czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 6

- Czyli że .. będziemy mieli niezłą rozpierduchę ?
- Jeżeli Matt jest tym, o czym, a raczej o kim myślę.. to tak. tym bardziej, jeżeli jest nowo narodzonym.
- Masz racje.
- Muszę chronić Katherine.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- normalnie. - uśmiechnęłam się.
- Yuna, nie dasz mu  rady. jeśli jest tym.. wampirem.. no to mamy problem..
- ale chyba możesz mnie przemienić. no nie ? - nie chciałam nawet wspominać.. o mojej przemianie. zawsze nasuwało mi się przy tym coś strasznego, dziwnego. lecz jednak ciągnęło mnie do tego jak mysz do sera.
- To trochę skomplikowane..
- czemu ?
- najpierw muszę wiedzieć parę rzeczy.. Ale to w między czasie.
Kiwnęłam głową.
Zastanawiałam się co tak dokładnie zrobić.. zapewne i tak jestem skazana na wieczność z Barthelem. ale..
Wątpliwości..
Czyli jak zwykle.
- Yuna. spokojnie.. wszystkiego Cię nauczę..
- tak myślę..
- nie zostawię Cię tak zwanie z "pustymi torbami"
- idę do sklepu..
- idę z Tobą.
- yhm. a kto zostanie z Katherine ? no a więc widzisz.. - poszłam do drzwi, on nie odpuścił.
- może jednak ja pójdę ?
- no dobra. jeżeli tak bardzo chcesz .. - kiwnęłam głową. poczułam, jakby ktoś mącił mi w głowie. tak. to  na pewno Barthel. dlatego też zapewne powiedziałam to zdanie.
- za niedługo będę - puścił mi oczko i z szybkością wampira poszedł.

Barthel

Parę ulic od domu Yuny zauważyłem Jacka. Nie miałem ochoty do niego podchodzić.
Cholera!
Sam podszedł.
- No i jak u Twojej dziewczyny, czemu nie jesteście razem.. teraz? - zrobił wielkie, przekonujące oczy. miał coś w planach. nie mogłem zrozumieć. chodziło mu o Yunę ?
- Jack. nie wiem co chcesz zrobić.. ale .. nie ze mną.
- jak to ktoś powiedział - oko za oko , szczęka za ząb.
Zniknął. oby nie było go tam gdzie myślałem. zawróciłem się.

Yuna

Usłyszałam pukanie do drzwi. wyczułam złą energię - czyżby moce mi się ujawniały?
- Katherine. schowaj się. - powiedziałam i otworzyłam wejściowe drzwi.
- Cześć Yuno.. Znowu się spotykamy, prawda?
po tych słowach przybliżył się do mnie. Odepchnęłam go od siebie. nie dał za wygraną. przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, zaczął gryźć moją szyję. wstrzykiwać mi jad.
- Katherine! uciekaj! - po tych słowach straciłam czucie. zemdlałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz