniesz w przyszłości.
- czyli ?
- chyba nie myślałaś, że dam Ci umrzeć za parę lat?
- noo... nie koniecznie..
- no tak myślę.
Wstał, po jego gestach zauważyłam że kazał zrobić mi to samo. też to uczyniłam. poszliśmy do kuchni. ten nalał wody do szklanki.
- może mały trening ? podobno to jest pierwsza moc, jaka może być u czarodziei.
Skupiłam się na szklance. co prawda, za bardzo nie wiedziałam co robić. ale próbowałam chociaż "improwizować".
- chyba nic z tego nie będzie.
- no to widać, Yuno, że treningi z Tobą będą strasznie trudne.
Wzruszyłam ramionami, może się mylił ? Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, zauważyłam numer Katherine. Odebrałam.
- Cześć. Co chciałaś?
- Yuna.. ja.. - nagle jej głos zamilkł. usłyszałam za to inny - Jeśli zależy Ci na Twojej koleżance, siostrze.. kim ona tam dla Ciebie jest. to chyba wiesz, gdzie masz się zgłosić. - Rozłączył się.
Pobiegłam po kluczyki, musiałam ją ratować.
- Co się stało?
- Chodź, nie marudź - zamknęłam drzwi i wybiegłam z klatki.
- może ja będę prowadzić? - zaproponował. oddałam mu kluczyki. Wolałam nie tracić życia jadąc jak opętana, ponieważ ode mnie zależało życie innej osoby.
po jakiejś godzinie byliśmy na miejscu - w domu letniskowym Katherine.
- Yuna. Wyczuwam tu wampira. wolałbym byś tu została.
- To kto wreszcie ją ratuje? Ja czy Ty ?
Weszłam do domu, dom jak dom - normalny.w salonie zauważyłam siedzącą Katherine. miała zaklejone taśmą usta i zawiązane z tyłu ręce. Podbiegłam do niej nie wiedząc, co zaraz na mnie czeka.
Złapał mnie chłopak, ten, którego już od jakiegoś czasu widzę.
- nie tak prędko, skarbie. widzę, że zabrałaś kogoś ze sobą. Ooo.. czyżby Barthel?
- Kim Ty jesteś? - Wykrzyczałam, próbując się wydostać, ten jednak za mocno mnie trzymał.
- Chyba na to powinien odpowiedzieć Ci Twój kochany Barthel.
Popatrzyłam na niego. Liczyłam na jego odpowiedź.
- To jest mój.. mój kuzyn.
- No Yuna, czujesz się oszukana? Twój chłopak ukrywa takie rzeczy przed Tobą. Może coś jeszcze?
- To nie jest mój chłopak! - kopnęłam go. wiedziałam, że zapewne na niego to nie podziała. cóż.
- Jeszcze się doigram. a wtedy nie będzie zbyt kolorowo jak teraz. - zniknął.
Odwiązałam Katherine. Ta wystraszona przytuliła się do mnie.
- Muszę Cie stąd zabrać. natychmiast.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 3

- no a więc. dzisiaj zaczniemy od.. może małego zapoznania się? bo jakby nie patrzeć.. nie do końca się znamy..
- a już zdążyliśmy się pocałować - uśmiechnęłam się. popatrzyłam się na niego. dziś miał na sobie dalej jeansowe spodnie i jasną koszulkę. dopiero teraz przyjrzałam się mu " dogłębnie ". był wysportowany (widać było to po jego ramionach).
- Oj tam.. mały pocałunek nie zaszkodzi.
- oczywiście.. - wyszliśmy z domu, zamykając go na klucz przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie - o tym chłopaku. zeszliśmy na dół.
- no to gdzie idziemy ?
- hmm.. - rozejrzałam się - przed siebie ?
- no dobrze.. a więc.. prowadź..
Nie miałam za bardzo gdzie go zaprowadzić. to miasto było tak małe, że jedyne co było ciekawe, to było miejsce naszego spotkania. chyba że coś przeoczyłam.
Poszliśmy na wielki, nowy wyremontowany plac na którym zbierała się już gromadka osób.
- fajnie tu. nie wiedziałem o tym miejscu.. moje przejażdżki ograniczają się jedynie na tor.
- rozumiem.
objął mnie. praktycznie wszyscy się na nas patrzyli. czyżbyśmy tak dziwnie wyglądali ?
- skąd jesteś ?
- hmm.. zawsze się gdzieś pałętałem. tutaj zatrzymałem się na chwile.. tropem pewnego człowieka. lecz widzę że - spojrzał na mnie - będę musiał zostać na dłużej.
- a ja, że będę musiała zostać pod Twoją opieką. - zaśmiałam się po cichu.
Poszliśmy do kina na jakiś film. Barthel wybrał horror. dobrze jednak, że nie film romantyczny. do takich mam słabość. Weszliśmy na sale i zajęliśmy swoje miejsca.
- myślę, ze się nie będziesz bała
- nie.. no skąd.
Zaczęło się od opowieści, czyli tradycyjnie wstęp.
- podoba się? - szepnął, patrząc to na mnie, to na ekran
- tak. nawet nie wiesz jak bardzo.. co prawda nie za bardzo lubię horrory.. ale ten przypadł mi szczególnie do gustu.
po godzinie oglądania wyszliśmy z kina, dalej idąc w objęciach Barthela.
Zamarłam.
Parę metrów przed nami stał ten chłopak którego widziałam przed klatką. nie mogłam się ruszyć, tym bardziej wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Co jest, Yuna..? - popatrzył na mnie, spuściłam wzrok w dół.
- to on.. - przełknęłam głośno ślinę, gdy spojrzałam z powrotem jego już nie było. czyżby znowu moje dziwne urojenia ?
- znasz go ? - szliśmy dalej, a ja zaczęłam swoje opowieści.
- wczoraj był u mnie przed klatką. uciekłam mu.. domyśliłam się kim jest po jego skórze.
- pamiętasz te wiadomości ? mam podejrzenie że to on.. lub jakiś nowo narodzony. to w pewnym sensie mój stary znajomy. lecz teraz musisz być bardziej pod moją obserwacją.
- przecież i tak jestem - powiedziałam ironicznie. uśmiechając się.
- jesteś. owszem.
Doszliśmy do mnie, otworzyłam swoje drzwi i wpuściłam go do domu.
- rozgość się. - zamknęłam drzwi.
- dobrze. - wszedł do mnie do pokoju i położył na łóżku, gdy zauważył mój zdziwiony wzrok powiedział jedynie " no co, kazałaś mi się rozgościć". Zaśmiałam się. ale to był dopiero początek ..

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 2

Przymrużyłam oczy, z każdą sekundą jego opowieści coraz bardziej zaczęło mi się to podobać.
- A więc Yuno, kroczysz ku przygodzie ze mną?
- Jasne. Tylko że jako człowiek zapewne nic nie zdziałam.
- zdziałasz, zdziałasz. jesteś silna. - przybliżył się do mnie, dodało mi to w pewnym sensie odwagi. - a jeśli chodzi o Twoje zasłabnięcia. to już Ci wyjaśniam. jest to moc która zdarza się raz na jakieś milion przypadków, głównie wampirzych. działa na czarodziei i wampiry...
- czekaj czekaj - przerwałam mu - jak to ? przecież ja nawet nie jestem czarodziejką, czarownicą, wiedźmą..
- jesteś.. tak to moja moc na Ciebie by nie działała. na wampira działa lub nie. nie to żebym wykorzystywał ją na Tobie. ona sama idzie.
- jasne. wiesz.. ja idę.. - spojrzałam na zegarek. była już 18:12. a wydawałoby się, że jest dopiero 14 z groszami.
- No dobrze.. nie będę Cię zatrzymywał.
Wyszłam. za mną szedł Barthel. który doprowadził mnie do wyjścia.
- tylko jedź spokojnie. - uśmiechnął się i podał mi rękę. zobaczyłam , że mi coś dał. był to numer do niego, gdy spojrzałam w miejsce, gdzie był to.. jego już nie było. pojechałam do siebie.
Zaparkowałam ścigacza i poszłam do klatki. wyczułam coś, a bardziej kogoś. popatrzyłam się za siebie stał za mną czarno włosy chłopak o jasnej karnacji. pobiegłam szybko na górę do domu i zamknęłam dom na klucz.
- czyżby się zaczęło ? - wystraszyłam się. może po prostu to był zwykły człowiek?
Poszłam do pokoju i położyłam się na swoim łóżku. po chwili zasnęłam.

Barthel

Stanąłem przed oknem Yuny, po cichu wszedłem przez nie do jej pokoju. spała tak ślicznie, położyłem się koło niej i popatrzyłem na nią, głaskając delikatnie jej policzek.
I pomyśleć, że dopiero teraz ją poznałem. Przytuliłem ją do siebie. czułem ciepło jej ciała. jej energię i to, jak bije jej serce. Znakomicie to wszystko wyglądało. i już wtedy miałem nadzieję, że tak samo będzie wyglądać przyszłość z nią. po tym co się wydarzyło.. nie miałem innego wyboru niż ją chronić. 
Jak to mówią : " Nie można zepsuć tak młodego talentu "
Przesiedziałem z nią całą noc. aż w końcu się zbudziła.

Yuna

Otworzyłam oczy, widziałam go. jego wzrok leżący na mnie.
- czym zawdzięczam Twoje odwiedziny ?
- Muszę Cię chronić. nie ma innego wyjścia.. - uśmiechnął się.
- odpowiada mi to.
Przybliżyłam się do niego. po chwili się pocałowaliśmy.

Rozdział 1

Obudziłam się w czyimś domu.
Co ja tu w ogóle robiłam?
Leżałam na dwuosobowym łóżku, koło mnie siedział chłopak który "mnie uratował".
- i jak się czujesz? - spytał, było po nim widać, że był zatroskany. co za tym wychodzi? nie miał w planie ewentualnego porwania mnie.
- dobrze.. co się stało.. ?
- zemdlałaś..
Barthel

Nie chciałem wyjaśniać nieznajomej mi dziewczynie powodu jej mdlenia. zapewne nie zrozumiałaby tego, choć jej aura wygląda mi na dosyć podejrzaną. była "magiczna".
pogłaskałem delikatnie jej głowę. nie mogłem wyczuć jej mocy. widać że się broniła, czy tez miała tarczę.
- jesteś głodna? - głos na słowo "głodna" mi się załamał. samo to zdanie przyprawiało mnie o lekki dreszczyk. musiałem przezwyciężyć moje pragnienie.
- nie, nie jestem. dam sobie radę. - wstała. ja delikatnie stanąłem koło niej. - nic mi nie jest, nie musisz się fatygować. naprawdę. Tak w ogóle - popatrzyła na mnie - Jak Ci na imię?
- Barthel. a Ty?
- Yuna. miło mi. - Skądś ją kojarzyłem - a raczej jej imię. Ciekawe tylko skąd ..

Yuna

Widziałam jego zaciekawienie, pewnie było to spowodowane jakże moim dziwnym imieniem. popatrzyłam mu głęboko w oczy. zaczęłam znowu tracić energię. Barthel złapał mnie przed tym jak upadłam. a byłam tego bliska.
- Dzięki. szybki jesteś.
- Napad adrenaliny. nie mogę Cię rozgryźć, Yuno. - Oparłam się o ścianę gdy on podchodził do mnie jeszcze bliżej. położył rękę na ścianie, znajdowała się ona nad moim ramieniem.
- Yyy... co robisz ?
- Nic Ci nie zrobię. zaufaj mi.
- Trudno powiedzieć. szczerze to bliskość pomiędzy nami jest tak wysoka, że nie jestem wstanie określić, czy jestem w stanie do stu procent Ci zaufać. - kolejna moja urzekająca odpowiedź. do której do wszyscy mają słabość. lecz nie on. od początku wydawał mi się dziwny, pewnie tak samo jak ja jemu.
- Lubisz taką bliskość?
- Tylko w niektórych przypadkach.
- Och, Yuno. czemu nie mogę Cię odczytać ? - zaśmiał się delikatnie.
- W jakim sensie "odczytać" ?
Naszą rozmowę przerwał telefon Barthela. po niej włączył telewizor.
- To nie wiarygodne! W naszym spokojnym mieście zostały zabite 3 osoby. wiadomo tylko że mają ślady na szyi. mówiła dla Was Alice Broke.
- on wrócił. Cholera!
- co się stało? -popatrzyłam na niego, to na telewizor.
- nie mam wyjścia. muszę Ci o wszystkim opowiedzieć.
Popatrzyłam na niego z nutą zaniepokojenia.. wiedziałam, że to będzie ciekawy dzień.

sobota, 11 sierpnia 2012

Prolog

Yuna.

Wakacje - nudny okres kiedy zapewne nie tylko ja się nudzę, a że byłam zamknięta w sobie (czy tez bardziej typem samotnika) działało to na moją psychikę.
Byłam dziewczyną o ciemno brązowych włosach która nie była tak jak reszta dziewczyn - normalny ubiór i naśladowanie nowych trendów mody. Ja za to wolałam czarne sukienki, gorset i do tego glany, bądź zwykłe trampki. choć wiem, że to wygląda dziwnie - czyste wyczucie.
Usłyszałam komunikat o nowej wiadomości na Skype. Była to Katherine. zawsze dzwoniła, albo przynajmniej pisała kiedy pojawiałam się na tym "niebieskim komunikatorze", zadzwoniłam do niej.

- Cześć Katherine. Jak Ci się układa z Mattem ?

- Super. Nie dawno wróciliśmy znad naszego pięknego morza. a u Ciebie?

- Też super - skłamałam, tak naprawdę nie było tak super jakby się wydawało, co prawda powinnam się cieszyć - wolny dom, nikogo nie ma. ale to nie dla mnie - wiecie co.. ja idę pojeździć.. sorki.

Rozłączyłam się i wyłączyłam komputer, ubrana w czarne spodnie, trampki i "rockową" kurtkę wyszłam, zamykając dom na klucz. Wyciągnęłam kluczyki od mojego czarno-czerwonego ścigacza, wsiadłam na niego, odpaliłam, i odjechałam.
Miasto, w którym mieszkałam było małe. Tata z mamą wyjechali za granicę, ja już "jako dorosła" mogłam zostawać sama w domu + mała kontrola mojej siostry. postanowiłam pojechać na tor, choć pogoda nie była zbyt piękna, ponieważ zaczynał powoli padać deszcz. gdy zobaczyłam, że tor jest zamknięty, zaczęłam nabierać pewności, iż "źle robię".

- Cześć, co tu robi taka piękność na takiej bestii ?- zauważyłam chłopaka, który siedział na czerwonym ścigaczu, przyjrzałam się mu, miał ciemne włosy, czarną kurtkę i jeansowe spodnie.

- szczerze? taka piękna pogoda i chciałam pojeździć. a że zamknięte no to.. -zeszłam ze swojego "sportowego motocykla" i oparłam się o niego. -poza tym.. czemu bestia ?
- takiego ścigacza dla kobiety to sztuka.. - uśmiechnął się i popatrzył na mnie.
- pojedźmy gdzieś -zaproponowałam, wsiadając na swojego ścigacza. odjechałam, ten przejął prowadzenie. po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do lasu.
- jak Ci się tu podoba? postawił swojego ścigacza obok płotu, zrobiłam to samo.

- fajnie tu.. - popatrzyłam na niego. nagle poczułam dziwne ukłucie.
Zemdlałam.