wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 20

- Ale po co Ci to?
- Te walizki ? hmm.. to trochę skomplikowane..
Poszedł do salonu z wielką stertą walizek, postawił je koło szafy i usiadł na kanapie.
- A Ty skąd to ciągniesz.. i .. co to w ogóle jest?
- Emm.. jakby Ci to wytłumaczyć.. też zostałem adoptowany..
- Eee.. ok.. i co dalej..?
- On jest Twoim bratem, Yuno. - Zobaczyłam kogoś w drzwiach salonu. był to Jack.
Postać niebywale trudna do rozgryzienia, do której nie miałam siły, zresztą. Po co ją mieć?
- A Ty tu czego ?
- Oj.. Yuno.. lubię wybierać momenty kiedy.. hmm.. nie ma koło Ciebie Twojego.. ooo .. Narzeczonego ? Mniejsza.
- Hmm.. o ile pamiętam.. nie dostałeś zaproszenia do przyjścia na te tereny.. a więc czego chcesz ?
- Nie potrzebuje zaproszenia..
- Mam inne wrażenie..
- Chciałem zapowiedzieć małą wojnę.. - przeszył mnie wzrokiem - ale patrząc obecnie na Twój stan.. niezbyt to widzę.. jednak będę musiał polować na Barthela.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi, wyszłam szybko na korytarz. była to Eve.
- Hej Yuna.. oo.. kogo ja widzę.. Jack..
- Znasz go?
- Tak.. to.. mój przyjaciel..
- Współczuję. - uśmiechnęłam się ironicznie.
- No dobrze.. przekazałem to co chciałem i idę.. Eve. Idziesz ze mną ?
- Jasne.. Do zobaczenia.
- Baju - gdy wyszli zamknęłam za nimi drzwi i od razu poszłam do Waria.
- Yuna.. wiem o wszystkim.. nie musisz mi tłumaczyć..
- Chwila.. co ?
Zaczęłam analizować co mówi. dokładnie, nić do kłębka..
- O wszystkim wiem.. że nasi rodzice to wampiry .. że Ty jesteś czarodziejką po mamie i..
- Skąd to wiesz? - nie dałam mu dokończyć.
- Mam papiery.. postanowiłem się przeprowadzić do tego miasta. by mieć blisko Ciebie i naszych rodziców..
- Racja.. odkryłeś jakieś.. moce.. ? bo musisz je mieć .. jak ja mam..
- nic nie próbowałem ..
- będzie trzeba Cię pouczyć.. - uśmiechnęłam się
- Dzięki..
Wolałabym, żeby Barthel tu był.
By mi pomógł w sprawie z Wariem.
- a byliśmy dla siebie jak rodzina..
- teraz nią jesteśmy.. - dokończyłam za niego. na mojej buzi zagościł uśmiech - chcesz coś do jedzenia ? picia ?
- Nie .. Dziękuje.. Siadaj. Nie lubię, jak ktoś stoi
Usiadłam obok niego.. po chwili usłyszałam jak ktoś puka, szybkim ruchem podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
Stał tam On - ten, którego najbardziej wyczekiwałam. Rzuciłam mu się w ramiona i wtuliłam.
- Yuna..
- Hm? - zeszłam z Niego i odsunęłam się by wszedł. gdy to zrobił, zamknęłam za nim drzwi.
- Kto tu jest ?
- Mój.. Brat..
Prawie że natychmiast wszedł do pokoju, gdzie znajdował się Wario. Zaczął mu się przyglądać.
- Yyy? Co pan..
- Barthel. Mów mi Barthel. - uśmiechnął się.
- Emm.. czego się dowiedziałeś ?
- Opowiem Ci.. Trochę później.
- Wiecie co ? Ja... Pójdę do sklepu.. I coś kupię.. Pogadajcie sobie.. - wstał i biorąc swoją kurtkę i wyszedł.
Podeszłam do Barthela i popatrzyłam mu w oczy.
- Są.. nowo narodzeni spod gwiazdy Jack'a, nic nie powinno Ci się stać.
- Mówiłam, że to on! Echm.. Jack mnie "odwiedził" z .. Eve.. Pamiętasz ją, prawda?
- Tak.. Będzie dobrze.. - przytulił mnie. Po chwili popatrzył na mnie . A dokładnie na mój brzuch.
- Duży już.. nie było mnie ledwo dzień.. może i parę godzin..
Poczułam ukłucie.
- Co się stało.. ?
- Boli..
Straciłam czucie.. jedynie co wymówiłam " to już! "
Widziałam wszystko zamglone.. Nawet to.. Co miało miejsce teraz..

Barthel

Trzymałem ją w ramionach. Szybko jednak postanowiłem położyć ją na kanapie.
- Skarbie.. Co się dzieje.. ? - usiadłem obok leżącej Yuny. Musiałem coś zrobić bo... Mogłem ją stracić..
Przypomniałem sobie jednak co mówiła, a raczej co wykrzyczała. Zauważyłem w drzwiach jej brata z Abbey i Damenem.
- Co tak stoicie?! Pomóżcie!
Podbiegli do mnie. Ojciec Yuny podał mi apteczkę ze wszystkimi medycznymi rzeczami. Leżała, nie wyglądała najlepiej.
- Wyciągnijcie.. proszę - mówiła coraz cieńszym głosem.
- Spokojnie .. zaraz będzie wszystko w porządku..
- może lepiej jak ją zawieziemy do szpitala?
- To jest.. magiczne dziecko.. wampirze.. nie możemy tego zrobić. - usłyszałem poddenerwowany głos Abbey. 
Zaczęliśmy robić cesarskie cięcie. Widziałem dużo krwi.. Moje pragnienie zaczęło zajmować pierwsze miejsce.
Lecz nie to było teraz ważne..
Po dwudziestu minutach urodziła się dziewczynka.. Zdrowa, piękna dziewczynka..
- To dziewczynka.. Yuno.. nasza córka..
Abbey pomogła mi obmyć małą.. włożyliśmy ją do kocyka i podałem ją delikatnie Yunie..
- Jest.. Słodka.. - Popatrzyła na nią przez chwile .. Po chwili delikatnie podała mi ją.. Patrząc dalej na nią.. Zamglonym wzrokiem..
- Yuna.. Barthel ona nie przeżyje! - wymówiła Abbey wyrywając się z ramion Damena. - Przemień ją do cholery!
Przybliżyłem się do jej szyi. ugryzłem ją i wstrzyknąłem wampirzy jad.
Leżała nieruchomo..
Przecież..
Jad powinien działać. 

1 komentarz: