niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 27.

Zbudziłam się. Leżał obok mnie czarnowłosy chłopak.
Objęłam i pocałowałam go na powitanie..
- Cześć..
- Cześć Yuno.. Jak pamięć..?
- Zaczynam kojarzyć..
Zaśmiałam się. po chwili wygrzebałam się z łóżka i wstałam. Poczułam krew. Zerknęłam na Jack'a.
- Też czujesz?
- Tak.. Poczekaj.
Wstał. Był jedynie w bokserkach. miał idealnie wyrzeźbione ciało.
Gdy wyszedł zajrzeć pokazał mi, że mogę iść za nim. Okryłam ciało pościelą i poszłam za nim.
- Jack! - Krzyknęłam, odskoczyłam na bok gdy po prawej stronie zobaczyłam trupa.
Z szybkością wampira przeszedł do człowieka, wziął kartkę i mi ją podał.
- Do Ciebie.. Ja idę pozbyć się ciała.
- Ale kto to jest?
Odwrócił ciało, przypatrzyłam się mu. Nie znałam go.
Kiwnęłam głową na nie. Poszłam do jego sypialni i otworzyłam list. Zaczęłam czytać.

" Droga Yuno.
Ten trup to tylko początek tego, co się stanie.
To za sprawę z mocami.                                                                      XYZ. Za niedługo się dowiesz. "

Zamarłam.
O co chodziło nadawcy?
Zobaczyłam nad sobą Jack'a. Podałam mu kartkę.
- Cholera. Kto to ?
- Wątpię, by to był David.
- Chyba wiem kto..
Popatrzyłam na Niego.
- Pamiętasz gościa z wizji? to pewnie on.. - Dopowiedział, siadając obok mnie.
- Ale z tego co mi mówił Barthel.. został zamknięty przez radę.
- Rada nie istnieje.. Paręnaście lat temu została zamknięta.
- Idźmy do Barthela. Może on wie..?
- Zobaczmy..
Ubraliśmy się, ja w czarne spodnie, czerwoną bokserkę i rock'ową kurtkę, a on w to samo, co zawsze.
Przeczesałam włosy i poszliśmy do domu Barthela..
Gdy weszłam zamarłam , poczułam jak łzy zaczęły napływać mi do oczu.
Wszyscy leżeli zabici. Wario, Damen, Abbey, Barthel za to leżał zakrwawiony, trzymając Tifę na rękach.
- O mój boże.. - Usłyszałam Jack'a, który wbiegł do domu wyciągając sztylety ze wszystkich.
Płakałam. Moja rodzina nie żyła.
- Barthel! Coś Ty zrobił.. - Warknęłam podchodząc do Niego.
- To był Thomas. Yuna uciekaj. On Cię znajdzie. - mówił tak, że ledwo go słyszałam.
- Co moja rodzina robi tu martwa?!
- Zabił ich za to, że nie chcieli mówić, gdzie jesteś. Małą ukryłem. Ona żyje..
Popatrzyłam na Jack'a. Nie było mi za wspaniale.
On i tak mnie znalazł.. co by tak to oznaczał trup?
- Yuna .. musimy uciekać.. - Usłyszałam Jack'a który zmierzał do mnie.
- Nie tak prędko. Spieszy wam się ?
Popatrzyłam w drzwi. Stal tam blondyn.
- Kim Ty jesteś.. ?
- Thomas, kochana, Thomas. Zresztą. znasz mnie. To dzięki Tobie zostałem zamknięty.
- Trzeba było nie psuć. - Syknęłam, podchodząc do Thomasa. 
- Co Ty taka odważna?
- Lubię patrzeć śmierci w oczy. - Wypowiedziałam, skręcając mu kark.
Odkopnęłam go patrząc na jego twarz.
- A to za rodzinę - Dopowiedziałam.
- On i tak się zbudzi.
- Chrzanić. Zrobię to w inny sposób.
Wzięłam jego ręce i zaczęłam go ciągnąć do miejsca, gdzie zamknięty był David.
O dziwo, chłopak dalej tam był.
Zamknęłam Thomasa w klatce. przypięłam jego ręce i nogi, by szybko nie uciekł.
Przeszłam pod dom, lecz nie wchodziłam do Niego.
Gdy usłyszałam rozmowę chłopaków stanęłam, podsłuchując ją.
- I jak Yuna? - Usłyszałam Barthela, słychać było, jak wstaje.
- Dobrze. Kocham ją. To już zapewne wiesz.
- Chroń ją. Ja już niestety jej nie odzyskam. Choć bardzo bym chciał. Widać, że Cię kocha.
Na te słowa mnie zamurowało.
Zobaczyłam, jak Barthel wyszedł. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
Spuściłam wzrok. Powiedziałam po cichu "chodź".

Barthel.

Poszedłem za Yuną. Nie wiedziałem tylko co chciała..
Wyjaśnienia ? Widać było po niej że nie czuła do mnie tego, co czuła dawno temu.
- Barthel. Postawmy sprawę jasno. Chcesz mnie odzyskać?
- Wiem, że i tak tak się nie stanie. Nie musisz mi dawać nadziei na to.
- Barthel. Ciołku. Czemu raz po raz jak się pojawię chcesz mnie zabić?
- To co ostatnio wyrobiłem nie było zamierzone. Chciałem tylko żebyś pozbyła się więzi z Jack'iem.
Popatrzyłem na nią.
Nie było to dla mnie miłe, że Yuna tak postępowała. Nie chciałem, by taka była. Chciałem, by była taka jak wcześniej.
- Zależy Ci na mnie ?
- Nie wiesz nawet jak bardzo! - złapałem ją w łokciach, patrząc na jej twarz.
- To mi to pokaż.
Popchnąłem ją na drzewo i zacząłem całować. Robiłem to coraz namiętniej.
Nagle przestałem, by poznać zdanie Yuny.
- Barthel.. Zmień się. Mamy dziecko. Ech.. Mnie ściga jakiś koleś.. Jako mój.. Narzeczony.. - Pokazała na pierścionek, po czym dokończyła - Powinieneś mnie chronić, choć bardziej robi to Jack, który kiedyś na mnie polował.
- Wiem.. Strasznie nawaliłem. Powiedz szczerze .. Co jest pomiędzy Tobą a Jack'iem?
- Parę rzeczy.. - Zauważyłem, jak spuściła wzrok.
- Domyśliłem się o co chodzi..
- Znasz tego Thomasa? To ten co mnie mącił ?
- Tak. To ten. Niestety. Wrócił z zdwojoną siłą.
- Pięknie.
Przeszła dwa metry w stronę domu. Nagle zauważyłem jak się do mnie cofa.
Pocałowała mnie delikatnie.
- Dzięki.. Za to że uświadomiłeś mi, co powinnam zrobić.
I zniknęła.
Nie wyczuwałem jej w promieniu kilometra.
- Gdzie Yuna? - Zobaczyłem opartego o dom Jack'a.
- Zniknęła.
- Co Ty bredzisz?
- Chłopie zniknęła. Nie czuje jej!
- No to mamy problem. Ja też jej nie czuję. - Złapał się za głowę.
Spojrzeliśmy na siebie. Gdzie ona jest?

Yuna.

Wsiadłam na swojego ścigacza i odjechałam.
Nie było mi łatwo odjechać. Lecz to było najlepszym wyjściem z sytuacji.
Wiem, nie powinnam uciekać od tego. Muszę przemyśleć.
Z kim ja chce być?
Kocham obydwóch... A nie mogę być z obydwoma jednocześnie.
Zatrzymuję się na przystanku czterdzieści kilometrów od mojego miasta.
Spoglądnęłam na swój telefon. Pięćdziesiąt połączeń nieodebranych od Jack'a i trzydzieści od Barthela.
- Ech.. Przepraszam Was.. - Westchnęłam Cicho i odjechałam w nieznane.
Jechałam tam, gdzie mnie poniesie.
Choć wiedziałam, że prędzej poniesie mnie do siebie, nie mogłam tego zrobić. Nie teraz.
Nie kiedy miałam mętlik w głowie. I to ciężki.
Po godzinie byłam już sto kilometrów od swojego miejsca zamieszkania. Weszłam do baru.
Zasiadłam na krześle, gdy kelner spojrzał na mnie wypowiedziałam "Whiskey poproszę."
Gdy ją dostałam upiłam mały łyk. Popatrzyłam na innych. Szczęśliwe pary siedzące razem.
Nie chciałam na to patrzeć, to był jednak odpowiedni moment, kiedy od tej całej miłości chciało mi się wymiotować. Witam w domu.
Wypiłam wszystko, zapłaciłam i wyszłam na ścigacza..
Serio? Chciałam prowadzić po pijaku?
Zresztą. Co tam jeden kieliszek whiskey.
Wsiadłam na maszynę i odjechałam.


1 komentarz:

  1. w szkole mi zaspamujesz z kim będzie Yuna!!!
    Nie wytrzymam.
    Meeeeeeega!!!!

    OdpowiedzUsuń