Przychodziła godzina spotkania z Davidem.
ubrałam na siebie czarną sukienkę w kwiatki i buty na delikatnym obcasie.
- kurcze, na co ja się ubieram? na randkę?
Wzięłam torebkę. zapakowane miałam w niej telefon, kluczyki od ścigacza, wyciągnęłam kluczyki do domu, zamknęłam drzwi na klucz i zeszłam na dół. czekał tam David.
Miał ciemno brązowe włosy i brązowe oczy, ubrany był w białą koszulkę i ciemne spodnie.
- ładnie wyglądasz.. to jak ? idziemy ?
- raczej.. jedziemy. - pokazałam mu mojego ścigacza na którego się kierowałam. a on za mną.
pojechaliśmy.
gdy byliśmy już na miejscu, zajęliśmy piąty stolik od okna.
- na co masz ochotę?
- hmm.. może.. sok z czarnej porzeczki ..
- Dobrze. to ja idę zamówić.
popatrzyłam się za okno. to na niebo, to na ludzi przechodzących.
po chwili ciemno włosy był już z dwoma szklankami picia. jedno dał mi, a drugie postawił na miejscu, gdzie będzie siedział. czyli na przeciwko mnie.
- i jak Ci się żyje ? - spytał, patrząc na mnie.
- aa.. może być.. szukam kogoś..
- pomóc Ci? - złapał mnie za rękę, widziałam coś, co prawda - zamazane.
Odsunęłam rękę.
- nie trzeba.. dzięki..
- a może jednak? - uśmiechnął się
- no dobrze
Poczułam, że się zarumieniłam, automatycznie spuściłam wzrok.
- Oj, Yunuś. nie wstydź się. kogo tak dokładnie szukasz?
- rodziców.
- rozumiem.. poszukamy.. nie martw się.
pogadaliśmy jeszcze chwile .. każde z nas rozstało się przy schodach. poszłam pod parking i usiadłam na ścigaczu.
- Cholera. torebka!
Cofnęłam się na górę. widziałam, jak David ją bierze i zmierza ku wyjściu.
- zapomniałaś czegoś.. - uśmiechnął się i podał mi ją.
- dzięki - odwzajemniłam uśmiech i zeszłam na dół, lecz coś mi nieznanego przyciągnęło mnie do Davida.
przez chwile się nie ruszałam.
cofnęłam się.
- to jak .. kiedy zaczynamy poszukiwania ?
- od jutra ?
- dobrze.. to .. będziemy w kontakcie..
znowu to przyciąganie. postanowiłam w "przyjacielskim geście" przytulić się do niego na pożegnanie.
popatrzyłam na niego.. nasz wzrok po chwili się spotkał.
przybliżyłam się do niego. ii..
pocałowaliśmy się. oderwałam się jednak po paru sekundach i odeszłam.
co się dzieje..?
co się dzieje ze mną.. ?
czwartek, 30 sierpnia 2012
środa, 29 sierpnia 2012
Rozdział 11
musiałam się dowiedzieć czegokolwiek o moich rodzicach. tych prawdziwych.
tylko że za bardzo nie wiedziałam gdzie mam szukać..
- będę ich szukać - oznajmiłam popijając jabłkowy sok. wiedziałam już, ze Barthel ma mieszany stosunek do tego.
- a jeśli ich nie znajdziesz ?
- przynajmniej spróbuję się czegoś o nich dowiedzieć. nie mogę?
- nie zabraniam Ci.. lecz wiesz, że..
- tak. musisz jechać ze mną. lecz jak na razie nie wyjeżdżam poza miasto.
- dobrze.. ja idę dziś pozałatwiać. więc.. trochę mnie nie będzie.. ale sądzę, że dasz se radę.
- jasne..
od czego zacząć?
może od mojego aktu urodzenia? o ile takowy znajduję się w papierach moich przybieranych rodziców.
postanowiłam poczekać, aż Barthel pójdzie. i wtedy zacznę wielkie poszukiwania. jednak o dziwo nie musiałam zbyt długo czekać.
po dziesięciu minutach.. jego już nie było.
poszłam do szafki, gdzie tata trzymał wszystkie dokumenty.
wiem.
nie powinnam przeszukiwać cudzej korespondencji.. ale w jaki inny sposób miałam się czegokolwiek dowiedzieć?
usłyszałam dzwonek telefonu, po chwili odebrałam.
- halo ?
- Yuna? to ja. David. co tam u Ciebie ?
- oo, hej. a u mnie może być. a u Ciebie ?
- też. Ty. słuchaj. może się kiedyś spotkamy ? na jakąś kawę. lub coś.
- oczywiście. kiedy ?
- hmm.. jutro?
- jasne. może być. to do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
wyciągnęłam papiery ojca, gdy zobaczyłam teczkę z napisem "Yuna" nabrałam wątpliwości, czy alby na pewno chce zobaczyć jej zawartość.
- nooo... Yuna.. przecież na to czekałaś. - pomyślałam i z zamkniętymi oczami otworzyłam to, co trzymałam w dłoni.
zauważyłam coś podobnego do drzewa genealogicznego. wszystko zamazane.
lecz w mojej głowie pojawiło się coś. jakaś wizja.
ja kiedy byłam mała i rodzina która mnie oddała rodzicom.
kobieta z tej wizji miała ciemne włosy, złote oczy i jasną cerę. chłopak obok niej tez miał jasną cerę.
czyli że byli wampirami. czy zginęli ?
czy jest to możliwe ?
zauważyłam jakieś listy. otworzyłam jeden z nich.
tylko że za bardzo nie wiedziałam gdzie mam szukać..
- będę ich szukać - oznajmiłam popijając jabłkowy sok. wiedziałam już, ze Barthel ma mieszany stosunek do tego.
- a jeśli ich nie znajdziesz ?
- przynajmniej spróbuję się czegoś o nich dowiedzieć. nie mogę?
- nie zabraniam Ci.. lecz wiesz, że..
- tak. musisz jechać ze mną. lecz jak na razie nie wyjeżdżam poza miasto.
- dobrze.. ja idę dziś pozałatwiać. więc.. trochę mnie nie będzie.. ale sądzę, że dasz se radę.
- jasne..
od czego zacząć?
może od mojego aktu urodzenia? o ile takowy znajduję się w papierach moich przybieranych rodziców.
postanowiłam poczekać, aż Barthel pójdzie. i wtedy zacznę wielkie poszukiwania. jednak o dziwo nie musiałam zbyt długo czekać.
po dziesięciu minutach.. jego już nie było.
poszłam do szafki, gdzie tata trzymał wszystkie dokumenty.
wiem.
nie powinnam przeszukiwać cudzej korespondencji.. ale w jaki inny sposób miałam się czegokolwiek dowiedzieć?
usłyszałam dzwonek telefonu, po chwili odebrałam.
- halo ?
- Yuna? to ja. David. co tam u Ciebie ?
- oo, hej. a u mnie może być. a u Ciebie ?
- też. Ty. słuchaj. może się kiedyś spotkamy ? na jakąś kawę. lub coś.
- oczywiście. kiedy ?
- hmm.. jutro?
- jasne. może być. to do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
wyciągnęłam papiery ojca, gdy zobaczyłam teczkę z napisem "Yuna" nabrałam wątpliwości, czy alby na pewno chce zobaczyć jej zawartość.
- nooo... Yuna.. przecież na to czekałaś. - pomyślałam i z zamkniętymi oczami otworzyłam to, co trzymałam w dłoni.
zauważyłam coś podobnego do drzewa genealogicznego. wszystko zamazane.
lecz w mojej głowie pojawiło się coś. jakaś wizja.
ja kiedy byłam mała i rodzina która mnie oddała rodzicom.
kobieta z tej wizji miała ciemne włosy, złote oczy i jasną cerę. chłopak obok niej tez miał jasną cerę.
czyli że byli wampirami. czy zginęli ?
czy jest to możliwe ?
zauważyłam jakieś listy. otworzyłam jeden z nich.
" Droga Yuno - bo zapewne tak się nazywasz.
myślę że jesteś szczęśliwa z nowymi rodzicami. lecz pamiętaj.
Świat nie jest taki bezpieczny.. jakby się to wydawało.
nie szukaj nas. zapewne kiedy znajdzie się u Ciebie taka potrzeba.. nas już nie będzie.
Chroń siebie.
Twoi Prawdziwi Rodzice
Abbey i Damen. "
Jaki cel mieli w tym moi przybrani rodzice by ukrywać te listy?
najgorsze jest to.. że nie było napisanej daty.
o co w tym wszystkim chodziło ? znowu jakieś tajemnice?
wtorek, 28 sierpnia 2012
Rozdział 10
Odczułam kogoś.
- Yuna.. to Ty?
jednaj nie byłam taka sama, jakby się wydawało..
przede mną pojawił się chłopak o lekko jasnej karnacji, ciemnych blond włosach, bluzie "Linkin Park" i czarnych spodniach. znałam go. był to Wario - Przyjaciel powszechnie nazywany przeze mnie bratem.. byliśmy dla siebie jak rodzina.
- W..wa...
- Tak. to ja .. co robisz tu.. w Finlandii?
- hmm.. pojawiłam się tu.. znikąd.
Wykrakałam.
przecież powinnam nikomu nie mówić o tym.. o całej.. magii?
- Ciekawe.. ja tu.. po coś.. co chciałem zobaczyć.. ale nie oczekiwałem.. że zobaczę tu Ciebie, siostrzyczko.
- Ja też nie oczekiwałam, braciszku.
Nasza rozmowa trwała nie długo.. może z trzydzieści minut.
pojawiłam się z powrotem w domu. widać było walizki - czyli ze wizyta rodziców.
- Cześć córeczko..
- Hej..
Przytuliłam się do mamy i do taty. brakowało mi ich. pokazałam im na mój pokój, domyślili się zapewne o co mi chodzi.
- Yuno. jesteś już dorosła.. i .. musimy Cię o czymś powiadomić..
- nie jesteśmy Twoimi rodzicami.
Zamarłam na słowa taty. w moich oczach pojawiły się łzy. nie co dzień człowiek dowiaduję się o takich sprawach.
- czyli kim są.. moi..
- pewna czarodziejka i najprawdopodobniej wampir, nie wiemy.. czy to prawda.
- macie do nich kontakt ?
- podobno oby dwoje nie żyją .. nie wiemy nic na ich temat.. wiemy że ten chłopak który tam jest.. to wampir..
- dlatego .. siostra - podniosłam palce w górę i w dół na znak "cudzysłowu" - miała taką reakcje.. a nie inną ?
- najprawdopodobniej. zostań w tym domu.. to jest Twój dom.. - przytuliła mnie i zapewniła mama, choć nie ta prawdziwa. ale moja rodzina zawsze taka będzie dla mnie.
czyli wiadome po kim miałam moce. nie przyszły one znikąd.
- dla nas zawsze będziesz naszą córką. bez względu na to.. że jesteś adoptowana.
- dziękuje..
Przytuliłam się do nich..
- my idziemy do Twojej siostry..
- dobrze.
odprowadziłam ich do drzwi i poszłam do salonu, gdzie był Barthel.
- wiedziałeś o tym?
- nie. ale miałem przeczucia. Ci rodzice.. to tylko śmiertelnicy. może mają jakieś specyficzne odmiany mocy.. ale tylko takie, które nie mogą nazywać się czarodziejskimi.
- hmm.. a co z moją wizją..
- cóż.. widziałaś przyszłość.. zapewne.. ale.. nie wiem co z tym dzieckiem..
popatrzyłam w sufit. ten podszedł do mnie.
- Yuno. wiem, ze nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś. ale ja pierwszy raz się spotkałem z tym, że.. widzisz wizję inną.. niż ja chce Ci pokazać.
- może to przez to że.. widzę co się stanie.. z Tobą? co będzie jak..
i wtedy w mojej głowie wszystko stało się jasne.
- Yuna.. to Ty?
jednaj nie byłam taka sama, jakby się wydawało..
przede mną pojawił się chłopak o lekko jasnej karnacji, ciemnych blond włosach, bluzie "Linkin Park" i czarnych spodniach. znałam go. był to Wario - Przyjaciel powszechnie nazywany przeze mnie bratem.. byliśmy dla siebie jak rodzina.
- W..wa...
- Tak. to ja .. co robisz tu.. w Finlandii?
- hmm.. pojawiłam się tu.. znikąd.
Wykrakałam.
przecież powinnam nikomu nie mówić o tym.. o całej.. magii?
- Ciekawe.. ja tu.. po coś.. co chciałem zobaczyć.. ale nie oczekiwałem.. że zobaczę tu Ciebie, siostrzyczko.
- Ja też nie oczekiwałam, braciszku.
Nasza rozmowa trwała nie długo.. może z trzydzieści minut.
pojawiłam się z powrotem w domu. widać było walizki - czyli ze wizyta rodziców.
- Cześć córeczko..
- Hej..
Przytuliłam się do mamy i do taty. brakowało mi ich. pokazałam im na mój pokój, domyślili się zapewne o co mi chodzi.
- Yuno. jesteś już dorosła.. i .. musimy Cię o czymś powiadomić..
- nie jesteśmy Twoimi rodzicami.
Zamarłam na słowa taty. w moich oczach pojawiły się łzy. nie co dzień człowiek dowiaduję się o takich sprawach.
- czyli kim są.. moi..
- pewna czarodziejka i najprawdopodobniej wampir, nie wiemy.. czy to prawda.
- macie do nich kontakt ?
- podobno oby dwoje nie żyją .. nie wiemy nic na ich temat.. wiemy że ten chłopak który tam jest.. to wampir..
- dlatego .. siostra - podniosłam palce w górę i w dół na znak "cudzysłowu" - miała taką reakcje.. a nie inną ?
- najprawdopodobniej. zostań w tym domu.. to jest Twój dom.. - przytuliła mnie i zapewniła mama, choć nie ta prawdziwa. ale moja rodzina zawsze taka będzie dla mnie.
czyli wiadome po kim miałam moce. nie przyszły one znikąd.
- dla nas zawsze będziesz naszą córką. bez względu na to.. że jesteś adoptowana.
- dziękuje..
Przytuliłam się do nich..
- my idziemy do Twojej siostry..
- dobrze.
odprowadziłam ich do drzwi i poszłam do salonu, gdzie był Barthel.
- wiedziałeś o tym?
- nie. ale miałem przeczucia. Ci rodzice.. to tylko śmiertelnicy. może mają jakieś specyficzne odmiany mocy.. ale tylko takie, które nie mogą nazywać się czarodziejskimi.
- hmm.. a co z moją wizją..
- cóż.. widziałaś przyszłość.. zapewne.. ale.. nie wiem co z tym dzieckiem..
popatrzyłam w sufit. ten podszedł do mnie.
- Yuno. wiem, ze nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś. ale ja pierwszy raz się spotkałem z tym, że.. widzisz wizję inną.. niż ja chce Ci pokazać.
- może to przez to że.. widzę co się stanie.. z Tobą? co będzie jak..
i wtedy w mojej głowie wszystko stało się jasne.
niedziela, 26 sierpnia 2012
Rozdział 9 cz.2
- widziałaś coś ?
- tak.. ty wytworzyłeś tą wizje?
- w zależności.. co widziałaś..
- siebie i.. i dziecko..
- dziwne.. ja tego nie zrobiłem..ale dobrze że.. widzisz te wizje..
Dalej byłam zdziwiona. to nie była wiadomość która do końca mnie usatysfakcjonowała.
Ale zawsze coś.
usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu.. usiadłam "normalnie" na kanapie.
- Cześć siostra. wiesz że rodzice przyje.. - nie dokończyła. zamarła na widok Barthela.
- co takiego ?
- yhm. rodzice przyjeżdżają. za trzy dni.
Zauważyłam jej zmieszanie.. nie odpowiadało mi to.. o co w tym wszystkim chodziło?
- super. co chciałaś ?
- aa.. sprawdzić jak się czujesz.. co robisz.. ale widzę, ze się świetnie bawisz .. więc.. - wycofała się. podbiegłam do niej i złapałam za rękę. widziałam coś. było co prawda zamazane. ta moc chyba nie była aż tak rozwinięta.
- O co chodzi ? Mów. czemu tak zareagowałaś na jego widok?
- Rodzice Ci wyjaśnią. nie ja.
Wyszła. w głowie pozostał mi obraz mojej wizji.
O co chodziło ?
- Powiesz mi czemu ona tak dziwnie zareagowała ?
- nie wiem.
Super.
Muszę czekać na przyjazd mamy i taty by się wszystkiego dowiedzieć?
Wyobraziłam sobie moje ulubione miejsce - park we Finlandii.
chciałam się tam pojawić.. tam być.. i byłam..
gdy otworzyłam oczy, okazał mi się to właśnie miejsce..
O dziwo.. byłam w nim sama. zawsze skupiało się tam paręnaście osób.
- czemu.. ja ..
skąd ja się tutaj znalazłam.. ?
czyżbym.. wyczarowała to miejsce ?
usiadłam na ławce.. a bardziej na metalowej huśtawce.
nic tu nie miało miejsca. żadna z moim myśli nie mogła teraz zająć moich myśli.
Tylko ja i to miejsce.
- tak.. ty wytworzyłeś tą wizje?
- w zależności.. co widziałaś..
- siebie i.. i dziecko..
- dziwne.. ja tego nie zrobiłem..ale dobrze że.. widzisz te wizje..
Dalej byłam zdziwiona. to nie była wiadomość która do końca mnie usatysfakcjonowała.
Ale zawsze coś.
usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu.. usiadłam "normalnie" na kanapie.
- Cześć siostra. wiesz że rodzice przyje.. - nie dokończyła. zamarła na widok Barthela.
- co takiego ?
- yhm. rodzice przyjeżdżają. za trzy dni.
Zauważyłam jej zmieszanie.. nie odpowiadało mi to.. o co w tym wszystkim chodziło?
- super. co chciałaś ?
- aa.. sprawdzić jak się czujesz.. co robisz.. ale widzę, ze się świetnie bawisz .. więc.. - wycofała się. podbiegłam do niej i złapałam za rękę. widziałam coś. było co prawda zamazane. ta moc chyba nie była aż tak rozwinięta.
- O co chodzi ? Mów. czemu tak zareagowałaś na jego widok?
- Rodzice Ci wyjaśnią. nie ja.
Wyszła. w głowie pozostał mi obraz mojej wizji.
O co chodziło ?
- Powiesz mi czemu ona tak dziwnie zareagowała ?
- nie wiem.
Super.
Muszę czekać na przyjazd mamy i taty by się wszystkiego dowiedzieć?
Wyobraziłam sobie moje ulubione miejsce - park we Finlandii.
chciałam się tam pojawić.. tam być.. i byłam..
gdy otworzyłam oczy, okazał mi się to właśnie miejsce..
O dziwo.. byłam w nim sama. zawsze skupiało się tam paręnaście osób.
- czemu.. ja ..
skąd ja się tutaj znalazłam.. ?
czyżbym.. wyczarowała to miejsce ?
usiadłam na ławce.. a bardziej na metalowej huśtawce.
nic tu nie miało miejsca. żadna z moim myśli nie mogła teraz zająć moich myśli.
Tylko ja i to miejsce.
środa, 22 sierpnia 2012
Rozdział 9 cz. 1
Zasnęłam, choć wolałam tego nie robić.
Nigdy przecież nie wiadomo.. co się może stać kiedy śpimy, prawda?
od ostatniego snu wolałam nie spać, co, jeśli ten sen może stać się naprawdę?
Zbudziłam się.
- Nie śpisz?
- nie.. zimno coś..
- Emm.. przytulić Cię.. ?
- jak możesz..
Dopiero wtedy zamknęłam oczy.
Dopiero wtedy udało mi się spokojnie zasnąć.
Następnego ranka zbudził mnie silnik, a raczej jego ryk. wyszłam z namiotu.
- co robisz? - popatrzyłam na niego.
- chciałem jechać do sklepu.. coś Ci kupić.. lecz widać.. szybciej wstałaś..
- nie no.. nie musiałeś.. możemy jechać razem..
- do domu .. ?
- hmm.. taa.. a co z namiotem ? - odwróciłam się, wtedy po namiocie nie zostało już ani śladu
- a więc jedziemy?
- no dobrze.. jedziemy.
Po godzinie byliśmy już na miejscu - czyli u mnie w domu.
- Katherine.. jesteś?
- tak. Yuna. nie chce Wam zawracać głowy.. wyjeżdżam do siebie.
- no dobrze.. nie będziemy Cię zatrzymywać.
zeszłam z nią. ta pomachała mi i weszła do auta. jak się domyślam. był to jej tata.
weszłam z powrotem na górę.
- pojechała?
- tak.. czyli że..
- mamy chatę dla siebie? - uśmiechnął się i rozłożył na kanapie w salonie. przypomniały mi się jego słowa "no co, miałem się rozgościć"
- nie koniecznie. w każdej chwili ktoś niespodziewany może przyjść.
- podaj przykład ..
- ktoś z mojej rodziny..
Spuściłam głowę. wolałam nie rozmawiać na ten temat.
- oj.. spokojnie.. będzie dobrze.. zapewne..
usiadłam koło niego. wyczuwałam, że zaraz coś się wydarzy.. nie myliłam się.
- zobaczmy czy.. będziesz widzieć moją wizję.. Yuno..
położył mi dłoń na policzku. zamknęłam oczy.
Widziałam coś.
Byłam na łące w kremowej sukience. sama ja byłam białego koloru skóry. lecz moją uwagę bardziej przykuło dziecko wyglądające na 5-6 letnie. była w różowej sukience. Dziewczynka.
Co ta wizja mogła oznaczać? Czy Barthel ją wytworzył ?
otworzyłam oczy. ze zdziwieniem popatrzyłam na niego.
Nigdy przecież nie wiadomo.. co się może stać kiedy śpimy, prawda?
od ostatniego snu wolałam nie spać, co, jeśli ten sen może stać się naprawdę?
Zbudziłam się.
- Nie śpisz?
- nie.. zimno coś..
- Emm.. przytulić Cię.. ?
- jak możesz..
Dopiero wtedy zamknęłam oczy.
Dopiero wtedy udało mi się spokojnie zasnąć.
Następnego ranka zbudził mnie silnik, a raczej jego ryk. wyszłam z namiotu.
- co robisz? - popatrzyłam na niego.
- chciałem jechać do sklepu.. coś Ci kupić.. lecz widać.. szybciej wstałaś..
- nie no.. nie musiałeś.. możemy jechać razem..
- do domu .. ?
- hmm.. taa.. a co z namiotem ? - odwróciłam się, wtedy po namiocie nie zostało już ani śladu
- a więc jedziemy?
- no dobrze.. jedziemy.
Po godzinie byliśmy już na miejscu - czyli u mnie w domu.
- Katherine.. jesteś?
- tak. Yuna. nie chce Wam zawracać głowy.. wyjeżdżam do siebie.
- no dobrze.. nie będziemy Cię zatrzymywać.
zeszłam z nią. ta pomachała mi i weszła do auta. jak się domyślam. był to jej tata.
weszłam z powrotem na górę.
- pojechała?
- tak.. czyli że..
- mamy chatę dla siebie? - uśmiechnął się i rozłożył na kanapie w salonie. przypomniały mi się jego słowa "no co, miałem się rozgościć"
- nie koniecznie. w każdej chwili ktoś niespodziewany może przyjść.
- podaj przykład ..
- ktoś z mojej rodziny..
Spuściłam głowę. wolałam nie rozmawiać na ten temat.
- oj.. spokojnie.. będzie dobrze.. zapewne..
usiadłam koło niego. wyczuwałam, że zaraz coś się wydarzy.. nie myliłam się.
- zobaczmy czy.. będziesz widzieć moją wizję.. Yuno..
położył mi dłoń na policzku. zamknęłam oczy.
Widziałam coś.
Byłam na łące w kremowej sukience. sama ja byłam białego koloru skóry. lecz moją uwagę bardziej przykuło dziecko wyglądające na 5-6 letnie. była w różowej sukience. Dziewczynka.
Co ta wizja mogła oznaczać? Czy Barthel ją wytworzył ?
otworzyłam oczy. ze zdziwieniem popatrzyłam na niego.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Rozdział 8
Pustka.
Patrzyłam się w dół stromej góry. i odczuwałam ból.
- Yuna! Yuna! - Usłyszałam głosy. dobrze mi znane. Rozejrzałam się.
Otworzyłam oczy. dopiero wtedy zorientowałam się, że budzono mnie od dobrych ... sześciu minut ?
- już myśleliśmy, że coś Ci się stało .. - Katherine pomogła mi wstać. jakże to szlachetna osoba z niej się stała.
- Ja tylko spałam. - poszłam do łazienki. popatrzyłam na siebie i zamknęłam drzwi łazienkowe. wykąpałam się. gdy wyszłam z wanny i podeszłam do lustra, z ciekawości dotknęłam miejsca, gdzie zostałam "ugryziona przez wampira". ujrzałam coś. zamazaną wizję.
- Yuna! co robisz tak długo w tej łazience ?
- to moja łazienka! - wyszłam w ręczniku i poszłam do siebie do pokoju, zaczęłam przeglądać swoją szafę. nałożyłam na siebie czarne spodnie i czerwoną bluzkę.
zobaczyłam Barthela.
- długo tu stoisz?
- nie.. od niedawna.
Oparłam się o szafkę. Barthel podszedł do mnie.
- ładnie wyglądasz. hmm. wyjdziemy gdzieś ? wiesz... sami..
- a Katherine?
- da sobie rade.. a więc czekam przed klatką.
Z szybkością wampira poszedł. ja zabrałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy, uczesałam się.
- Katherine, jakby się coś działo. masz mój numer. więc dzwoń.
Wyszłam, zamykając drzwi. zeszłam na dół. czekał tam ciemno włosy chłopak. oczywiście na ścigaczu.
- Poczekaj. ja też wezmę .. i jedziemy.
odpaliłam mój motocykl i wyjechaliśmy.
gdzie on mnie prowadził?
gdy dojechaliśmy, moją uwagę przykuł wodospad - co to było za miejsce ?
- Lubię to miejsce. uspokaja mnie. chciałem Ci je pokazać.. ponieważ.. chce załagodzić całą sprawę. - uśmiechnął się.
weszłam na most i usiadłam na nim. ściągnęłam buty i zanurzyłam nogę w wodzie.
- fajnie tutaj.. był jakiś inny powód by mnie tutaj ściągnąć ?
- w przyszłości się dowiesz .. - usiadł koło mnie.
- mam się bać? - uśmiechnęłam się do niego.
- nie. nie musisz.
popatrzyłam na spadającą z góry wodę. rzeczywiście. to uspakajało.
zaczęłam myśleć, układać sobie niektóre sprawy. Co by było gdyby... no właśnie.
ciekawiło mnie co się działo u Katherine.
Lecz to chyba nie było ważne.
Na pewno daje sobie rade.. sama..
- Yuno. może zostaniemy tutaj, dzisiaj? Widzę, że strasznie Ci się tu podoba
- Masz racje.. chciałabym. ale.. gdzie ?
- a patrz tam. - pokazał palcem na rozłożony namiot. jakoś wcześniej go tam nie zauważyłam.
Czyżby znowu coś wyczarował?
- jak chcesz .. mogę spać oso.. - nie dałam mu dokończyć, zakryłam ręką jego buzię.
- nie trudź się. nie musisz .. mi to nie przeszkadza.
- to dobrze.
Uśmiechnęłam się. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Właśnie. mogła by.
Patrzyłam się w dół stromej góry. i odczuwałam ból.
- Yuna! Yuna! - Usłyszałam głosy. dobrze mi znane. Rozejrzałam się.
Otworzyłam oczy. dopiero wtedy zorientowałam się, że budzono mnie od dobrych ... sześciu minut ?
- już myśleliśmy, że coś Ci się stało .. - Katherine pomogła mi wstać. jakże to szlachetna osoba z niej się stała.
- Ja tylko spałam. - poszłam do łazienki. popatrzyłam na siebie i zamknęłam drzwi łazienkowe. wykąpałam się. gdy wyszłam z wanny i podeszłam do lustra, z ciekawości dotknęłam miejsca, gdzie zostałam "ugryziona przez wampira". ujrzałam coś. zamazaną wizję.
- Yuna! co robisz tak długo w tej łazience ?
- to moja łazienka! - wyszłam w ręczniku i poszłam do siebie do pokoju, zaczęłam przeglądać swoją szafę. nałożyłam na siebie czarne spodnie i czerwoną bluzkę.
zobaczyłam Barthela.
- długo tu stoisz?
- nie.. od niedawna.
Oparłam się o szafkę. Barthel podszedł do mnie.
- ładnie wyglądasz. hmm. wyjdziemy gdzieś ? wiesz... sami..
- a Katherine?
- da sobie rade.. a więc czekam przed klatką.
Z szybkością wampira poszedł. ja zabrałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy, uczesałam się.
- Katherine, jakby się coś działo. masz mój numer. więc dzwoń.
Wyszłam, zamykając drzwi. zeszłam na dół. czekał tam ciemno włosy chłopak. oczywiście na ścigaczu.
- Poczekaj. ja też wezmę .. i jedziemy.
odpaliłam mój motocykl i wyjechaliśmy.
gdzie on mnie prowadził?
gdy dojechaliśmy, moją uwagę przykuł wodospad - co to było za miejsce ?
- Lubię to miejsce. uspokaja mnie. chciałem Ci je pokazać.. ponieważ.. chce załagodzić całą sprawę. - uśmiechnął się.
weszłam na most i usiadłam na nim. ściągnęłam buty i zanurzyłam nogę w wodzie.
- fajnie tutaj.. był jakiś inny powód by mnie tutaj ściągnąć ?
- w przyszłości się dowiesz .. - usiadł koło mnie.
- mam się bać? - uśmiechnęłam się do niego.
- nie. nie musisz.
popatrzyłam na spadającą z góry wodę. rzeczywiście. to uspakajało.
zaczęłam myśleć, układać sobie niektóre sprawy. Co by było gdyby... no właśnie.
ciekawiło mnie co się działo u Katherine.
Lecz to chyba nie było ważne.
Na pewno daje sobie rade.. sama..
- Yuno. może zostaniemy tutaj, dzisiaj? Widzę, że strasznie Ci się tu podoba
- Masz racje.. chciałabym. ale.. gdzie ?
- a patrz tam. - pokazał palcem na rozłożony namiot. jakoś wcześniej go tam nie zauważyłam.
Czyżby znowu coś wyczarował?
- jak chcesz .. mogę spać oso.. - nie dałam mu dokończyć, zakryłam ręką jego buzię.
- nie trudź się. nie musisz .. mi to nie przeszkadza.
- to dobrze.
Uśmiechnęłam się. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Właśnie. mogła by.
sobota, 18 sierpnia 2012
Rozdział 7
Katherine
Popatrzyłam się na leżącą Yunę. Bardzo się wykrwawiała. za tym chłopakiem stał już Barthel. odepchnął go tak mocno, że skończył w sąsiednim pokoju.
- Czy ona umrze ?
- Nie. - Przybliżył się do jej szyi. zrobił podobnie to, co tamten.
- Co jej robisz?!
- Ratuję ją. Powinna za niedługo się przebudzić. - stanął nad nią.
O co z tym w ogóle chodziło?
Yuna
Życie przeleciało mi przed oczami. odnośnie niektórych sytuacji. przebudziłam się.
Widziałam Katherine i Barthela, u Katherine wyczułam szczególny strach.
- Co się stało? - dopiero po tych słowach się rozejrzałam, czemu leżałam na podłodze?
- Dorwał Cię. - Czerwonowłosa dziewczyna pomogła mi wstać. zobaczyłam w lustrze ranę po zębach.
- Nic Ci nie będzie.
W odbiciu lustra widziałam jak Barthel patrzy się na moją ranę.
- Taa. - Wzruszyłam ramionami. - do wesela się zagoi..
- do czyjego wesela?
- oczywiście, że twojego. - zaśmiałam się.
- oj, na to bym nie liczyła. może do twojego?
Na to zdanie spoważniałam...
... I zamilkłam na jakieś trzy minuty. dosłownie. tak jak reszta.
- Yuna. Wiesz co. ja pójdę na.. spacer. a więc.. - i po chwili wyszła.
Nie wiem czy to po prostu atmosfera ją do tego zmusiła, czy ktos jej co nie co w głowie nie po przewracał. Ciekawe.
- a więc będziemy tak milczeć ?
- Co on mi zrobił ?
- chciał Cię przemienić.. wyssałem jego jad ponieważ.. nie chciałem.. byś była wampirem od jego strony
- to źle, jak bym była wampirem od jego strony ?
- tak.
- to wiele wyjaśnia. - usiadłam na szafce, miałam mieszane wrażenia co do tego wszystkiego.
- Yuna. nie mógłbym Ci pozwolić na to. bynajmniej teraz.
- To mi to wyjaśnij. o co rzekomo chodzi ? - zrobiłam grymaśną minę.
- nie wiesz jaki on jest. podobno od tego, który Cię przemienia, przechodzi jakaś część mocy. a jego mocy wolałbym nie komentować, uwierz.
- No dobrze. niech będzie. oszczędzę Cię. ale jak na razie - uśmiechnęłam się
- Dziękuję.
Zeszłam z szafki. ponownie przypatrzyłam się na ranę. a jej już nie było.
Dalej sprawiało (i będzie sprawiać ) to dla mnie czarną magię.
I coś czuję, że na tym się nie skończy.
Lecz czemu ktokolwiek chciał mnie ratować? To zawsze będzie dla mnie zagadką.
czwartek, 16 sierpnia 2012
Rozdział 6
- Czyli że .. będziemy mieli niezłą rozpierduchę ?
- Jeżeli Matt jest tym, o czym, a raczej o kim myślę.. to tak. tym bardziej, jeżeli jest nowo narodzonym.
- Masz racje.
- Muszę chronić Katherine.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- normalnie. - uśmiechnęłam się.
- Yuna, nie dasz mu rady. jeśli jest tym.. wampirem.. no to mamy problem..
- ale chyba możesz mnie przemienić. no nie ? - nie chciałam nawet wspominać.. o mojej przemianie. zawsze nasuwało mi się przy tym coś strasznego, dziwnego. lecz jednak ciągnęło mnie do tego jak mysz do sera.
- To trochę skomplikowane..
- czemu ?
- najpierw muszę wiedzieć parę rzeczy.. Ale to w między czasie.
Kiwnęłam głową.
Zastanawiałam się co tak dokładnie zrobić.. zapewne i tak jestem skazana na wieczność z Barthelem. ale..
Wątpliwości..
Czyli jak zwykle.
- Yuna. spokojnie.. wszystkiego Cię nauczę..
- tak myślę..
- nie zostawię Cię tak zwanie z "pustymi torbami"
- idę do sklepu..
- idę z Tobą.
- yhm. a kto zostanie z Katherine ? no a więc widzisz.. - poszłam do drzwi, on nie odpuścił.
- może jednak ja pójdę ?
- no dobra. jeżeli tak bardzo chcesz .. - kiwnęłam głową. poczułam, jakby ktoś mącił mi w głowie. tak. to na pewno Barthel. dlatego też zapewne powiedziałam to zdanie.
- za niedługo będę - puścił mi oczko i z szybkością wampira poszedł.
- Jeżeli Matt jest tym, o czym, a raczej o kim myślę.. to tak. tym bardziej, jeżeli jest nowo narodzonym.
- Masz racje.
- Muszę chronić Katherine.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- normalnie. - uśmiechnęłam się.
- Yuna, nie dasz mu rady. jeśli jest tym.. wampirem.. no to mamy problem..
- ale chyba możesz mnie przemienić. no nie ? - nie chciałam nawet wspominać.. o mojej przemianie. zawsze nasuwało mi się przy tym coś strasznego, dziwnego. lecz jednak ciągnęło mnie do tego jak mysz do sera.
- To trochę skomplikowane..
- czemu ?
- najpierw muszę wiedzieć parę rzeczy.. Ale to w między czasie.
Kiwnęłam głową.
Zastanawiałam się co tak dokładnie zrobić.. zapewne i tak jestem skazana na wieczność z Barthelem. ale..
Wątpliwości..
Czyli jak zwykle.
- Yuna. spokojnie.. wszystkiego Cię nauczę..
- tak myślę..
- nie zostawię Cię tak zwanie z "pustymi torbami"
- idę do sklepu..
- idę z Tobą.
- yhm. a kto zostanie z Katherine ? no a więc widzisz.. - poszłam do drzwi, on nie odpuścił.
- może jednak ja pójdę ?
- no dobra. jeżeli tak bardzo chcesz .. - kiwnęłam głową. poczułam, jakby ktoś mącił mi w głowie. tak. to na pewno Barthel. dlatego też zapewne powiedziałam to zdanie.
- za niedługo będę - puścił mi oczko i z szybkością wampira poszedł.
Barthel
Parę ulic od domu Yuny zauważyłem Jacka. Nie miałem ochoty do niego podchodzić.
Cholera!
Sam podszedł.
- No i jak u Twojej dziewczyny, czemu nie jesteście razem.. teraz? - zrobił wielkie, przekonujące oczy. miał coś w planach. nie mogłem zrozumieć. chodziło mu o Yunę ?
- Jack. nie wiem co chcesz zrobić.. ale .. nie ze mną.
- jak to ktoś powiedział - oko za oko , szczęka za ząb.
Zniknął. oby nie było go tam gdzie myślałem. zawróciłem się.
Yuna
Usłyszałam pukanie do drzwi. wyczułam złą energię - czyżby moce mi się ujawniały?
- Katherine. schowaj się. - powiedziałam i otworzyłam wejściowe drzwi.
- Cześć Yuno.. Znowu się spotykamy, prawda?
po tych słowach przybliżył się do mnie. Odepchnęłam go od siebie. nie dał za wygraną. przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, zaczął gryźć moją szyję. wstrzykiwać mi jad.
- Katherine! uciekaj! - po tych słowach straciłam czucie. zemdlałam.
Rozdział 5
Usiadłam z Katherine u siebie w pokoju. użyczyłam jej pokoju póki cała sytuacja się nie uspokoi. a oby to nastąpiło szybko.
- Coś Ci zrobił?
- nie.. Kim oni są..?
- długa historia. zapewne jesteś zmęczona.. a więc miłych snów.. - pogłaskałam ją po ramieniu i wyszłam z pokoju, zamykając go po cichu
- i jak ona ?
- dobrze.. zasnęła.
Stanęłam przed nim. przytulił mnie. pragnęłam już od dawna, żeby ktoś to zrobił. no ale cóż. jestem typem samotnika.
- Robimy jej małe pranie mózgu ?
- Raczej wyjaśnij mi kim jest rzekomy Twój kuzyn. a raczej.. czego on ode mnie chce.
- To jest Jack. Kiedyś mnie uratował, dzięki niemu jestem tym, czym jestem.
- Achm. a czemu chce mnie zniszczyć? bo zapewne ma to w planach.
- poluje na ludzi. nie żywi się krwią zwierzęcą.
- Aha. czyli poluje na mnie. super. -odeszłam na metr od niego, ten złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. znowu zeszło pomiędzy nami do pocałunku, tym razem nie był on "pojedynczy" tylko dłuższy.
- ze mną nic Ci nie grozi.. i dobrze o tym wiesz.
- Tak. To znaczy.. poniekąd.
Uśmiechnęłam się, zauważyłam skradającą się Katherine.
- Yuna.. nie chce Wam przeszkadzać.. ani nic.
- Nie przeszkadzasz.. zostaniesz u mnie na jakiś czas.. póki cała sprawa nie ucichnie.. a właśnie.. jak tam Matt.. ?
- Wiesz jaki on jest.. Tylko że.. zdziwiło mnie jedno.. Yuna.. mogę pogadać z Tobą na ... na osobności ? - popatrzyła na Barthela. poszłyśmy do mojego pokoju.
- Kiedy byłam w domu.. a raczej.. kąpałam się.. a on był.. a raczej potem zniknął.. słyszałam tylko jakieś dziwne szepty, coś w rodzaju "Poluję na Yunę, muszę ją zdobyć" lecz.. to nie był głos Matta
- Tego chłopaka?
- chyba tak.. nikogo innego chyba nie było.
No i super
znowu utwierdziłam się w przekonaniu, iż jakiś "napalony" wampir na mnie czyha ..
Lepiej być nie mogło. naprawdę.
- Katherine. tym bardziej musisz zostać.. a jaką Matt ma cerę.. tzn.. kolor skóry .. sprecyzuj, proszę.
- miał.. delikatnie białą..
- taką .. jak Barthel ?
- niee.. nie aż tak..
- no dobrze.. nie męczę Cię.. Dzięki.. jak byś coś chciała.. mów .. zawsze pomogę
- dobrze.
Wyszłam, zamykając drzwi. podeszłam do Barthela. po mojej mimice twarzy zapewne uznał, ze coś się stało, bo krótkim wywnioskowaniu "jak to ująć" powiedziałam:
- no to robi się gorąco .. uwierz..
- Coś Ci zrobił?
- nie.. Kim oni są..?
- długa historia. zapewne jesteś zmęczona.. a więc miłych snów.. - pogłaskałam ją po ramieniu i wyszłam z pokoju, zamykając go po cichu
- i jak ona ?
- dobrze.. zasnęła.
Stanęłam przed nim. przytulił mnie. pragnęłam już od dawna, żeby ktoś to zrobił. no ale cóż. jestem typem samotnika.
- Robimy jej małe pranie mózgu ?
- Raczej wyjaśnij mi kim jest rzekomy Twój kuzyn. a raczej.. czego on ode mnie chce.
- To jest Jack. Kiedyś mnie uratował, dzięki niemu jestem tym, czym jestem.
- Achm. a czemu chce mnie zniszczyć? bo zapewne ma to w planach.
- poluje na ludzi. nie żywi się krwią zwierzęcą.
- Aha. czyli poluje na mnie. super. -odeszłam na metr od niego, ten złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. znowu zeszło pomiędzy nami do pocałunku, tym razem nie był on "pojedynczy" tylko dłuższy.
- ze mną nic Ci nie grozi.. i dobrze o tym wiesz.
- Tak. To znaczy.. poniekąd.
Uśmiechnęłam się, zauważyłam skradającą się Katherine.
- Yuna.. nie chce Wam przeszkadzać.. ani nic.
- Nie przeszkadzasz.. zostaniesz u mnie na jakiś czas.. póki cała sprawa nie ucichnie.. a właśnie.. jak tam Matt.. ?
- Wiesz jaki on jest.. Tylko że.. zdziwiło mnie jedno.. Yuna.. mogę pogadać z Tobą na ... na osobności ? - popatrzyła na Barthela. poszłyśmy do mojego pokoju.
- Kiedy byłam w domu.. a raczej.. kąpałam się.. a on był.. a raczej potem zniknął.. słyszałam tylko jakieś dziwne szepty, coś w rodzaju "Poluję na Yunę, muszę ją zdobyć" lecz.. to nie był głos Matta
- Tego chłopaka?
- chyba tak.. nikogo innego chyba nie było.
No i super
znowu utwierdziłam się w przekonaniu, iż jakiś "napalony" wampir na mnie czyha ..
Lepiej być nie mogło. naprawdę.
- Katherine. tym bardziej musisz zostać.. a jaką Matt ma cerę.. tzn.. kolor skóry .. sprecyzuj, proszę.
- miał.. delikatnie białą..
- taką .. jak Barthel ?
- niee.. nie aż tak..
- no dobrze.. nie męczę Cię.. Dzięki.. jak byś coś chciała.. mów .. zawsze pomogę
- dobrze.
Wyszłam, zamykając drzwi. podeszłam do Barthela. po mojej mimice twarzy zapewne uznał, ze coś się stało, bo krótkim wywnioskowaniu "jak to ująć" powiedziałam:
- no to robi się gorąco .. uwierz..
środa, 15 sierpnia 2012
Rozdział 4
Usiadłam na łóżku. jedyne co pragnęłam to odpoczynku. lecz nie będzie mi on dany. z powodu leżącego obok chłopaka. wolałam nie kłaść się koło niego. wyglądałoby to zbyt romantycznie.
- jesteś śpiąca ?
- nie. - przekręciłam oczami. czułam jego spojrzenie na mnie. Sam jego wzrok był hipnotyzujący.. tak samo jak on.
- to super. oznacza to, że w końcu możemy porozmawiać.
- tylko o czym?
- o tym, kim się stajesz.. lub nawet i staniesz w przyszłości.
- czyli ?
- chyba nie myślałaś, że dam Ci umrzeć za parę lat?
- noo... nie koniecznie..
- no tak myślę.
Wstał, po jego gestach zauważyłam że kazał zrobić mi to samo. też to uczyniłam. poszliśmy do kuchni. ten nalał wody do szklanki.
- może mały trening ? podobno to jest pierwsza moc, jaka może być u czarodziei.
Skupiłam się na szklance. co prawda, za bardzo nie wiedziałam co robić. ale próbowałam chociaż "improwizować".
- chyba nic z tego nie będzie.
- no to widać, Yuno, że treningi z Tobą będą strasznie trudne.
Wzruszyłam ramionami, może się mylił ? Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, zauważyłam numer Katherine. Odebrałam.
- Cześć. Co chciałaś?
- Yuna.. ja.. - nagle jej głos zamilkł. usłyszałam za to inny - Jeśli zależy Ci na Twojej koleżance, siostrze.. kim ona tam dla Ciebie jest. to chyba wiesz, gdzie masz się zgłosić. - Rozłączył się.
Pobiegłam po kluczyki, musiałam ją ratować.
- Co się stało?
- Chodź, nie marudź - zamknęłam drzwi i wybiegłam z klatki.
- może ja będę prowadzić? - zaproponował. oddałam mu kluczyki. Wolałam nie tracić życia jadąc jak opętana, ponieważ ode mnie zależało życie innej osoby.
po jakiejś godzinie byliśmy na miejscu - w domu letniskowym Katherine.
- Yuna. Wyczuwam tu wampira. wolałbym byś tu została.
- To kto wreszcie ją ratuje? Ja czy Ty ?
Weszłam do domu, dom jak dom - normalny.w salonie zauważyłam siedzącą Katherine. miała zaklejone taśmą usta i zawiązane z tyłu ręce. Podbiegłam do niej nie wiedząc, co zaraz na mnie czeka.
Złapał mnie chłopak, ten, którego już od jakiegoś czasu widzę.
- nie tak prędko, skarbie. widzę, że zabrałaś kogoś ze sobą. Ooo.. czyżby Barthel?
- Kim Ty jesteś? - Wykrzyczałam, próbując się wydostać, ten jednak za mocno mnie trzymał.
- Chyba na to powinien odpowiedzieć Ci Twój kochany Barthel.
Popatrzyłam na niego. Liczyłam na jego odpowiedź.
- To jest mój.. mój kuzyn.
- No Yuna, czujesz się oszukana? Twój chłopak ukrywa takie rzeczy przed Tobą. Może coś jeszcze?
- To nie jest mój chłopak! - kopnęłam go. wiedziałam, że zapewne na niego to nie podziała. cóż.
- Jeszcze się doigram. a wtedy nie będzie zbyt kolorowo jak teraz. - zniknął.
Odwiązałam Katherine. Ta wystraszona przytuliła się do mnie.
- Muszę Cie stąd zabrać. natychmiast.
- jesteś śpiąca ?
- nie. - przekręciłam oczami. czułam jego spojrzenie na mnie. Sam jego wzrok był hipnotyzujący.. tak samo jak on.
- to super. oznacza to, że w końcu możemy porozmawiać.
- tylko o czym?
- o tym, kim się stajesz.. lub nawet i staniesz w przyszłości.
- czyli ?
- chyba nie myślałaś, że dam Ci umrzeć za parę lat?
- noo... nie koniecznie..
- no tak myślę.
Wstał, po jego gestach zauważyłam że kazał zrobić mi to samo. też to uczyniłam. poszliśmy do kuchni. ten nalał wody do szklanki.
- może mały trening ? podobno to jest pierwsza moc, jaka może być u czarodziei.
Skupiłam się na szklance. co prawda, za bardzo nie wiedziałam co robić. ale próbowałam chociaż "improwizować".
- chyba nic z tego nie będzie.
- no to widać, Yuno, że treningi z Tobą będą strasznie trudne.
Wzruszyłam ramionami, może się mylił ? Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, zauważyłam numer Katherine. Odebrałam.
- Cześć. Co chciałaś?
- Yuna.. ja.. - nagle jej głos zamilkł. usłyszałam za to inny - Jeśli zależy Ci na Twojej koleżance, siostrze.. kim ona tam dla Ciebie jest. to chyba wiesz, gdzie masz się zgłosić. - Rozłączył się.
Pobiegłam po kluczyki, musiałam ją ratować.
- Co się stało?
- Chodź, nie marudź - zamknęłam drzwi i wybiegłam z klatki.
- może ja będę prowadzić? - zaproponował. oddałam mu kluczyki. Wolałam nie tracić życia jadąc jak opętana, ponieważ ode mnie zależało życie innej osoby.
po jakiejś godzinie byliśmy na miejscu - w domu letniskowym Katherine.
- Yuna. Wyczuwam tu wampira. wolałbym byś tu została.
- To kto wreszcie ją ratuje? Ja czy Ty ?
Weszłam do domu, dom jak dom - normalny.w salonie zauważyłam siedzącą Katherine. miała zaklejone taśmą usta i zawiązane z tyłu ręce. Podbiegłam do niej nie wiedząc, co zaraz na mnie czeka.
Złapał mnie chłopak, ten, którego już od jakiegoś czasu widzę.
- nie tak prędko, skarbie. widzę, że zabrałaś kogoś ze sobą. Ooo.. czyżby Barthel?
- Kim Ty jesteś? - Wykrzyczałam, próbując się wydostać, ten jednak za mocno mnie trzymał.
- Chyba na to powinien odpowiedzieć Ci Twój kochany Barthel.
Popatrzyłam na niego. Liczyłam na jego odpowiedź.
- To jest mój.. mój kuzyn.
- No Yuna, czujesz się oszukana? Twój chłopak ukrywa takie rzeczy przed Tobą. Może coś jeszcze?
- To nie jest mój chłopak! - kopnęłam go. wiedziałam, że zapewne na niego to nie podziała. cóż.
- Jeszcze się doigram. a wtedy nie będzie zbyt kolorowo jak teraz. - zniknął.
Odwiązałam Katherine. Ta wystraszona przytuliła się do mnie.
- Muszę Cie stąd zabrać. natychmiast.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Rozdział 3
- no a więc. dzisiaj zaczniemy od.. może małego zapoznania się? bo jakby nie patrzeć.. nie do końca się znamy..
- a już zdążyliśmy się pocałować - uśmiechnęłam się. popatrzyłam się na niego. dziś miał na sobie dalej jeansowe spodnie i jasną koszulkę. dopiero teraz przyjrzałam się mu " dogłębnie ". był wysportowany (widać było to po jego ramionach).
- Oj tam.. mały pocałunek nie zaszkodzi.
- oczywiście.. - wyszliśmy z domu, zamykając go na klucz przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie - o tym chłopaku. zeszliśmy na dół.
- no to gdzie idziemy ?
- hmm.. - rozejrzałam się - przed siebie ?
- no dobrze.. a więc.. prowadź..
Nie miałam za bardzo gdzie go zaprowadzić. to miasto było tak małe, że jedyne co było ciekawe, to było miejsce naszego spotkania. chyba że coś przeoczyłam.
Poszliśmy na wielki, nowy wyremontowany plac na którym zbierała się już gromadka osób.
- fajnie tu. nie wiedziałem o tym miejscu.. moje przejażdżki ograniczają się jedynie na tor.
- rozumiem.
objął mnie. praktycznie wszyscy się na nas patrzyli. czyżbyśmy tak dziwnie wyglądali ?
- skąd jesteś ?
- hmm.. zawsze się gdzieś pałętałem. tutaj zatrzymałem się na chwile.. tropem pewnego człowieka. lecz widzę że - spojrzał na mnie - będę musiał zostać na dłużej.
- a ja, że będę musiała zostać pod Twoją opieką. - zaśmiałam się po cichu.
Poszliśmy do kina na jakiś film. Barthel wybrał horror. dobrze jednak, że nie film romantyczny. do takich mam słabość. Weszliśmy na sale i zajęliśmy swoje miejsca.
- myślę, ze się nie będziesz bała
- nie.. no skąd.
Zaczęło się od opowieści, czyli tradycyjnie wstęp.
- podoba się? - szepnął, patrząc to na mnie, to na ekran
- tak. nawet nie wiesz jak bardzo.. co prawda nie za bardzo lubię horrory.. ale ten przypadł mi szczególnie do gustu.
po godzinie oglądania wyszliśmy z kina, dalej idąc w objęciach Barthela.
Zamarłam.
Parę metrów przed nami stał ten chłopak którego widziałam przed klatką. nie mogłam się ruszyć, tym bardziej wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Co jest, Yuna..? - popatrzył na mnie, spuściłam wzrok w dół.
- to on.. - przełknęłam głośno ślinę, gdy spojrzałam z powrotem jego już nie było. czyżby znowu moje dziwne urojenia ?
- znasz go ? - szliśmy dalej, a ja zaczęłam swoje opowieści.
- wczoraj był u mnie przed klatką. uciekłam mu.. domyśliłam się kim jest po jego skórze.
- pamiętasz te wiadomości ? mam podejrzenie że to on.. lub jakiś nowo narodzony. to w pewnym sensie mój stary znajomy. lecz teraz musisz być bardziej pod moją obserwacją.
- przecież i tak jestem - powiedziałam ironicznie. uśmiechając się.
- jesteś. owszem.
Doszliśmy do mnie, otworzyłam swoje drzwi i wpuściłam go do domu.
- rozgość się. - zamknęłam drzwi.
- dobrze. - wszedł do mnie do pokoju i położył na łóżku, gdy zauważył mój zdziwiony wzrok powiedział jedynie " no co, kazałaś mi się rozgościć". Zaśmiałam się. ale to był dopiero początek ..
- a już zdążyliśmy się pocałować - uśmiechnęłam się. popatrzyłam się na niego. dziś miał na sobie dalej jeansowe spodnie i jasną koszulkę. dopiero teraz przyjrzałam się mu " dogłębnie ". był wysportowany (widać było to po jego ramionach).
- Oj tam.. mały pocałunek nie zaszkodzi.
- oczywiście.. - wyszliśmy z domu, zamykając go na klucz przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie - o tym chłopaku. zeszliśmy na dół.
- no to gdzie idziemy ?
- hmm.. - rozejrzałam się - przed siebie ?
- no dobrze.. a więc.. prowadź..
Nie miałam za bardzo gdzie go zaprowadzić. to miasto było tak małe, że jedyne co było ciekawe, to było miejsce naszego spotkania. chyba że coś przeoczyłam.
Poszliśmy na wielki, nowy wyremontowany plac na którym zbierała się już gromadka osób.
- fajnie tu. nie wiedziałem o tym miejscu.. moje przejażdżki ograniczają się jedynie na tor.
- rozumiem.
objął mnie. praktycznie wszyscy się na nas patrzyli. czyżbyśmy tak dziwnie wyglądali ?
- skąd jesteś ?
- hmm.. zawsze się gdzieś pałętałem. tutaj zatrzymałem się na chwile.. tropem pewnego człowieka. lecz widzę że - spojrzał na mnie - będę musiał zostać na dłużej.
- a ja, że będę musiała zostać pod Twoją opieką. - zaśmiałam się po cichu.
Poszliśmy do kina na jakiś film. Barthel wybrał horror. dobrze jednak, że nie film romantyczny. do takich mam słabość. Weszliśmy na sale i zajęliśmy swoje miejsca.
- myślę, ze się nie będziesz bała
- nie.. no skąd.
Zaczęło się od opowieści, czyli tradycyjnie wstęp.
- podoba się? - szepnął, patrząc to na mnie, to na ekran
- tak. nawet nie wiesz jak bardzo.. co prawda nie za bardzo lubię horrory.. ale ten przypadł mi szczególnie do gustu.
po godzinie oglądania wyszliśmy z kina, dalej idąc w objęciach Barthela.
Zamarłam.
Parę metrów przed nami stał ten chłopak którego widziałam przed klatką. nie mogłam się ruszyć, tym bardziej wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Co jest, Yuna..? - popatrzył na mnie, spuściłam wzrok w dół.
- to on.. - przełknęłam głośno ślinę, gdy spojrzałam z powrotem jego już nie było. czyżby znowu moje dziwne urojenia ?
- znasz go ? - szliśmy dalej, a ja zaczęłam swoje opowieści.
- wczoraj był u mnie przed klatką. uciekłam mu.. domyśliłam się kim jest po jego skórze.
- pamiętasz te wiadomości ? mam podejrzenie że to on.. lub jakiś nowo narodzony. to w pewnym sensie mój stary znajomy. lecz teraz musisz być bardziej pod moją obserwacją.
- przecież i tak jestem - powiedziałam ironicznie. uśmiechając się.
- jesteś. owszem.
Doszliśmy do mnie, otworzyłam swoje drzwi i wpuściłam go do domu.
- rozgość się. - zamknęłam drzwi.
- dobrze. - wszedł do mnie do pokoju i położył na łóżku, gdy zauważył mój zdziwiony wzrok powiedział jedynie " no co, kazałaś mi się rozgościć". Zaśmiałam się. ale to był dopiero początek ..
niedziela, 12 sierpnia 2012
Rozdział 2
Przymrużyłam oczy, z każdą sekundą jego opowieści coraz bardziej zaczęło mi się to podobać.
- A więc Yuno, kroczysz ku przygodzie ze mną?
- Jasne. Tylko że jako człowiek zapewne nic nie zdziałam.
- zdziałasz, zdziałasz. jesteś silna. - przybliżył się do mnie, dodało mi to w pewnym sensie odwagi. - a jeśli chodzi o Twoje zasłabnięcia. to już Ci wyjaśniam. jest to moc która zdarza się raz na jakieś milion przypadków, głównie wampirzych. działa na czarodziei i wampiry...
- czekaj czekaj - przerwałam mu - jak to ? przecież ja nawet nie jestem czarodziejką, czarownicą, wiedźmą..
- jesteś.. tak to moja moc na Ciebie by nie działała. na wampira działa lub nie. nie to żebym wykorzystywał ją na Tobie. ona sama idzie.
- jasne. wiesz.. ja idę.. - spojrzałam na zegarek. była już 18:12. a wydawałoby się, że jest dopiero 14 z groszami.
- No dobrze.. nie będę Cię zatrzymywał.
Wyszłam. za mną szedł Barthel. który doprowadził mnie do wyjścia.
- tylko jedź spokojnie. - uśmiechnął się i podał mi rękę. zobaczyłam , że mi coś dał. był to numer do niego, gdy spojrzałam w miejsce, gdzie był to.. jego już nie było. pojechałam do siebie.
Zaparkowałam ścigacza i poszłam do klatki. wyczułam coś, a bardziej kogoś. popatrzyłam się za siebie stał za mną czarno włosy chłopak o jasnej karnacji. pobiegłam szybko na górę do domu i zamknęłam dom na klucz.
- czyżby się zaczęło ? - wystraszyłam się. może po prostu to był zwykły człowiek?
Poszłam do pokoju i położyłam się na swoim łóżku. po chwili zasnęłam.
Zaparkowałam ścigacza i poszłam do klatki. wyczułam coś, a bardziej kogoś. popatrzyłam się za siebie stał za mną czarno włosy chłopak o jasnej karnacji. pobiegłam szybko na górę do domu i zamknęłam dom na klucz.
- czyżby się zaczęło ? - wystraszyłam się. może po prostu to był zwykły człowiek?
Poszłam do pokoju i położyłam się na swoim łóżku. po chwili zasnęłam.
Barthel
Stanąłem przed oknem Yuny, po cichu wszedłem przez nie do jej pokoju. spała tak ślicznie, położyłem się koło niej i popatrzyłem na nią, głaskając delikatnie jej policzek.
I pomyśleć, że dopiero teraz ją poznałem. Przytuliłem ją do siebie. czułem ciepło jej ciała. jej energię i to, jak bije jej serce. Znakomicie to wszystko wyglądało. i już wtedy miałem nadzieję, że tak samo będzie wyglądać przyszłość z nią. po tym co się wydarzyło.. nie miałem innego wyboru niż ją chronić.
Jak to mówią : " Nie można zepsuć tak młodego talentu "
Przesiedziałem z nią całą noc. aż w końcu się zbudziła.
Yuna
Otworzyłam oczy, widziałam go. jego wzrok leżący na mnie.
- czym zawdzięczam Twoje odwiedziny ?
- Muszę Cię chronić. nie ma innego wyjścia.. - uśmiechnął się.
- odpowiada mi to.
Przybliżyłam się do niego. po chwili się pocałowaliśmy.
Rozdział 1
Obudziłam się w czyimś domu.
Co ja tu w ogóle robiłam?
Leżałam na dwuosobowym łóżku, koło mnie siedział chłopak który "mnie uratował".
- i jak się czujesz? - spytał, było po nim widać, że był zatroskany. co za tym wychodzi? nie miał w planie ewentualnego porwania mnie.
- dobrze.. co się stało.. ?
- zemdlałaś..
Nie chciałem wyjaśniać nieznajomej mi dziewczynie powodu jej mdlenia. zapewne nie zrozumiałaby tego, choć jej aura wygląda mi na dosyć podejrzaną. była "magiczna".
pogłaskałem delikatnie jej głowę. nie mogłem wyczuć jej mocy. widać że się broniła, czy tez miała tarczę.
- jesteś głodna? - głos na słowo "głodna" mi się załamał. samo to zdanie przyprawiało mnie o lekki dreszczyk. musiałem przezwyciężyć moje pragnienie.
- nie, nie jestem. dam sobie radę. - wstała. ja delikatnie stanąłem koło niej. - nic mi nie jest, nie musisz się fatygować. naprawdę. Tak w ogóle - popatrzyła na mnie - Jak Ci na imię?
- Barthel. a Ty?
- Yuna. miło mi. - Skądś ją kojarzyłem - a raczej jej imię. Ciekawe tylko skąd ..
Co ja tu w ogóle robiłam?
Leżałam na dwuosobowym łóżku, koło mnie siedział chłopak który "mnie uratował".
- i jak się czujesz? - spytał, było po nim widać, że był zatroskany. co za tym wychodzi? nie miał w planie ewentualnego porwania mnie.
- dobrze.. co się stało.. ?
- zemdlałaś..
Barthel
Nie chciałem wyjaśniać nieznajomej mi dziewczynie powodu jej mdlenia. zapewne nie zrozumiałaby tego, choć jej aura wygląda mi na dosyć podejrzaną. była "magiczna".
pogłaskałem delikatnie jej głowę. nie mogłem wyczuć jej mocy. widać że się broniła, czy tez miała tarczę.
- jesteś głodna? - głos na słowo "głodna" mi się załamał. samo to zdanie przyprawiało mnie o lekki dreszczyk. musiałem przezwyciężyć moje pragnienie.
- nie, nie jestem. dam sobie radę. - wstała. ja delikatnie stanąłem koło niej. - nic mi nie jest, nie musisz się fatygować. naprawdę. Tak w ogóle - popatrzyła na mnie - Jak Ci na imię?
- Barthel. a Ty?
- Yuna. miło mi. - Skądś ją kojarzyłem - a raczej jej imię. Ciekawe tylko skąd ..
Yuna
Widziałam jego zaciekawienie, pewnie było to spowodowane jakże moim dziwnym imieniem. popatrzyłam mu głęboko w oczy. zaczęłam znowu tracić energię. Barthel złapał mnie przed tym jak upadłam. a byłam tego bliska.
- Dzięki. szybki jesteś.
- Napad adrenaliny. nie mogę Cię rozgryźć, Yuno. - Oparłam się o ścianę gdy on podchodził do mnie jeszcze bliżej. położył rękę na ścianie, znajdowała się ona nad moim ramieniem.
- Yyy... co robisz ?
- Nic Ci nie zrobię. zaufaj mi.
- Trudno powiedzieć. szczerze to bliskość pomiędzy nami jest tak wysoka, że nie jestem wstanie określić, czy jestem w stanie do stu procent Ci zaufać. - kolejna moja urzekająca odpowiedź. do której do wszyscy mają słabość. lecz nie on. od początku wydawał mi się dziwny, pewnie tak samo jak ja jemu.
- Lubisz taką bliskość?
- Tylko w niektórych przypadkach.
- Och, Yuno. czemu nie mogę Cię odczytać ? - zaśmiał się delikatnie.
- W jakim sensie "odczytać" ?
Naszą rozmowę przerwał telefon Barthela. po niej włączył telewizor.
- To nie wiarygodne! W naszym spokojnym mieście zostały zabite 3 osoby. wiadomo tylko że mają ślady na szyi. mówiła dla Was Alice Broke.
- on wrócił. Cholera!
- co się stało? -popatrzyłam na niego, to na telewizor.
- nie mam wyjścia. muszę Ci o wszystkim opowiedzieć.
Popatrzyłam na niego z nutą zaniepokojenia.. wiedziałam, że to będzie ciekawy dzień.
sobota, 11 sierpnia 2012
Prolog
Yuna.
Wakacje - nudny okres kiedy zapewne nie tylko ja się nudzę, a że byłam zamknięta w sobie (czy tez bardziej typem samotnika) działało to na moją psychikę.Byłam dziewczyną o ciemno brązowych włosach która nie była tak jak reszta dziewczyn - normalny ubiór i naśladowanie nowych trendów mody. Ja za to wolałam czarne sukienki, gorset i do tego glany, bądź zwykłe trampki. choć wiem, że to wygląda dziwnie - czyste wyczucie.
Usłyszałam komunikat o nowej wiadomości na Skype. Była to Katherine. zawsze dzwoniła, albo przynajmniej pisała kiedy pojawiałam się na tym "niebieskim komunikatorze", zadzwoniłam do niej.
- Cześć Katherine. Jak Ci się układa z Mattem ?
- Super. Nie dawno wróciliśmy znad naszego pięknego morza. a u Ciebie?
- Też super - skłamałam, tak naprawdę nie było tak super jakby się wydawało, co prawda powinnam się cieszyć - wolny dom, nikogo nie ma. ale to nie dla mnie - wiecie co.. ja idę pojeździć.. sorki.
Rozłączyłam się i wyłączyłam komputer, ubrana w czarne spodnie, trampki i "rockową" kurtkę wyszłam, zamykając dom na klucz. Wyciągnęłam kluczyki od mojego czarno-czerwonego ścigacza, wsiadłam na niego, odpaliłam, i odjechałam.
Miasto, w którym mieszkałam było małe. Tata z mamą wyjechali za granicę, ja już "jako dorosła" mogłam zostawać sama w domu + mała kontrola mojej siostry. postanowiłam pojechać na tor, choć pogoda nie była zbyt piękna, ponieważ zaczynał powoli padać deszcz. gdy zobaczyłam, że tor jest zamknięty, zaczęłam nabierać pewności, iż "źle robię".
- Cześć, co tu robi taka piękność na takiej bestii ?- zauważyłam chłopaka, który siedział na czerwonym ścigaczu, przyjrzałam się mu, miał ciemne włosy, czarną kurtkę i jeansowe spodnie.
- szczerze? taka piękna pogoda i chciałam pojeździć. a że zamknięte no to.. -zeszłam ze swojego "sportowego motocykla" i oparłam się o niego. -poza tym.. czemu bestia ?
- takiego ścigacza dla kobiety to sztuka.. - uśmiechnął się i popatrzył na mnie.
- pojedźmy gdzieś -zaproponowałam, wsiadając na swojego ścigacza. odjechałam, ten przejął prowadzenie. po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do lasu.
- jak Ci się tu podoba? postawił swojego ścigacza obok płotu, zrobiłam to samo.
- fajnie tu.. - popatrzyłam na niego. nagle poczułam dziwne ukłucie.
Zemdlałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)