czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 3 #2

- Chyba go zgubiliśmy. - Odetchnęłam z ulgą - Co się wreszcie z Tobą działo ?
- Czarował mnie. Robił kontynuację tego, co Thomas.
- Uratuję Cię.. a przynajmniej spróbuję to zrobić.
- Yuna..
- Spoglądaj przez jakiś czas, czy aby na pewno nikt nie idzie.
Rozejrzałam się. Wokół mnie znajdowały się masywne, duże drzewa dębu. Znajdowałam się akurat w dużej przerwie między dębowymi drzewami.
Przywołałam przed siebie stół do eliksirów. Wtem otworzyłam księgę magii na stronie z miksturami leczącymi, po czym zaczęłam dodawać różne składniki, które były wpisane w ten dział.
- Yuna.. On może nas znaleźć..
- Nie zrobi tego.. Chyba, że ma jaja, bo zawsze na mój widok pękaliście i po chwili was nie było. - Uśmiechnęłam się. Po chwili zauważyłam, że eliksir przybrał barwę jasnoczerwoną, czyli, że był już gotowy. Barthel stanął obok mnie. Od razu podałam mu miksturę, a po wypiciu jej upadł na ziemię.
- Barthel! - Upadłam na kolana i wzięłam jego głowę na nie.
- Zrobiłaś silną dawkę. To jest normalna reakcja.
- A czy jest Ci lepiej?
- O wiele.
- Ogólnie to wątpię, że to norma - Pogłaskałam go po głowie.
- Yuna.. A czy.. - Złapał mnie za rękę i podniósł się, by po chwili uklęknąć - Czy będziemy razem?
- Nie wiem. Zobaczymy.. Wiem, że mamy córkę i w tym wypadku powinniśmy być razem ale..
- Yuna.. - Przerwał mi i zaczął mnie całować. Poczułam się błogo gdy to robił.
Uwiesiłam ręce na jego szyi i usiadłam na jego nogach coraz namiętniej go całując
- Yuna.. Co w Ciebie wstąpiło? Tutaj?
- Masz racje. Lepiej w domu.
Szybko wstałam i z szybkością wampira przenieśliśmy się do mojego domu. Od razu po otworzeniu drzwi i zamknięciu ich zaczęliśmy znowu się całować i powoli rozbierać.
Gdy byliśmy już w moim pokoju mieliśmy na sobie tylko bieliznę. Jednak dalej bez opamiętania robiliśmy to, co wcześniej. W końcu opadliśmy na łóżko i ściągnęliśmy z siebie resztę bielizny. Zaczęliśmy się kochać.

Tifa

Weszłam do klatki i szybko wbiegłam na drugie piętro gdzie mieszkała moja matka. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdziwiłam się, że dom Yuny był swobodnie otwarty. Zawsze go zamykała.
Przeszłam do jej pokoju i wtedy doznałam szoku. Moi rodzice "to" robili.
- O cholera! - zrobiłam przerażoną minę. Barthel i Yuna od razu się zerwali i zakryli kołdrą.
- Co wy?! Już się pogodziliście?! - Wykrzyczałam z przerażeniem w głosie. Bałam się, że mój ojciec zesłał mamę na złą stronę.
Lecz z jednej strony cieszyłabym się mając rodzinę w całości.
- Chyba będziemy w komplecie. Ale to już zależy od Twojej mamy.
Zrobiłam kwaśną minę po czym wyszłam z domu swojej matki, trzaskając drzwiami.
Nie ukrywam, że ten widok mi się nie spodobał. Mam jakiś dziwny uraz do swojego ojca po tym, co zrobił mi i mojej matce.
Gdy wyszłam, poszłam w stronę parku. Po chwili zorientowałam się, że ktoś mnie śledzi.
- No weź pan.
Odwróciłam się. Stał tam czarnowłosy chłopak, po chwili domyśliłam się kim był. To Jack. Poznałam go po ubraniu i twarzy.
- Młoda Tifa. Ale smakołyk.
- Co chcesz?
- Wiesz.. Jesteś bardzo podobna do swojej matki. W sumie do ojca też.
Popatrzyłam na niego i zmrużyłam oczy. Nagle ten zaczął krzyczeć.
Za mną wyczułam dwie osoby. Odwróciłam się,a chłopak przestał krzyczeć.
- Tifa.. Spokojnie - Wymawiała powoli Yuna - To my.
- Co się dzieje ?!
- Moce Ci się ujawniły.. Skarbie.
- Ja nie chce być zła..
- I nie będziesz.
Popatrzyłam na Jacka i podeszłam do Niego.
- Zostaw nas w spokoju. Alebo to, co zrobiłam stanie się ponownie - Uśmiechnęłam się do Niego i puściłam mu oczko w wiadomym dla Niego celu.

Yuna

Widząc, jak Tifa użyła mocy byłam pełna obaw. Nie sądziłam, że jej moce ujawnią się w tak szybkim tempie. Dotąd sądziłam, że jeśli moce objawiają się przez złość, to prowadzą one do negatywnych skutków.
- Chodź. - Powiedziałam udając, że wszystko jest ok. Nie było tylko dlatego, że w tym czasie w moich myślach był istny Sajgon.
Po niedługim czasie byliśmy już w domu. Park, w którym byliśmy znajdował się jakieś sto metrów od mojego miejsca zamieszkania, więc nie zajęło nam to dużo czasu.
- Yuna.. Co będzie z Tifą?
- Nie wiem. Nie mogę określić stanu jej mocy.
- Boję się, że moje moce szkodzą Tifie, że.. Oddziałują na nią.
- Na pewno tak nie jest.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Tifo, otworzysz?
- Jasne - Powiedziała bez uczuć i poszła w stronę drzwi. Gdy ta otworzyła je, usłyszałam kogoś znajomego. Od razu wychyliłam głowę.
- Dobra. To do mnie. Dzięki kochanie.. - Poklepałam ją po ramieniu. Ta po chwili odeszła do salonu.
- Czemu mnie olewasz?
- Nie olewam. Po prostu nie mam czasu.
- Rozumiem. Jakbyś miała czas to wiesz gdzie mnie szukać.
- Oczywiście.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
Wiedziałam, że w związku z tym nic ciekawego się nie wydarzy. Z resztą. Nigdy nic nie było ciekawe w takich okolicznościach.
- Kto to był? - Usłyszałam Tifę.
- Kolega.
- Ładny. Wiecie co? Pójdę odetchnąć świeżym powietrzem.
Odsunęłam się. Ta automatycznie wyszła. Byłam zdziwiona, ale jednocześnie ją rozumiałam. Była młoda i potrzebowała trochę luzu.
- Yuna..
- Hm ... ? - Popatrzyłam na Niego. Wyglądał, jakby płonął. Z jego ręki wyłaniał się płomień.
- Nie zbliżaj się..- Na te słowa zaczęłam się odsuwać.
- Nic Ci nie zrobię.. Co mi jest..?
- Nie wiem. - Wyczarowałam wodę nad nim, która po chwili spadła i go oblała. - Zgasło. Myślę, że to się więcej nie powtórzy. - Popatrzyłam na Niego i zrobiłam wyraźny grymas.
- Yuna. Dzwoń do Tify. Chyba wiem o co chodzi.
- Słucham?!
- Dzwoń!
Wyciągnęłam telefon i szybko wykręciłam numer do Tify.

Tifa.

- Mamo. Nie musisz się o mnie martwić. Zajmij się sobą. - Rozłączyłam się.
Byłam w parku, gdzie wcześniej zdarzyło się odkrycie moich mocy.
- Nie spóźniłem się?
- Nie. - uśmiechnęłam się.
- Chodźmy do mnie.. - Rozejrzał się - Nie chce mieć świadków.
Złapał mnie za rękę. Z szybkością wampira poszliśmy do jego żółtego, jednorodzinnego domu. Od razu weszłam do środka.
- Na wstępie powiem, że przepraszam za te trupy. Jestem ciągle głodny przez.. Pewną czarodziejko-wampirzycę.
- Nawet chyba wiem o kogo chodzi.
- Ale Ciebie nie zjem, młoda.
- A jeśli powiem, że ja Pana tak? - Podeszłam do Niego i uwiesiłam się mu na szyi.
- Nie pan. Jack. - Powiedział znudzony - Poza tym nie jesteś wampirem.
- Cii. Wiesz po co tu jestem.
- Tak? Chcesz nim być?
- Pragnęłabym. Lecz z moimi rodzicami to nie wyjdzie.
- Ale ze mną tak.
Poczułam, jak ogarnął moje ciemnobrązowe włosy. Zaczął całować moją szyję, co wprawiło mnie w błogi stan. Drgnęłam.
- Jack. Nie kończ.
- Mówisz jak Twoja matka. Nie przestanę.
Już wtedy wiedziałam, że pomiędzy moją matką a nim coś było, lecz dla mnie teraz miało to małe znaczenie.
- Przenieś nas do Twojej sypialni.
Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, byliśmy już w jego pokoju.
- Czegoś chcesz?
- Wiesz, że chce być wampirzycą.
- Ale.. Jest jeden warunek.
- Jaki?
- Będziesz u mojego boku. Na zawsze.