czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 22

Z rana poszłam z Barthelem na małe polowanie. Głównie parę saren.
Nie czułam obrzydzenia. Krew była dla mnie czymś normalnym.
Chyba jestem jedynym wampirem który to lubił.
Barthel zaszedł mnie od tyłu i objął. Przyległam do Niego.
- Wprawisz się, zobaczysz.
- Przy Tobie na pewno..
- Chodźmy do domu..
- Dobrze.. kto pierwszy?
Pobiegliśmy z szybkością wampira do domu. pierwsza byłam ja.
- Szczęściara..
- Się wie .. - uśmiechnęłam się do Niego.
Podeszłam do kremowego łóżka gdzie leżała mała. Wzięłam ją delikatnie na ręce..
- Jak damy jej na imię?
- Wybierz.. Matka powinna wybierać imię dla córki - Podszedł do mnie. Popatrzyłam na Niego.
- Może.. Tifa?
- Śliczne imię.. Zgadzam się.
- Cieszę się.
Barthel popatrzył na małą. Zauważyłam z jakim smutkiem patrzył. Po chwili podszedł do okna, które było za mną.
- Zastanawiałaś się kim będzie mała? - Popatrzył na mnie. Kiwnęłam głową na nie. - Nie będzie problemu jak będzie pół wampirem.. Najlepiej jakby była tylko czarodziejką.
- Wiem..
- Dobra.. ugotuje jej kaszkę mannę i wtedy pogadamy.. - Poszedł do kuchni.
Usiadłam z Tifą na łóżku. Mała ruszała delikatnie rączkami to w górę, to w dół.
Uśmiechnęłam się do Niej.
Po chwili był już Barthel z butelką dla małej. położyłam małą i ułożyłam się obok Niej. wzięłam butelkę od Barthela i włożyłam smoczek do buzi Tify. Zaczęła jeść..
- Je..
- Jak na razie.. Może od razu nie odmówi jedzenia.
- Pesymista. - zaśmiałam się po cichu.
Po chwili zauważyłam jak zasnęła.
Zabrałam butelkę i odstawiłam ją na bok, wstałam i przekierowałam wzrok na Barthela, który stał tyłem do mnie.
- Co Ci przeszkadza ?
- Zrozum.. Tifa powinna być taka jak Ty.
- A czemu nie jak Ty ?
- Jeśli będzie miała moc po mnie to wątpię by przyniosło to dobry efekt.
Podeszłam do Niego i położyłam rękę na jego ramieniu.
- Barthel. Będzie dobrze.. Czego się boisz?
- Nie wszystko o mnie wiesz.. Yuna..
- To powiedz..
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
Poszłam i otworzyłam je.
Zauważyłam trójkę znajomych mi ludzi. Abbey, Damena i Waria.
Odsunęłam się by weszli. Tak też zrobili.
- Co Was tutaj sprowadza? - zapytałam zamykając drzwi.
- Przepraszam, ze wcześniej nie przyszliśmy ale.. coś nas zatrzymało. - Powiedziała Abbey. zza niej wyszedł Wario.
-Wszystkiego najlepszego! - rzucił się na mnie - zdrowia, szczęścia, pomyślności.
- Eee.. Dzięki.. na prawdę dzięki za pamięć.
Nawet zapomniałam o tym.
O ważnym święcie dla siebie.
- Mamy prezent dla Ciebie. Tylko z Barthelem zamontuje - usłyszałam Damena.
- Jasne.. Proszę.. - Powiedziałam z zakłopotaniem w głosie.
Abbey Podeszła do mnie, ujawniając kły.
- chodź. - wyszeptała i poszła w stronę wyjścia. Ja także to uczyniłam.
Poszłyśmy na tyły domu. Stanęła przede mną.
- Chciałam Ci to dać na osobności...
Wyciągnęła ze skórzanej kieszeni od kurtki medalion.
Był on jak zwykły medalion. okrągły z otworem.
- Co to ..
- Z matki na córkę.. Ten medalion jest specyficzny. chroni przed "złem" .. Córciu..
Podeszła do drewnianej ławki i usiadła na niej.
- Dobrze Ci z tym wszystkim.. ? - dopowiedziała.
Usiadłam obok Niej.
- Nie zbyt..
- Opowiedz..
- Pojawiają się problemy..
- z czym?
- Mała.. głowie się z Barthelem kim będzie.. i .. ja sama jestem problemem..
- Ona może sama wybrać. Będzie mieć moce po Tobie i po Barthelu. może też zostać pół Wampirem.. a co z Tobą ?
- Pamiętam .. jak miałam sen
Mówiłam zakłopotana.
Wizja wracała.
zacisnęłam rękę.. lecz po chwili poczułam dotyk..
- mogę?
Kiwnęłam na "tak" .. Zamknęła oczy..
- Dziwne.. Nic nie widzę..
- A powinnaś?
- Tak.. Spróbuj pomyśleć o .. wolności.. chmurkach.. wiesz..
Tak też uczyniłam. Abbey przycisnęła rękę do mojej dłoni.
- Dalej nie widzę.. Dobra.. Opowiedz..
- Ja z .. Jakimś.. Wampirem.. Widziałam Barthela. Lecz.. Zachowywałam się tak jakbym go nie znała.
- Powinnaś pogadać z nim o tym. Nie wiem co się działo. Chciałam razem z Damenem mieć z Tobą kontakt ale Twoi adopcyjni rodzice to utrudniali.
- Czasem Cię widzieliśmy. Byłaś zabłąkana.  - Usłyszałam Damena.
Stał na rogu domu.. za nim był Barthel.
- Wiecie co ? zostawimy was samych - Abbey wstała i otrzepała się.
Po chwili razem z Damenem poszła.
Barthel usiadł obok mnie i złapał za rękę. Popatrzyłam na Niego.
- Chcesz wiedzieć wszystko?
- Tak..
Wyrazem twarzy pokazałam mu, żeby mówił
Lecz za szybko to nie przyszło.

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 21

Barthel.

Yuna dalej była "nieprzytomna" o ile można to tak nazwać.

siedziałem przy niej, obserwując ją co chwile.

- I jak.. Poprawiło się? - zauważyłem w drzwiach Damena.
- Nie.. Jest wciąż to samo.. - Wymówiłem ze smutkiem w głosie.
- Może ona..
- Nawet się nie waż! Odpowiadałem za Nią!
- Barthel.. To jak mi wyjaśnisz że.. Ona nie jest tu obecna? Że.. Najprawdopodobniej nie żyje?
- Żyje. Czuje to..
- Żebyś się nie mylił.. - Wyszedł.
Popatrzyłem na Yunę. Była biała.. Bielsza niż zwykle..
Otworzyła oczy.. Nie były już niebieskie tylko.. Krwiste.
Jad się przyjął. Została Wampirem.

Yuna.

Widziałam wszystko dokładniej. kurz latający na wietrze, i wszystko inne ruszające się.
Lecz w moim głębszym zainteresowaniu znalazł się chłopak siedzący obok.
Chwila.. ja żyję?
- Cześć kochanie..
- Cześć.. co się stało ?
- Jesteś wampirzycą.. skarbie.. bałem się że Cię stracę i.. Cię przemieniłem..
Wyczułam krew.. podwójną.. jedną dużego człowieka a drugą u.. małego..
- Gdzie jest.. mała?
- z Twoim bratem i rodzicami..
- Chciałabym ją zobaczyć..
Wstałam. Z szybkością wampira wyszłam poza próg pokoju.
Lecz zatrzymałam się.
Nie mogłam wparować do pokoju.. Nie umiem się jeszcze kontrolować.
- Yuna.. czujesz głód? 
- Emm.. nie.. a powinnam? - podeszłam do Niego. Położyłam mu ręce na ramiona i popatrzyłam głęboko w oczy.
- Powinnaś.. Jesteś nowo narodzoną.. No dobrze.. Chodź..
Złapał mnie za rękę i poszliśmy do małego pokoju.
Weszłam niepewnie.. Zauważyłam w wózku małą osobę..
Malutką dziewczynkę.
- Cześć Yuna.. witaj w domu.. - usłyszałam Abbey.. skierowałam wzrok w jej stronę.. uśmiechnęłam się do Niej.
- Hej.. Mogę.. małą.. ? 
- Yuna..
- Wiem.. chce.. spróbować.. zobaczyć czy się kontroluje..
Zobaczyłam jak się odsuwają. podeszłam do wózka.
Wzięłam małą delikatnie na ręce. patrzyłam na nią..
Czułam, jak jej krew pulsuje. Lecz dawałam radę.. nie dałam po sobie poznać że coś się dzieje.
Położyłam rękę na rączkę małej. Widziałam coś.
Mnie nieprzytomną, leżącą na kanapie przy Barthelu. i chwile jak mnie nie ma.. Tęskniła.
- Mała ma dar? 
- Po Tobie.. Myślę, że tylko po Tobie.
- Dziwne jest to, że Yuna się kontroluje.. - usłyszałam Damena.
- Wielu rzeczy o niej nie wiecie.. - Barthel objął mnie.
- No cóż.. Może i tak.. Abbey.. Idziemy po.. Wiesz?
- Jasne.. Wario.. chodź z nami..
Po chwili wyszli.
- A Tym co ?
- Chcą nas zostawić samych - Zabrał mi delikatnie dziecko, które zasnęło na moich rękach, położył małą do łóżka.
Gdy popatrzył na mnie ja z szybkością wampira przemieściłam się z nim do mojego pokoju. Nasze usta splotły się w pocałunku.
Teraz nie było ograniczeń.
Ściągnęłam mu koszulkę ujawniając jego klatkę piersiową. Wtem przeszliśmy do łóżka.
- Yuno. wiem że jesteś nowo narodzoną.. Ale.. - Zatkałam mu buzię.
- Cicho.. nie niszcz tego. - pocałowałam go.
- On nie zniszczy.. ale ja owszem.. - usłyszałam głos Jack'a.
A to perfidny szczur!
Zerwaliśmy się z Barthelem. Usiadłam na łóżku.
- Przepraszam że tak.. W nie typowej chwili przychodzę.. - dopowiedział.
- Ty lubisz te momenty - Powiedziałam ironicznie.
- Ooo.. Yuna.. a gdzie brzuszek ? od kiedy jesteś wampirkiem ?
- Od teraz. - Wstałam i uderzyłam go w twarz. - Wyłaź stąd.
- Och.. Barthel Cię tego nauczył? No.. widać że rodzina idzie pełną parą..
- Co masz do tego ? - Dopowiedział się Barthel. słyszałam w jego głosie lęk.
- Barthel. sam wiesz o co mi chodzi. Rada wie o tym że macie córkę? że Yuna jest Wampirem ?
- Rada nie istnieje.. Pamiętasz?
- Tak.. Yuno. jakbyś chciała krwi.. to wiesz gdzie wołać. - po chwili już go tu nie było.
Polazł szczur. Wreszcie.
- Nie słuchaj go.. ja Cię nauczę panować nad głodem..
- Dobrze.. - przytuliłam się do Niego.
- Jesteś głodna.. ?
- Tak..
- Ubiorę małą.. Pójdziemy do mnie.. za domem mam trochę zwierząt..
Po godzinie byliśmy u Niego.. a dokładnie u Niego w lesie.
Zauważyłam sarnę.. podbiegłam szybko do niej i ..
Zapolowałam..
- Dzielna.. dałaś radę.. - usłyszałam z domu Barthela.
Oblizałam swoje usta i z szybkością wampira przemieściłam się do Niego.
- Podoba mi się..
- To świetnie.. musisz się do tego przyzwyczaić..
- Niestety.. - Zaśmiałam się.
Objęłam go i popatrzyłam w okno..
I to był ten wielki początek..
Nie kończący się początek...

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 20

- Ale po co Ci to?
- Te walizki ? hmm.. to trochę skomplikowane..
Poszedł do salonu z wielką stertą walizek, postawił je koło szafy i usiadł na kanapie.
- A Ty skąd to ciągniesz.. i .. co to w ogóle jest?
- Emm.. jakby Ci to wytłumaczyć.. też zostałem adoptowany..
- Eee.. ok.. i co dalej..?
- On jest Twoim bratem, Yuno. - Zobaczyłam kogoś w drzwiach salonu. był to Jack.
Postać niebywale trudna do rozgryzienia, do której nie miałam siły, zresztą. Po co ją mieć?
- A Ty tu czego ?
- Oj.. Yuno.. lubię wybierać momenty kiedy.. hmm.. nie ma koło Ciebie Twojego.. ooo .. Narzeczonego ? Mniejsza.
- Hmm.. o ile pamiętam.. nie dostałeś zaproszenia do przyjścia na te tereny.. a więc czego chcesz ?
- Nie potrzebuje zaproszenia..
- Mam inne wrażenie..
- Chciałem zapowiedzieć małą wojnę.. - przeszył mnie wzrokiem - ale patrząc obecnie na Twój stan.. niezbyt to widzę.. jednak będę musiał polować na Barthela.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi, wyszłam szybko na korytarz. była to Eve.
- Hej Yuna.. oo.. kogo ja widzę.. Jack..
- Znasz go?
- Tak.. to.. mój przyjaciel..
- Współczuję. - uśmiechnęłam się ironicznie.
- No dobrze.. przekazałem to co chciałem i idę.. Eve. Idziesz ze mną ?
- Jasne.. Do zobaczenia.
- Baju - gdy wyszli zamknęłam za nimi drzwi i od razu poszłam do Waria.
- Yuna.. wiem o wszystkim.. nie musisz mi tłumaczyć..
- Chwila.. co ?
Zaczęłam analizować co mówi. dokładnie, nić do kłębka..
- O wszystkim wiem.. że nasi rodzice to wampiry .. że Ty jesteś czarodziejką po mamie i..
- Skąd to wiesz? - nie dałam mu dokończyć.
- Mam papiery.. postanowiłem się przeprowadzić do tego miasta. by mieć blisko Ciebie i naszych rodziców..
- Racja.. odkryłeś jakieś.. moce.. ? bo musisz je mieć .. jak ja mam..
- nic nie próbowałem ..
- będzie trzeba Cię pouczyć.. - uśmiechnęłam się
- Dzięki..
Wolałabym, żeby Barthel tu był.
By mi pomógł w sprawie z Wariem.
- a byliśmy dla siebie jak rodzina..
- teraz nią jesteśmy.. - dokończyłam za niego. na mojej buzi zagościł uśmiech - chcesz coś do jedzenia ? picia ?
- Nie .. Dziękuje.. Siadaj. Nie lubię, jak ktoś stoi
Usiadłam obok niego.. po chwili usłyszałam jak ktoś puka, szybkim ruchem podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
Stał tam On - ten, którego najbardziej wyczekiwałam. Rzuciłam mu się w ramiona i wtuliłam.
- Yuna..
- Hm? - zeszłam z Niego i odsunęłam się by wszedł. gdy to zrobił, zamknęłam za nim drzwi.
- Kto tu jest ?
- Mój.. Brat..
Prawie że natychmiast wszedł do pokoju, gdzie znajdował się Wario. Zaczął mu się przyglądać.
- Yyy? Co pan..
- Barthel. Mów mi Barthel. - uśmiechnął się.
- Emm.. czego się dowiedziałeś ?
- Opowiem Ci.. Trochę później.
- Wiecie co ? Ja... Pójdę do sklepu.. I coś kupię.. Pogadajcie sobie.. - wstał i biorąc swoją kurtkę i wyszedł.
Podeszłam do Barthela i popatrzyłam mu w oczy.
- Są.. nowo narodzeni spod gwiazdy Jack'a, nic nie powinno Ci się stać.
- Mówiłam, że to on! Echm.. Jack mnie "odwiedził" z .. Eve.. Pamiętasz ją, prawda?
- Tak.. Będzie dobrze.. - przytulił mnie. Po chwili popatrzył na mnie . A dokładnie na mój brzuch.
- Duży już.. nie było mnie ledwo dzień.. może i parę godzin..
Poczułam ukłucie.
- Co się stało.. ?
- Boli..
Straciłam czucie.. jedynie co wymówiłam " to już! "
Widziałam wszystko zamglone.. Nawet to.. Co miało miejsce teraz..

Barthel

Trzymałem ją w ramionach. Szybko jednak postanowiłem położyć ją na kanapie.
- Skarbie.. Co się dzieje.. ? - usiadłem obok leżącej Yuny. Musiałem coś zrobić bo... Mogłem ją stracić..
Przypomniałem sobie jednak co mówiła, a raczej co wykrzyczała. Zauważyłem w drzwiach jej brata z Abbey i Damenem.
- Co tak stoicie?! Pomóżcie!
Podbiegli do mnie. Ojciec Yuny podał mi apteczkę ze wszystkimi medycznymi rzeczami. Leżała, nie wyglądała najlepiej.
- Wyciągnijcie.. proszę - mówiła coraz cieńszym głosem.
- Spokojnie .. zaraz będzie wszystko w porządku..
- może lepiej jak ją zawieziemy do szpitala?
- To jest.. magiczne dziecko.. wampirze.. nie możemy tego zrobić. - usłyszałem poddenerwowany głos Abbey. 
Zaczęliśmy robić cesarskie cięcie. Widziałem dużo krwi.. Moje pragnienie zaczęło zajmować pierwsze miejsce.
Lecz nie to było teraz ważne..
Po dwudziestu minutach urodziła się dziewczynka.. Zdrowa, piękna dziewczynka..
- To dziewczynka.. Yuno.. nasza córka..
Abbey pomogła mi obmyć małą.. włożyliśmy ją do kocyka i podałem ją delikatnie Yunie..
- Jest.. Słodka.. - Popatrzyła na nią przez chwile .. Po chwili delikatnie podała mi ją.. Patrząc dalej na nią.. Zamglonym wzrokiem..
- Yuna.. Barthel ona nie przeżyje! - wymówiła Abbey wyrywając się z ramion Damena. - Przemień ją do cholery!
Przybliżyłem się do jej szyi. ugryzłem ją i wstrzyknąłem wampirzy jad.
Leżała nieruchomo..
Przecież..
Jad powinien działać. 

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 19

Godziny poranne.
Włączyłam telewizor w oczekiwaniu na wiadomości. Siedziałam wygodnie na fotelu, przykryta kocem. W swoim domu.
- Poranne wiadomości, dzień dobry.
- No, dobry, - patrzyłam dalej na telewizor.
- W dzisiejszych wiadomościach : kolejne zabójstwo, podobne jak cztery miesiące temu. krew, przegryzione gardło. Sprawca jest nieznany..
- Cholera jasna! - zerwałam się i wzięłam telefon. Wykręciłam numer Barthela.
- Co się stało, skarbie ?
- Przyjdź do mnie.. szybko.
Rozłączyłam się, nie musiałam długo czekać. po paru sekundach był u mnie.
- Patrz.. - przewinęłam do tyłu i odtworzyłam od nowa wiadomość.
- Ch.. kto to ?
- A to ja mam wiedzieć ?
- Nie o to mi chodzi.. Masz podejrzenia.. ?
- Nie koniecznie.. Jakieś tam mam.. Ale małe.. Co teraz ?
- Na pewno jest to wampir.. Myślę, że do Ciebie to nie dojdzie..
- Jeśli to ten Twój .. Kolega. Jack.. To w to bym wątpiła. bo jakbyś nie pamiętał.. polował na mnie.
- Yuna.. Chronię Cię.. Pamiętasz? - na jego słowa oparłam się delikatnie o stół..
- Barthel. nie chce.. nie chce ryzykować.. przemień mnie..
Z szybkością wampira przeszedł do mnie. - chcesz się uczyć jak panować nad głodem na miesiącu miodowym ?
- Jak..
- Chciałem powiedzieć Ci to wczoraj.. ale zasnęłaś przy moim przynudzaniu o przyszłości.. za miesiąc bierzemy ślub..
- Nie.. za szybko.. ?
- Nie znamy się od wczoraj.. - Uśmiechnął się.
- Dobra.. Co robimy z tym? - Wskazałam na telewizor.
- Poszukam.. Popatrzę..a Ty.. nie możesz się narażać..
- Czemu niby? Jestem potrzeb... - zatkał mi ręką usta i delikatnie dotknął mój brzuch.. domyśliłam się o co mu chodzi..
- Dbaj o siebie.. ja sobie dam radę.. - pocałował mnie, dotykając delikatnie mojego policzka.
- Oby.. - uśmiechnęłam się. choć nie było mi do śmiechu.
Znałam całą sprawę.. i niestety musiałam siedzieć z założonymi rękoma ..
Nic nie mogłam zrobić.
Czemu znowu ta cała sprawa z Wampirami musiała się nagłośnić ?
- Yuna... wszystko w porządku ?
- T.. tak.. jasne.. zamyśliłam się..
- Em.. ok.. idę poszukać pewnych faktów.. trzymaj się.. i dbaj o siebie - pocałował moje czoło i z szybkością wampira wyszedł.
- Jasne..
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. odebrałam.
- Halo?
- No cześć. - usłyszałam znajomy mi głos. Wario.
- Yhm.. Hej.. Co tam ?
- Wszystko dobrze.. Myślę, że nie zmieniłaś adresu zamieszkania ?
- N.. Nie.. no skąd..
- Przyjadę za niedługo... mam dla Ciebie sporo nowin które Cię zainteresują..
- Yhm.. a .. kiedy będziesz ?
Na te słowa rozłączył się..
Pięknie.
Jeszcze tylko brak mi tu innych moich znajomych..
Poszłam do swojego pokoju i przebrałam się. Lecz za długo nie mogłam się nacieszyć "samotnością". Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam i otworzyłam je.
Przede mną stała blond włosa osoba, o niebieskich oczach. miała na sobie płaszcz. najbardziej zauważalny w tym wszystkim. Prócz.. jej aury..
- Yhm.. Dzień dobry.. Co panią do mnie sprowadza ?
- Yuna.. Nie poznajesz mnie.. ? To ja.. Cassie..
Przyjrzałam się jej uważnie.. Rzeczywiście.. To była ona.
- Sorki.. Wejdziesz? - Ustąpiłam jej miejsca.. weszła.
- Oj Yuna, Yuna.. Co tam u Ciebie ?
- Emm.. u mnie..? Dobrze..
- U mnie w sumie też..
Jej aura nie dawała mi spokoju. nie była zwykła, jak u normalnego człowieka.. bardzo się różniła..
- Yuna.. Ty .. jesteś w ciąży ?
Automatycznie spojrzałam się w dół. Cholera. Ja nie zauważyłam, a co dopiero ktoś inny.
- Emm.. Tak jakby..
- Szczęścia.. - Uśmiechnęła się. - Nie masz kontaktu z Katherine ?
- Emm.. nie.. nie odzywa się.. ja zresztą też.
- Wspominała coś.. O wampirach.. o magii.. a potem zniknęła.
Zamarłam.
Czemu Katherine się wygadała? Przecież na chłopski rozum mogła się domyśleć że..
O tym nie powinno się mówić.
Zwłaszcza innym.
- Yuna.. wszystko ok?
- T.. Tak.. Sorki... Muszę wyjść.. Przyjdziesz kiedy indziej..?
- Jasne.. I tak jeszcze trochę tutaj pobędę. - kierowała się do wyjścia. poszłam za nią.. Gdy wyszła zamknęłam za nią drzwi.
- To się porobiło. - oparłam się o drzwi.
Szykowały się nowe wydarzenia.