Katherine
Popatrzyłam się na leżącą Yunę. Bardzo się wykrwawiała. za tym chłopakiem stał już Barthel. odepchnął go tak mocno, że skończył w sąsiednim pokoju.
- Czy ona umrze ?
- Nie. - Przybliżył się do jej szyi. zrobił podobnie to, co tamten.
- Co jej robisz?!
- Ratuję ją. Powinna za niedługo się przebudzić. - stanął nad nią.
O co z tym w ogóle chodziło?
Yuna
Życie przeleciało mi przed oczami. odnośnie niektórych sytuacji. przebudziłam się.
Widziałam Katherine i Barthela, u Katherine wyczułam szczególny strach.
- Co się stało? - dopiero po tych słowach się rozejrzałam, czemu leżałam na podłodze?
- Dorwał Cię. - Czerwonowłosa dziewczyna pomogła mi wstać. zobaczyłam w lustrze ranę po zębach.
- Nic Ci nie będzie.
W odbiciu lustra widziałam jak Barthel patrzy się na moją ranę.
- Taa. - Wzruszyłam ramionami. - do wesela się zagoi..
- do czyjego wesela?
- oczywiście, że twojego. - zaśmiałam się.
- oj, na to bym nie liczyła. może do twojego?
Na to zdanie spoważniałam...
... I zamilkłam na jakieś trzy minuty. dosłownie. tak jak reszta.
- Yuna. Wiesz co. ja pójdę na.. spacer. a więc.. - i po chwili wyszła.
Nie wiem czy to po prostu atmosfera ją do tego zmusiła, czy ktos jej co nie co w głowie nie po przewracał. Ciekawe.
- a więc będziemy tak milczeć ?
- Co on mi zrobił ?
- chciał Cię przemienić.. wyssałem jego jad ponieważ.. nie chciałem.. byś była wampirem od jego strony
- to źle, jak bym była wampirem od jego strony ?
- tak.
- to wiele wyjaśnia. - usiadłam na szafce, miałam mieszane wrażenia co do tego wszystkiego.
- Yuna. nie mógłbym Ci pozwolić na to. bynajmniej teraz.
- To mi to wyjaśnij. o co rzekomo chodzi ? - zrobiłam grymaśną minę.
- nie wiesz jaki on jest. podobno od tego, który Cię przemienia, przechodzi jakaś część mocy. a jego mocy wolałbym nie komentować, uwierz.
- No dobrze. niech będzie. oszczędzę Cię. ale jak na razie - uśmiechnęłam się
- Dziękuję.
Zeszłam z szafki. ponownie przypatrzyłam się na ranę. a jej już nie było.
Dalej sprawiało (i będzie sprawiać ) to dla mnie czarną magię.
I coś czuję, że na tym się nie skończy.
Lecz czemu ktokolwiek chciał mnie ratować? To zawsze będzie dla mnie zagadką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz