poniedziałek, 4 lutego 2013
Wyjaśnienia.
Dzień dobry.
Chciałabym ogłosić bardzo smutny fakt.
Od razu mówię : nie chodzi mi o obserwatorów czy też wyświetlenia.
Ale do rzeczy:
Dostałam komentarz który .. hmm.. może nie koniecznie otworzył mi oczy ale..
Dał mi do zrozumienia w co się tak naprawdę wpakowałam.
Pisząc w sierpniu 2012r. myślałam, że choć trochę moje opowiadania nie będą przypominać np : Zmierzchu, Sagi Nieśmiertelni Alyson Noel, Mieczu prawdy.. I to chyba tyle.. W późniejszym czasie (dokładnie to teraz) zdałam sobie sprawę, że to tak kipi zmierzchem.. Że ja się z tego nie wywinę. Że nie będę miała jakichkolwiek innych podstaw by to zmienić. Co to oznacza? Moje obecne notatki z rozdziałem 31 idą "przysłowiowo" miłość uprawiać.
Oczywiście, mogłabym pisać od nowa .. Taki "sezon 2" opowiadań. Ale szczerze.. Co by mi to dało ?
Czy te opowiadania byłyby stosunkowo lepsze?
Wiem, że rozczaruję, bądź też rozczarowałam "mini" grono osób : Dżerr, Mroczna, Mistchie i w sumie też pewnie innych.. Ale niestety..
Zapewne dla niektórych to opowiadanie też było pisane "na siłę". Ale nie zdawałam sobie z pewnych rzeczy sprawy. Niestety.
Nie wiem, czy będę jeszcze kontynuowała dziwne losy Yuny i Barthela. A jeśli będę to.. naprawdę. Nie chce tego robić na siłę. Pisanie to "moja pasja" poza motocyklami. Choć wiem, że mi to czasem nie wychodzi. Ale pisze jak pisze. Jeden robi to dobrze, drugi troszkę słabiej.
Nie wiem czy w najbliższym czasie napisze. A jak tak, to przynajmniej tak jak wyżej : "sezon 2" bo nie wiem czy pisanie od np : "minęło .... " "od teraz wszystko jest inne" nie byłoby w porządku.
I prosiłabym o napisanie co o tym sądzicie w komentarzach. Wolę się liczyć ze zdaniem czytelników.
Dziękuję za uwagę.
Yuna.
niedziela, 3 lutego 2013
Rozdział 30.
Prolog.
Drogi pamiętniku!
Wiem.. Nie pisałam.. Ale..
Nigdy nie myślałam, że po straceniu osoby, która mnie wielokrotnie raniła.. Będę za nią tęsknić.
Moja córka mająca tak naprawdę sześć miesięcy wygląda na .. trzynaście lat. Chodzi już do pierwszej klasy gimnazjum.
Minęły już trzy miesiące od śmierci Barthela. Nie ma go. A teraz idę na spotkanie w sprawie Tify.
Odkładam pamiętnik na brązową półkę. Czas się zbierać.
Ubieram się w płaszcz i kozaki na wysokim obcasie. Listopad. Zimno i lepiej nie ryzykować. Choć i tak moja wampirza temperatura pozwalałaby mi chodzić bez tego wszystkiego.. wolę, by ludzie nie patrzyli na mnie w dziwny sposób. Jest mi zresztą bez różnicy.
Szkoła Tify była bardzo blisko.. Zaledwie czterysta metrów. Do niej chodziłam w przeszłości.
Weszłam do sali numer szesnaście, tam odbywało się zebranie. Usiadłam obok Tify.
- Dobrze, że wszyscy już są. Zacznijmy.
Nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Podniosłam do góry lewą rękę, gdy moje imię zostało wypowiedziane.
- A więc.. dziś temat dość nietypowy jak na wszystkie spotkania. - Powiedział opierając się o biurko - Jest on o zbrodni w dość brutalny sposób. Prosiłbym o przejście Yuny z klasowej i szkolnej rady pedagogicznej.
Niepewnie poszłam za nauczycielem. Gdy zeszliśmy do szatni wyczułam krew.
- Cholera - pomyślałam. Jednak brnęłam dalej nie dając po sobie tego poznać, że coś jest nie tak.
Na ścianie i podłodze była krew. Weszliśmy do pomieszczenia 1AG. NA wielkim, niebieskim haku było zawieszone małe dziecko wyglądające na trzynaście lat.
- Można? - Popatrzyłam na nauczyciela. Kiwnął głową na tak.
Weszłam powoli. Zobaczyłam, że chłopiec trzyma w dłoni kartkę. Wzięłam ją i otworzyłam.
" Twój mężulek nadal żyje, Yuna.
Ale to nic..
Będziesz następna. :)
~Thomas. "
Czy ten debil nie może przestać pozbawiać życia niewinnych osób? Czy to dla niego jest zabawne? Bo dla mnie nie.
Samo to, że zostawił to dziecko w szkole mojej córki w jej szatni było niedorzeczne.
- Ten list jest dedykowany do Pani, czemu?
- Nie wiem.. Dziecka nie znam..
Podeszłam do faceta. Wiedziałam, że to dobrze nie wróży.
Przyjrzałam mu się. Miał czarne włosy, brązowe oczy i delikatnie ciemną karnacje.
- Wiem kim Pani jest.
Zamarłam. A nie mówiłam? Zresztą.. Skąd on to wiedział?
- O czym Pan mówi?
- Jest Pani wampirem.
Podeszłam do niego bliżej. Musiałam to zrobić.
- Zapomnisz o tym, co było. A teraz wrócimy spokojnie do klasy jakby nigdy nic.
Musiałam go zaczarować.
Wróciliśmy do klasy. Usiadłam obok Tify. Jednak nie na długo.
Po pięciu minutach zebranie się skończyło.
Tifa ubrała się w kurtkę, którą miała na krześle. Buty do wyjścia miała już na sobie. Wyszłyśmy.
- Mamo.. Widziałam tatę.
- Przecież tata nie żyje.
- Żyje. Wierze w to.
- Lepiej wracajmy.
Złapałam ją za rękę i szybkim krokiem poszłyśmy.
- Mamo.. Tu jest tata.. - Po wypowiedzeniu automatycznie pokazała palcem przede mnie.
- Nikogo tu nie ma.. Co Ty mówisz..
- No tu..
Wyciągnęła rękę do przodu. Wtedy ukazał się On.
- Barthel ..?
- Tak.. Mam sprawę.
- O co chodzi ?
- Wskrześ mnie.
Popatrzyłam na niego z dość widocznym zdziwieniem.
- Co pani robi? Do kogo pani mówi?
Wzięłam z płaszcza telefon. odwróciłam się do niego i pokazałam.
- Przepraszam.. Mam ostatnio zwidy. - Powiedział drapiąc się prawą ręką po głowie. W lewej miał teczkę.
- To zrozumiałe.
Odwróciłam i poszłam z Tifą. Wolałam go ominąć po tym, co zrobiłam. Postanowiłam przyśpieszyć ale tak, by Tifa nie miała problemu z dogonieniem mnie. Po trzech minutach byliśmy w domu.
- Yuna. Wskrześ mnie. Proszę.- Usłyszałam go. Stał przede mną. Mimowolnie wywróciłam oczami, rozbierając się z butów i płaszcza. Tifa też to zrobiła.
- Niby jak?
Weszłam do salonu. Nagle przed sobą zauważyłam krąg świec, a w środku księgę czarów. Barthel już stał w niej. Ja też tam weszłam. Gdy usiadłam zaczęłam wymawiać napisane zaklęcie, powoli i płynnie. A jak skończyłam zaczęłam czuć Barthela. Lecz żadne dobre zaklęcie chyba nie kończy się dobrze. Po chwili poczułam, jak robi mi się słabo.
- Yuna.. ? Tifa. Przynieś krew!
Ta szybko poszła i wyciągnęła z lodówki krew i przybiegła, podając mi ją. Wypiłam całą. Poczułam się lepiej.
- Dzięki.. Tifa.. pójdziesz sama spać? mam do porozmawiania z Twoim tatą.
- Jasne mamo.
Popatrzyłam na Barthela. Gdy mała wyszła posprzątałam świece i księgę.
- Yuna.. Jest dla nas szansa?
- A jak sądzisz? - Powiedziałam dość ironicznie patrząc na sytuację.
- Wiem, że nie jesteś z Jack'iem
- Barthel. - popatrzyłam na niego - nie będziesz mnie więcej ranił?
- Nie..
- Mam taką nadzieje.
Przysunęłam się do niego. Przyciągnął mnie do siebie tak, że upadliśmy na rozłożoną już sofę. Objął mnie.
- Pamiętasz nasze plany..?
- Pamiętam.
- Yuno.. Chce Ciebie.. Weźmy ślub.
- Idźmy jutro do rodziców w tej sprawie.
Wstałam i poszłam do kuchni. Nie uśmiechało mi się to, co miałoby nastąpić.
****
- Tifa chodzi do szkoły ?
- Tak. - Powiedziałam, wiążąc jej włosy.
- Jesteś normalna ?
- Sama chciała. Przecież musi się klimatyzować.
- Dziś ja ją zaprowadzę, może być?
- Razem, nie znasz się.
Dziś ubrana byłam w czarną bokserkę, czerwoną spódniczkę i9 cieliste rajstopy. Barthel za to był obrany w Jeansowe spodnie, czerwoną bluzkę i skórzaną kurtkę.
- Idziemy?
- Tak
Tifa nałożyła płaszcz i buty. Zaprowadziliśmy ją do szkoły. Gdy mała się pożegnała dając nam buziaka w policzki poszliśmy do moich rodziców.
- Dzień dobry!
- Cześć! Jak tam ?
- My na dłuższą chwile.
Weszłam do salonu. Razem z Barthelem. Rodzice zdziwili się jego obecnością. Wiedzieli o tym, że Barthel nie żyje. Sami pomagali mi się otrząsnąć.
- Abbey, Damen. Chce, by Yuna się ze mną ożeniła.
- Yhm.. Mogę na słówko z Yuną? - Popatrzyłam na mówiącą - Abbey.
Poszłam za nią do małego pokoju o zapachu melisy i szałwii. Zamknęła drzwi za mną.
- Możesz spokojnie mówić, nikt nie będzie nas słyszał. Czemu Barthel żyje ?
- Wskrzesiłam go, źle zrobiłam ?
- Źle nie zrobiłaś. Ale on nie może tu być. Jest dla Ciebie zagrożeniem, Yuna.
- Czemu?
Abbey zaczęła ogarniać swe blond włosy, widziałam na jej twarzy duży grymas co oznaczało, ze wcale jej się to nie podoba.
- Wiesz, że Cię przebijał, ile razy Cię ranił. On.. Jest łowcą.
- Kim?! - warknęłam. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Jesteś specyficzna.. Czarodziejka, spowiedniczka, wampirzyca.. Ogólnie spowiednictwo z czarodziejstwem się gryzie.. Dlatego. I nie zgodzę się na Twój ślub z Barthelem by potem usłyszeć, że zmarłaś na jakąś chorobę, a tak naprawdę on Cię zadźgał.
- Dziękuję, mamą. Dzięki Tobie wszystko stało się dla mnie jasne. - Przytuliłam się do niej, po czym wyszłam.
- I jak ? - Widziałam przed sobą Barthela. Popatrzyłam na Niego ze złością w oczach.
- Nic. Wiecie co ? Ja.. Pójdę. - Zaczęłam się wymigiwać do drzwi. Szybko wyszłam zostawiając za sobą wołającego mnie Barthela. Nie mogłam inaczej. Musiałam się dowiedzieć. Jedyną osobą, która wszystko wiedziała był Jack. Szybko poszłam do Niego.
Zapukałam w jego ciemne drzwi. Gdy otworzył wyczułam krew, sam on miał całą twarz w czerwonej mazi. Weszłam do środka. Na podłodze leżały trzy młode dziewczyny.
- Co Ty.. ?
- Leczę ból po Twoim odejściu ode mnie. - Podszedł do dziewczyn spijając ich krew.
- Co wiesz o Barthelu łowcy?
Zauważyłam jego rozczarowanie na twarzy. Po chwili stanął przede mną.
- Objawiło mu się? - zaczął oblizywać wargi z czerwonej cieczy.
- Nie wiem. Pomóc Ci ?
Na te słowa przysunęłam się do Niego, a on do mnie. Oblizałam kąciki jego ust. Po chwili nasze usta splotły się w pocałunku.
- Mówiłem, że Barthel polował na Ciebie.
- Mówiłeś. - odsunęłam się delikatnie.
- Nie jesteś z nim bezpieczna, nie byłaś i nie będziesz.
- Zdałam sobie z tego sprawę, gdy dowiedziałam się od swojej matki, że to łowca.
- Bywa. - Westchnął po czym zaczął wynosić trupy do piwnicy.
- Opowiedz mi o tym.
Usiadłam na ramie sofy. Po nie długim czasie pojawił się przede mną Jack.
- To będzie długa historia. Rozsiądź się, rozbierz. Bo warto.
Popatrzyłam na Niego. Czy on coś knuł?
Odkładam pamiętnik na brązową półkę. Czas się zbierać.
Ubieram się w płaszcz i kozaki na wysokim obcasie. Listopad. Zimno i lepiej nie ryzykować. Choć i tak moja wampirza temperatura pozwalałaby mi chodzić bez tego wszystkiego.. wolę, by ludzie nie patrzyli na mnie w dziwny sposób. Jest mi zresztą bez różnicy.
Szkoła Tify była bardzo blisko.. Zaledwie czterysta metrów. Do niej chodziłam w przeszłości.
Weszłam do sali numer szesnaście, tam odbywało się zebranie. Usiadłam obok Tify.
- Dobrze, że wszyscy już są. Zacznijmy.
Nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Podniosłam do góry lewą rękę, gdy moje imię zostało wypowiedziane.
- A więc.. dziś temat dość nietypowy jak na wszystkie spotkania. - Powiedział opierając się o biurko - Jest on o zbrodni w dość brutalny sposób. Prosiłbym o przejście Yuny z klasowej i szkolnej rady pedagogicznej.
Niepewnie poszłam za nauczycielem. Gdy zeszliśmy do szatni wyczułam krew.
- Cholera - pomyślałam. Jednak brnęłam dalej nie dając po sobie tego poznać, że coś jest nie tak.
Na ścianie i podłodze była krew. Weszliśmy do pomieszczenia 1AG. NA wielkim, niebieskim haku było zawieszone małe dziecko wyglądające na trzynaście lat.
- Można? - Popatrzyłam na nauczyciela. Kiwnął głową na tak.
Weszłam powoli. Zobaczyłam, że chłopiec trzyma w dłoni kartkę. Wzięłam ją i otworzyłam.
" Twój mężulek nadal żyje, Yuna.
Ale to nic..
Będziesz następna. :)
~Thomas. "
Czy ten debil nie może przestać pozbawiać życia niewinnych osób? Czy to dla niego jest zabawne? Bo dla mnie nie.
Samo to, że zostawił to dziecko w szkole mojej córki w jej szatni było niedorzeczne.
- Ten list jest dedykowany do Pani, czemu?
- Nie wiem.. Dziecka nie znam..
Podeszłam do faceta. Wiedziałam, że to dobrze nie wróży.
Przyjrzałam mu się. Miał czarne włosy, brązowe oczy i delikatnie ciemną karnacje.
- Wiem kim Pani jest.
Zamarłam. A nie mówiłam? Zresztą.. Skąd on to wiedział?
- O czym Pan mówi?
- Jest Pani wampirem.
Podeszłam do niego bliżej. Musiałam to zrobić.
- Zapomnisz o tym, co było. A teraz wrócimy spokojnie do klasy jakby nigdy nic.
Musiałam go zaczarować.
Wróciliśmy do klasy. Usiadłam obok Tify. Jednak nie na długo.
Po pięciu minutach zebranie się skończyło.
Tifa ubrała się w kurtkę, którą miała na krześle. Buty do wyjścia miała już na sobie. Wyszłyśmy.
- Mamo.. Widziałam tatę.
- Przecież tata nie żyje.
- Żyje. Wierze w to.
- Lepiej wracajmy.
Złapałam ją za rękę i szybkim krokiem poszłyśmy.
- Mamo.. Tu jest tata.. - Po wypowiedzeniu automatycznie pokazała palcem przede mnie.
- Nikogo tu nie ma.. Co Ty mówisz..
- No tu..
Wyciągnęła rękę do przodu. Wtedy ukazał się On.
- Barthel ..?
- Tak.. Mam sprawę.
- O co chodzi ?
- Wskrześ mnie.
Popatrzyłam na niego z dość widocznym zdziwieniem.
- Co pani robi? Do kogo pani mówi?
Wzięłam z płaszcza telefon. odwróciłam się do niego i pokazałam.
- Przepraszam.. Mam ostatnio zwidy. - Powiedział drapiąc się prawą ręką po głowie. W lewej miał teczkę.
- To zrozumiałe.
Odwróciłam i poszłam z Tifą. Wolałam go ominąć po tym, co zrobiłam. Postanowiłam przyśpieszyć ale tak, by Tifa nie miała problemu z dogonieniem mnie. Po trzech minutach byliśmy w domu.
- Yuna. Wskrześ mnie. Proszę.- Usłyszałam go. Stał przede mną. Mimowolnie wywróciłam oczami, rozbierając się z butów i płaszcza. Tifa też to zrobiła.
- Niby jak?
Weszłam do salonu. Nagle przed sobą zauważyłam krąg świec, a w środku księgę czarów. Barthel już stał w niej. Ja też tam weszłam. Gdy usiadłam zaczęłam wymawiać napisane zaklęcie, powoli i płynnie. A jak skończyłam zaczęłam czuć Barthela. Lecz żadne dobre zaklęcie chyba nie kończy się dobrze. Po chwili poczułam, jak robi mi się słabo.
- Yuna.. ? Tifa. Przynieś krew!
Ta szybko poszła i wyciągnęła z lodówki krew i przybiegła, podając mi ją. Wypiłam całą. Poczułam się lepiej.
- Dzięki.. Tifa.. pójdziesz sama spać? mam do porozmawiania z Twoim tatą.
- Jasne mamo.
Popatrzyłam na Barthela. Gdy mała wyszła posprzątałam świece i księgę.
- Yuna.. Jest dla nas szansa?
- A jak sądzisz? - Powiedziałam dość ironicznie patrząc na sytuację.
- Wiem, że nie jesteś z Jack'iem
- Barthel. - popatrzyłam na niego - nie będziesz mnie więcej ranił?
- Nie..
- Mam taką nadzieje.
Przysunęłam się do niego. Przyciągnął mnie do siebie tak, że upadliśmy na rozłożoną już sofę. Objął mnie.
- Pamiętasz nasze plany..?
- Pamiętam.
- Yuno.. Chce Ciebie.. Weźmy ślub.
- Idźmy jutro do rodziców w tej sprawie.
Wstałam i poszłam do kuchni. Nie uśmiechało mi się to, co miałoby nastąpić.
****
- Tifa chodzi do szkoły ?
- Tak. - Powiedziałam, wiążąc jej włosy.
- Jesteś normalna ?
- Sama chciała. Przecież musi się klimatyzować.
- Dziś ja ją zaprowadzę, może być?
- Razem, nie znasz się.
Dziś ubrana byłam w czarną bokserkę, czerwoną spódniczkę i9 cieliste rajstopy. Barthel za to był obrany w Jeansowe spodnie, czerwoną bluzkę i skórzaną kurtkę.
- Idziemy?
- Tak
Tifa nałożyła płaszcz i buty. Zaprowadziliśmy ją do szkoły. Gdy mała się pożegnała dając nam buziaka w policzki poszliśmy do moich rodziców.
- Dzień dobry!
- Cześć! Jak tam ?
- My na dłuższą chwile.
Weszłam do salonu. Razem z Barthelem. Rodzice zdziwili się jego obecnością. Wiedzieli o tym, że Barthel nie żyje. Sami pomagali mi się otrząsnąć.
- Abbey, Damen. Chce, by Yuna się ze mną ożeniła.
- Yhm.. Mogę na słówko z Yuną? - Popatrzyłam na mówiącą - Abbey.
Poszłam za nią do małego pokoju o zapachu melisy i szałwii. Zamknęła drzwi za mną.
- Możesz spokojnie mówić, nikt nie będzie nas słyszał. Czemu Barthel żyje ?
- Wskrzesiłam go, źle zrobiłam ?
- Źle nie zrobiłaś. Ale on nie może tu być. Jest dla Ciebie zagrożeniem, Yuna.
- Czemu?
Abbey zaczęła ogarniać swe blond włosy, widziałam na jej twarzy duży grymas co oznaczało, ze wcale jej się to nie podoba.
- Wiesz, że Cię przebijał, ile razy Cię ranił. On.. Jest łowcą.
- Kim?! - warknęłam. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Jesteś specyficzna.. Czarodziejka, spowiedniczka, wampirzyca.. Ogólnie spowiednictwo z czarodziejstwem się gryzie.. Dlatego. I nie zgodzę się na Twój ślub z Barthelem by potem usłyszeć, że zmarłaś na jakąś chorobę, a tak naprawdę on Cię zadźgał.
- Dziękuję, mamą. Dzięki Tobie wszystko stało się dla mnie jasne. - Przytuliłam się do niej, po czym wyszłam.
- I jak ? - Widziałam przed sobą Barthela. Popatrzyłam na Niego ze złością w oczach.
- Nic. Wiecie co ? Ja.. Pójdę. - Zaczęłam się wymigiwać do drzwi. Szybko wyszłam zostawiając za sobą wołającego mnie Barthela. Nie mogłam inaczej. Musiałam się dowiedzieć. Jedyną osobą, która wszystko wiedziała był Jack. Szybko poszłam do Niego.
Zapukałam w jego ciemne drzwi. Gdy otworzył wyczułam krew, sam on miał całą twarz w czerwonej mazi. Weszłam do środka. Na podłodze leżały trzy młode dziewczyny.
- Co Ty.. ?
- Leczę ból po Twoim odejściu ode mnie. - Podszedł do dziewczyn spijając ich krew.
- Co wiesz o Barthelu łowcy?
Zauważyłam jego rozczarowanie na twarzy. Po chwili stanął przede mną.
- Objawiło mu się? - zaczął oblizywać wargi z czerwonej cieczy.
- Nie wiem. Pomóc Ci ?
Na te słowa przysunęłam się do Niego, a on do mnie. Oblizałam kąciki jego ust. Po chwili nasze usta splotły się w pocałunku.
- Mówiłem, że Barthel polował na Ciebie.
- Mówiłeś. - odsunęłam się delikatnie.
- Nie jesteś z nim bezpieczna, nie byłaś i nie będziesz.
- Zdałam sobie z tego sprawę, gdy dowiedziałam się od swojej matki, że to łowca.
- Bywa. - Westchnął po czym zaczął wynosić trupy do piwnicy.
- Opowiedz mi o tym.
Usiadłam na ramie sofy. Po nie długim czasie pojawił się przede mną Jack.
- To będzie długa historia. Rozsiądź się, rozbierz. Bo warto.
Popatrzyłam na Niego. Czy on coś knuł?
Subskrybuj:
Posty (Atom)